Krótka teoria prohibicji i ekonomia dopalaczy

Restrykcyjna polityka nie rozwiąże zatem problemu dopalaczy. Może prowadzić jedynie do pojawiania się kolejnych, coraz mocniejszych i bardziej niebezpiecznych substancji.

Prohibicja narkotykowa prowadzi do wielu niezamierzonych konsekwencji (takich jak wzrost siły działania narkotyków) - w rezultacie staje się ona nieskuteczna i generuje kolejne problemy. Pojawienie się dopalaczy - jako tańszych i legalnych substytutów - stanowiło rezultat wojny z narkotykami.

Restrykcyjna polityka nie rozwiąże zatem problemu dopalaczy. Może prowadzić jedynie do pojawiania się kolejnych, coraz mocniejszych i bardziej niebezpiecznych substancji. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem problemu dopalaczy jest legalizacja marihuany (narkotyków), aby obniżyć jej cenę i zmniejszyć atrakcyjność dopalaczy (których skład jest często nieznany i podlega relatywnie częstym zmianom).

Reklama

Za sprawą kolejnych zatruć, ostatnimi czasy znów zrobiło się głośno o dopalaczach. Medialna histeria sprawia wrażenie, że problem pojawił się nagle i stanowi niemałe zaskoczenie, biorąc pod uwagę niedawną nieprzejednaną walkę "na granicy prawa" rządu z tzw. substancjami zastępczymi. W rzeczywistości jednak liczba zgłoszeń podejrzeń zatruć rosła od lat.

Ekonomiści nie są jednak zaskoczeni, ponieważ zarówno teoria, jak i empiria niezbicie wykazują, że walka z narkotykami, w tym z dopalaczami, jest nieskuteczna i szkodliwa. Celem tego artykułu będzie ekonomiczna analiza prohibicji narkotykowej i wyciągniecie odpowiednich wniosków mających zastosowanie w debacie na temat polityki względem dopalaczy.

Nieskuteczna walka

Dlaczego walka z dopalaczami i w ogóle z narkotykami jest nieskuteczna? Prohibicja i związane z nią sankcje prawne zwiększają ryzyko i koszty działalności, co ogranicza sztucznie podaż i powoduje wzrost cen. Wzrost cen prowadzi do trzech efektów sprzecznych z oficjalnymi celami prohibicji, jakimi są: spadek konsumpcji narkotyków, spadek przestępczości i zdrowsze społeczeństwo.

Po pierwsze, zwiększa on zyski pozostających w branży producentów i sprzedawców, przyciągając również nowych graczy. Wyższe zyski pozwalają na opracowywanie nowych technologii produkcji oraz metod dystrybucji, tworzenie kolejnych nowych substancji psychoaktywnych,

w tym dopalaczy, przekupywanie policji itd. Po drugie, skłania on konsumentów do substytucji droższych narkotyków używkami gorszej (o bardziej zmiennej) jakości, mocniej zanieczyszczonych, o niepewnym składzie chemicznym itd. Jest to szczególnie istotny problem na czarnym rynku, na którym konsumenci z oczywistych powodów (brak marek producenckich, brak możliwości sądowego pozywania nieuczciwych producentów, itp.) w mniejszym stopniu mogą kontrolować i egzekwować jakość. Po trzecie, wzrost cen prowadzi do obniżenia się realnego dochodu konsumentów. Ponieważ część z nich jest uzależniona, przez co ich popyt jest nieelastyczny, w odpowiedzi na wzrost cen i spadek realnego dochodu mogą oni popełniać przestępstwa, aby zdobyć potrzebne pieniądze.

Prohibicja prowadzi także do zwiększenia siły działania narkotyków. Aby zminimalizować ryzyko złapania oraz zmniejszyć ewentualną karę (która często zależy od wagi posiadanych substancji), producenci wytwarzają coraz mocniejsze narkotyki. W ten sposób spadek podaży zostaje zneutralizowany wyższą efektywnością (mocniejszą siłą działania) spożywanych substancji. Oznacza to, że podstawowy cel prohibicji, czyli spadek konsumpcji narkotyków, nie jest realizowany, jeśli weźmie się pod uwagę wzrost siły działania narkotyków.

