Kiedyś byli milionerami, teraz bankrutami

Mieli na koncie miliony dolarów. Zgubiło ich wystawne życie bądź nieudane inwestycje. O tym, jak stracić miliony, wie m.in. jeden z najbardziej znanych bokserów - Mike Tyson, który w mgnieniu oka rozpuścił zarobione podczas całej sportowej kariery 400 mln dolarów. O tym, jak spaść ze szczytu, wiedzą też aktorzy i raperzy.

Był mistrzem świata wagi ciężkiej organizacji WBC. W 1987 roku najlepszym pięściarzem wagi ciężkiej wszystkich federacji. Wygrał swoje pierwsze 19 zawodowych walk przez nokaut, z czego 12 walk w pierwszej rundzie. Był maszynką do zarabiania pieniędzy. Podobno w całej karierze zgromadził 400 mln dolarów. Jakież więc było zaskoczenie, gdy w 2003 roku Mike Tyson ogłosił bankructwo.

Zgubiły go nierozważne wydatki. Jak informował podczas jednej z rozpraw w sądzie, co miesiąc wydawał 400 tys. dolarów na swoje utrzymanie. W latach 1995-1997 wydał 9 mln dolarów na prawników, 230 tys. dolarów na rachunki za telefony, 410 tys. dolarów na wyprawienie przyjęcia urodzinowego. Fortunę kosztowały go nieudane małżeństwa. Rozwody z Robin Givens i Monicą Turner pochłonęły ponad 16 mln dolarów.

Reklama

Sprzedać, co się da

Nieco później zaczęło mówić się o bankructwie innego topowego boksera - Evandera Holyfielda. Wielokrotny mistrz świata w wadze ciężkiej i junior ciężkiej, zdobywca brązowego medalu olimpijskiego na Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles w 1984 roku zgromadził majątek w wysokości 200 mln dolarów. Równie szybko go roztrwonił.

Wiele pochłonęły alimenty. Holyfield ma jedenaścioro dzieci z kilkoma kobietami. W 2012 roku bokser pozbył się na licytacji większości posiadanych pamiątek. Pod młotek trafił też jego dom, a właściwie pałac w Atlancie, liczący 109 pokoi, 17 łazienek, mający na wyposażeniu basen o olimpijskich o wymiarach i 100-hektarowy park. Z taką nieruchomością pewnie trudno było się pożegnać.

Nieudana inwestycja

Bankructwa zdarzają się nie tylko wśród gwiazd sportu. W 1993 roku kłopoty finansowe ogłosiła aktorka Kim Basinger, laureatka Oscara za drugoplanową rolę w filmie "Tajemnice Los Angeles". Jedną z najbardziej popularnych i najchętniej rozchwytywanych aktorek lat 80. zgubiło kilka błędnych decyzji. Jedną z nich było kupno całego miasteczka za kwotę 20 mln dolarów. Zlokalizowane w Braselton w Georgii miasteczko miało przyciągnąć rzesze turystów. Nie przyciągnęło.

Aktorka sprzedała miasteczko zaledwie za milion dolarów. Musiała, bo potrzebowała pieniędzy na prawników. Ci byli jej potrzebni, gdy wycofała się z udziału w kontrowersyjnym filmie "Uwięziona Helena". Sąd na korzyść producentów, z którymi aktorka zerwała kontrakt, zasądził 8 mln dolarów odszkodowania. Po odwołaniu się od tej decyzji odszkodowanie zostało zmniejszone do 3,8 mln dolarów.

Raperzy bankrutują

Dużym zaskoczeniem było ogłoszenie w 2015 roku upadłości przez rapera 50 Centa. Gwoździem do finansowej trumny muzyka była decyzja sądu, który za udostępnienie sekstaśmy z udziałem Lavonii Leviston nakazał mu zapłatę 5 mln dolarów. Zbankrutował też inny znany raper - MC Hammer. Popłynął na inwestycji w nieruchomość. Wydał 33 mln dolarów na pałac z basenami, amfiteatrem, kręgielnią, dwoma helikopterami, pokrytą złotem bramą.

Utrzymanie takiej rezydencji pochłaniało niemal pół miliona dolarów miesięcznie. Oszczędności kurczyły się w zastraszającym tempie, a zarobki drastycznie zmniejszyły, gdy wydane płyty nie okazały się hitami, za jakie je uważano. Rad nierad, raper musiał ogłosić bankructwo.

Portal Skarbiec.biz S.A. - największy, niezależny serwis o prawie, finansach i gospodarce

Skarbiec.biz
Dowiedz się więcej na temat: celebryci | sportowcy | raperzy | bankructwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »