Kiedy kolejne zmiany w rządzie?
Zapowiedziane przez premier Beatę Szydło przetasowania w rządzie i uczynienie z wicepremiera Mateusza Morawieckiego superministra - ministra finansów i rozwoju - nie rozwiązują zasadniczych problemów, z którymi ma do czynienia jej gabinet.
To nie po stronie ministra finansów, traktowanego nawet tylko i wyłącznie jako księgowy, leżał problem. Bieżąca sytuacja budżetu jest bowiem dobra, a kluczowe wyzwania ministra sprowadzały się do zapewnienia finansowania politycznych projektów, obietnic PiS z kampanii wyborczej.
Teraz bieżący nadzór nad tym przejmuje wicepremier i minister rozwoju. Będzie musiał spinać wydatki ... rozwojowe z kolejnymi programami rządu z końcówką plus, które na razie rodzą same nowe koszty.
Wsłuchując się w środową wypowiedź Beaty Szydło można było też wyłuskać zdania dotyczące tego, że kończy się czas strategii, planów, premier oczekuje ich efektów, które przełożą się na gospodarkę. Czyżby to było lekkie trącenie i uwaga do swojego wicepremiera? Tylko, że dokonując obecnych przesunięć i wzmacniając pozycję Mateusza Morawieckiego premier nie podejmuje działań zmierzających do eliminacji słabych punktów. A kłopoty są wciąż związane z innymi niż resort finansów ministerstwami i dotyczą takich dziedzin jak infrastruktura czy energetyka.
Wystarczy choćby wspomnieć o długim oczekiwaniu na start kolejowych inwestycji, wyzwaniach firm energetycznych i nierozwiązanych wciąż problemach górnictwa. I nawet jeśli pojawiały się pomysły, żeby połączyć resort infrastruktury i rozwoju, to sami współpracownicy Mateusza Morawieckiego przyznawali nieoficjalnie, że to stajnia Augiasza i są temu niechętni, bo wiedzą jakie zapóźnienia w wydawaniu unijnych euro ma np. kolej. Dlatego wydaje się, że środowe zmiany w rządzie mogą nie być ostatnimi i tylko kwestią czasu pozostają następne. Jeśli pani premier oczywiście chce rozwiązać realne problemy. A one zaczną się coraz mocniej nasilać.
Paweł Czuryło