Wojna z narkotykami nie jest też obojętna dla struktury relatywnych cen. Ponieważ koszty transportu są mniejsze w przypadku lżejszych i mniejszych objętościowo, ale mocniejszych narkotyków, zaś koszty unikania sankcji prawnych są mniej więcej stałe zarówno w przypadku słabszych, jak i mocniejszych narkotyków, prohibicja zachęca do produkcji tych ostatnich, co zmniejsza ich relatywną cenę względem słabszych substancji. W konsekwencji prohibicja zachęca konsumentów do nabywania mocniejszych narkotyków.

Podsumowując, prohibicja prowadzi do celów odwrotnych od oficjalnie zamierzonych. O ile może zmniejszyć ilość konsumowanych narkotyków w krótkim okresie, w długim okresie wzrost cen zachęca do zwiększenia podaży. Wbrew zamierzeniom prowadzi ona do konsumpcji mocniejszych, bardziej zmiennych i niepewnych, a przez to bardziej niebezpiecznych i uzależniających substancji, co negatywnie wpływa na zdrowie konsumentów (do tego represyjny charakter polityki narkotykowej zniechęca do leczenia). Również odwrotnie do założeń, prohibicja generuje wzrost przestępczości, zarówno po stronie konsumentów (z powodu wyższych cen i mniejszego realnego dochodu, zachęcającego osoby uzależnione do kradzieży lub prostytucji), jak i producentów (na czarnym rynku nie można odwołać się do sądów, zatem przemoc staje się ważniejszym sposobem rozwiązywania konfliktów).

Na wzrost przestępczości wpływa także odciąganie rzadkich zasobów od innych zadań policji oraz wymiaru sprawiedliwości na rzecz walki z narkotykami.

Nie można wreszcie zapominać o zwiększonych wydatkach rządowych, większej niestabilności w krajach produkujących narkotyki oraz ograniczaniu wolności obywateli (w wyniku zwiększonych uprawnień policji czy karania więzieniem za przestępstwa).

Polska walka z dopalaczami

Dopalacze są substytutami nielegalnych substancji psychoaktywnych i jako takie stanowią nieuchronny rezultat próby zbudowania utopijnego świata bez narkotyków. Historia prohibicji to nieustanne pojawianie się kolejnych (syntetycznych) substancji psychoaktywnych jako tańszych substytutów narkotyków objętych represjami (np. metaamfetamina jako kokaina dla ubogich). Dopalacze stanowią kolejny, logiczny etap bezsensownej walki z narkotykami.

Walka polskiego rządu z dopalaczami dość dobrze obrazuje ogólną teorię prohibicji. Choć po brawurowej bitwie wydanej legalnie działającym sprzedawcom i zamykaniu sklepów w 2010 r. konsumpcja dopalaczy początkowo spadała (przynajmniej wnioskując po liczbie podejrzeń zatruć, ponieważ szczegółowych danych na temat konsumpcji nie ma), to już w 2013 r. przekroczyła ona poziom z 2010 r. Tendencja taka wydaje się naturalna i wynika z tego, że produkcja spadła w krótkim okresie z powodu sankcji prawnych i zwiększonego ryzyka prowadzenia działalności. Dopiero po pewnym czasie producenci mogli opracować nowe specyfiki.

Wzrost liczby zgonów mogących mieć związek z zażyciem dopalaczy widoczny od 2013 r. sugeruje z kolei wzrost siły działania (tudzież spadek jakości) dopalaczy. Przyznaje to sam Główny Inspektorat Sanitarny, w swoim raporcie o środkach zastępczych za lata 2013-2014: "Jest wysoce prawdopodobne, że substancje te (tzn. pojawiające się każdego roku nowe substancje psychoaktywne - przyp. AS) wykazują znacznie silniejsze działanie na organizm (psychotyczne i somatyczne), co może być również przyczyną zwiększania się liczby interwencji medycznych, a także większej liczby zgonów "w miejscu zdarzenia" mogących mieć związek z użyciem środka zastępczego".

GIS w swoim raporcie zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz, dowodzącą tego, że walka z narkotykami (dopalaczami) pociąga za sobą wiele niezamierzonych, szkodliwych skutków. Otóż 1 lipca br. weszła w życie kolejna nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii (oraz niektórych innych ustaw), która rozszerzyła zakaz produkowania i sprzedaży dopalaczy na nowe substancje psychoaktywne. W konsekwencji producenci postanowili pozbyć się zapasów substancji objętych nowymi przepisami, wypuszczając na rynek znaczne ilości np. niesławnego "Mocarza" po obniżonej cenie. Podkreślmy to: zatrucia "Mocarzem" wynikają z restrykcyjnych zmian legislacyjnych, które skłoniły producentów do rzucenia na rynek znacznej ilości niebezpiecznego specyfiku.

Jak zatem widać, zmiany na rynku dopalaczy wpisują się w ogólną teorię prohibicji. Trzeba jednak zauważyć, że jedna ich cecha wzmacnia negatywne skutki prohibicji. Jednym z jej głównych efektów jest to, że jakość i czystość narkotyków na czarnym rynku podlega częstym zmianom, których konsumenci nie są w stanie zweryfikować. Wagę tego problemu może ilustrować fakt, że zdecydowana większość zgonów związanych z używaniem narkotyków nie wynika z ich konsumpcji per se, lecz z ich nielegalnego charakteru. Zjawisko to jest nasilone w przypadku dopalaczy, ponieważ priorytetem ich producentów jest szybka zmiana składu, aby być zawsze o krok przed ustawodawcą.

Wnioski dla polityki względem dopalaczy powinny być teraz oczywiste. Intensywny wzrost podaży dopalaczy obserwowany od kilku lat stanowi jeden z niezamierzonych skutków restrykcyjnej polityki narkotykowej. Trudno zatem oczekiwać, aby równie restrykcyjna polityka dopalaczowa okazała się sukcesem. Pociągnie za sobą raczej pojawianie się kolejnych mocniejszych i gorszej jakości substancji.

Inne skutki niż intencje

Jedynym sensownym rozwiązaniem jest legalizacja narkotyków, w wyniku której spadną ich ceny, co powinno zachęcić konsumentów do nabywania bardziej tradycyjnych (a przez to o mniej zmiennym i bardziej pewnym składzie) narkotyków (innymi słowy, spadną koszty alternatywne kupna dopalaczy). Ponadto legalizacja narkotyków pozwoliłaby na poddanie ich kontroli jakości (tak jak w przypadku alkoholu, papierosów, herbaty czy kawy), co rozwiązałoby problem często zmieniającego się składu chemicznego obecnie zażywanych substancji.

Niestety, mimo oczywistego fiaska prohibicji alkoholowej w USA oraz narkotykowej wszędzie na świecie i przykładu coraz większej liczby stanów Ameryki oraz państw liberalizujących przepisy, premier Ewa Kopacz stwierdziła, że rząd w sprawie walki z dopalaczami "musi bardzo mocno przyspieszyć".

Oczywiście nie można spodziewać się, że te same działania doprowadzą do odmiennych rezultatów. Dodawanie kolejnych substancji do wykazu środków odurzających oraz substancji psychotropowych będzie prowadzić do przeniesienia handlu do internetu (na strony zarejestrowane za granicą), nieustannego wyścigu zbrojeń między aparatem państwowym i chemikami oraz zgubnego wyprzedawania zapasów przed kolejnymi zmianami. Zastąpienie wprowadzenia na listę zakazanych substancji drogą ustawową poprzez rozporządzenia ministerialne od 1 lipca br. jeszcze bardziej zwiększy niepewność wśród producentów, skłaniając ich do coraz szybszych zmian i bardziej krótkookresowego podejścia, ze szkodą dla jakości narkotyków i zdrowia konsumentów. Czas najwyższy porzucić politykę narkotykową bazującą na emocjach i zacząć oceniać działania rządu pod względem rzeczywistych skutków, a nie intencji.

Arkadiusz Sieroń, Instytut Misesa

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: dopalacze | farmaceutyki | prohibicja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »