Przywileje górników na cenzurowanym. Czas na zmiany w wynagrodzeniach i emeryturach?
Od lat sytuacja budzi kontrowersje. Wpływ na to mają regulacje, które są korzystniejsze dla górników niż innych pracowników.
Mogą oni szybciej przejść na emeryturę i dłużej ją pobierać. Ich świadczenia należą do najwyższych w kraju, co nie wynika z odprowadzanych składek. Znaczna część jest finansowana przez podatników. Na ten cel rokrocznie trafiają miliardy złotych. Spore emocje wywołuje także system wynagrodzeń, zwłaszcza wypłacane tzw. trzynastki czy czternastki. Jednocześnie brakuje środków na inwestycje, co przekłada się m.in. na spadek konkurencyjności naszego węgla na rynku europejskim. Płace powinny być powiązane z wynikami finansowymi kopalń. Zdaniem znawców tematu, nieuniknione są zmiany i to dość poważnego kalibru. Jednak ich wprowadzenie nie będzie takie proste. Silniejszym impulsem do przeprowadzenia reform może być spowolnienie gospodarcze.
W Polsce górnicy mają zagwarantowane różne przywileje socjalne i materialne. To forma pewnego rodzaju uhonorowania za pracę pod ziemią, która nie należy do najlżejszych i najbezpieczniejszych. Jednak rozwiązania stosowane od lat wzbudzają emocje wśród przedstawicieli innych zawodów. Wielu z nich też wykonuje trudne i ryzykowne obowiązki, ale o podobnych udogodnieniach może jedynie pomarzyć.
- Przedstawiciele wszystkich profesji powinni być traktowani równoprawnie. Przez przywileje rozumiem korzyści w zamian za nic. Tak było kiedyś ze szlachtą, a mieszczanie i chłopi musieli za nią zapłacić dodatkowy podatek. Dziś sytuacja wygląda podobnie z górnikami. Zdarzają się wypadki, ale obecnie to już nie jest zawód wyjątkowo wysokiego ryzyka. Poziom niebezpieczeństwa nie odbiega od tego, jakie podejmuje np. budowlaniec czy kierowca pojazdu ciężarowego. Dotacje są faktycznie wsparciem dla Górnego Śląska. Korzystają z tego również handlowcy czy kupcy prowadzący tam swoje sklepy. Pracownicy kopalń mają większą siłę nabywczą, kosztem zmniejszania jej w pozostałych regionach, także tych znacznie biedniejszych, które wspierają górnictwo - mówi Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Obecna sytuacja jest typowym przykładem bardzo dobrze zorganizowanej grupy interesu, na co zwraca uwagę dr Aleksander Łaszek, główny ekonomista i wiceprezes zarządu Forum Obywatelskiego Rozwoju. Ekspert stwierdza, że w przeliczeniu na jednego podatnika mówimy o kwotach rzędu kilkudziesięciu złotych miesięcznie wsparcia i dla takiej sumy nikt nie będzie protestować. Natomiast z punktu widzenia górnika, przywileje oznaczają tysiące złotych i on zechce ich bronić na ulicy. Wszystkich to irytuje, ale nie na tyle, żeby stawiać sprawę na ostrzu noża. Natomiast dla pracowników kopalń jest to istotna kwestia, więc naciskają znacznie mocniej.
- Górnicy nie są inaczej traktowani, tylko mają dość ułomny system płac. Obejmuje on różne tzw. przywileje, będące składnikiem wynagrodzeń. To rozwiązanie jest archaiczne, bo wywodzi się jeszcze z poprzedniego systemu. Apanaże w górnictwie, biorąc pod uwagę uciążliwość tej pracy i niebezpieczeństwo, nie są nadmiernie wygórowane. To sprawia, że już występują problemy z naborem nowych pracowników, a za kilka lat zjawisko to nasili się jeszcze bardziej. Płace aktualne w tym sektorze nie będą w przyszłości konkurencyjne na rynku. Ponadto znacząco obniża się komfort pracy w kopalniach w efekcie konieczności prowadzenia eksploatacji w trudnych warunkach - stwierdza Janusz Steinhoff, przewodniczący Rady Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach, a także były wicepremier i minister gospodarki.
Miliardy złotych trafiają jako dopłaty z kieszeni podatników do emerytur i rent górniczych, co podkreśla Jeremi Mordasewicz. Ekspert zaznacza, że jest to największa pomoc, jaką dostaje branża. Górnik odchodzi na emeryturę, mając średnio 48 lat. W takiej sytuacji dostaje dłużej świadczenie, które jest w dodatku prawie 2 razy wyższe niż dla emerytów z pozostałych grup zawodowych. Ponadto, otrzymuje 3 razy tyle, ile wynikałoby z wpłaconych składek i dalszego oczekiwanego czasu życia. Oznacza to, że przedstawiciele innych grup pokrywają ze swoich podatków dwie trzecie emerytur górniczych. Gdybyśmy przyjęli, że mają oni zachować obecne przywileje, to kopalnie powinny za nich płacić dużo większe składki, niż obecnie.
- Rząd Jerzego Buzka wprowadził reformę systemu ubezpieczeń społecznych. W pierwotnym kształcie założyliśmy powszechność systemu i emerytury pomostowe dla osób pracujących w uciążliwych warunkach, finansowane przez pracodawców. Inaczej mówiąc, w koszcie wydobycia tony węgla czy wyprodukowania jakiegoś innego towaru, musi być ten wydatek uwzględniony. Jeżeli tego nie ma, to tworzymy w gospodarce ułomny rachunek kosztów. I tak się też stało. Nasi następcy tę reformę po części zdemontowali, m.in. wprowadzając szczególne systemy emerytalne dla górników, służb mundurowych, sędziów, prokuratorów etc. Dziś transfery poprzez Fundusz Ubezpieczeń Społecznych z budżetu państwa do systemu emerytalnego górników są bardzo znaczące - wyjaśnia Janusz Steinhoff.
Z kolei dr Łaszek przekonuje, że emerytury są nie tylko najkosztowniejszym przywilejem górniczym z punktu widzenia finansów państwa. To jest także kwestia najtrudniejsza do zmodyfikowania. Zdaniem eksperta, scenariusz ze zmianami jest niestety raczej życzeniowy. W normalnych warunkach wcześniejsze otrzymywanie świadczenia powinno być finansowane przez kopalnie i widoczne w cenie węgla. To jest faktyczny koszt wydobycia, a pozostaje ukrywany, ponieważ finansowanie odbywa się z podatków ogólnych. I to stanowi największy problem tego rozwiązania.
- Przywileje w tej branży nie polegają tylko na emeryturach. Są "trzynastki", a ich idea jest taka, że pracodawca dzieli się wypracowanym zyskiem ze swoimi pracownikami. To premia za produktywność, ale w górnictwie wygląda to inaczej. Przez wiele lat wypłacane były "trzynastki", a nawet "czternastki", mimo że kopalnie wykazywały notoryczne straty. To jest absurdalne, żeby wypłacać premie w firmach przynoszących straty. Układy zbiorowe powodują, że wynagrodzenia górników oderwały się od wyników finansowych tych zakładów - ocenia Jeremi Mordasewicz.
Według Janusza Steinhoffa, trzeba zdecydowanie zmienić i uprościć system płac w górnictwie. Należy odejść od wszystkich deputatów i innych bonusów. Wynagrodzenie powinno składać się z części podstawowej i ruchomej, która będzie funkcją wyników danej kopalni i wydajności pracy. Były minister gospodarki uważa, że stawki muszą być na poziomie pozwalającym pozyskanie kandydatów do pracy w kopalni, czyli uwzględniającym aktualną sytuację na rynku pracy. Związki zawodowe powinny zgodzić się na taką reformę, ponieważ musi się ona wiązać z obniżeniem płac. Każdy górnik będzie wiedział, ile zarobi, a opinię publiczną nie będą już bulwersowały tzw. przywileje. Ekspert ma również nadzieję, że negocjacje nad nowym układem zbiorowym zakończą się zawarciem porozumienia. Nie ma bowiem jakichkolwiek przesłanek racjonalności obecnego systemu.
- Gdyby przedsiębiorca wypłacał zatrudnionym wszystkie wypracowane pieniądze, to nie pozostałoby środków na inwestycje, czyli na odbudowywanie parku maszynowego. W kopalniach, kiedy miały one zyski, tak się właśnie działo. Pieniądze trafiały do górników, a nie np. na otwieranie nowych pokładów, uruchamianie ścian czy kupowanie maszyn i urządzeń. Wydajność pracy, może z wyjątkiem Bogdanki, jest bardzo niska. Wpływają na to nie tylko trudne warunki geologiczne. Znaczenie ma brak inwestycji, które pozwalają na zwiększenie wydobycia w przeliczeniu na jednego pracownika - dodaje doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Jak informuje Joanna Borecka-Hajduk, rzecznik Ministerstwa Energii, przeprowadzona przez rząd, efektywna restrukturyzacja uporządkowała i ustabilizowała sytuację w górnictwie węgla kamiennego. Działania te umożliwiły rozpoczęcie nowego etapu rozwoju całej tej branży. Obecnie trwają prace nad Ponadzakładowym Układem Zbiorowym Pracy (PUZP), który może określać szerzej i korzystniej uprawnienia uregulowane w Kodeksie pracy lub innych przepisach. W rozmowach biorą udział przedsiębiorcy, organizacje pracodawców i związki zawodowe pracowników. Celem tych spotkań jest stworzenie spójnego, przejrzystego oraz motywacyjnego systemu wynagrodzeń dla osób zatrudnionych w sektorze górniczym.
- Ci ludzie dostają od państwa po kilka miliardów złotych rocznie. Akceptowanie tego oznacza, że musimy zapłacić odpowiednio wyższe podatki albo dostajemy gorsze usługi. Gdybyśmy w danym roku nie dodali np. 6 mld złotych do tego sektora, to te środki moglibyśmy przeznaczyć na opiekę zdrowotną czy edukację. Zlikwidowanie przywilejów górniczych jest możliwe. One przecież nie obowiązują we wszystkich krajach w takim stopniu, jak w Polsce. Rząd będzie dotował górnictwo, dopóki ono się definitywnie nie załamie. Już nam brakuje węgla, a nowe inwestycje wymagałyby wielu miliardów złotych. Jednak kopalnie nie wypracują zysków, które pozwoliłyby na finansowanie niezbędnych inwestycji. W którymś momencie to po prostu runie, a my jako podatnicy będziemy musieli za to wszystko zapłacić - podkreśla Jeremi Mordasewicz.
Natomiast dr Łaszek zaznacza, że silniejszy impuls do zmian będzie przy kolejnym spowolnieniu gospodarczym. W takich sytuacjach znacznie zwiększa się presja na poszukiwanie oszczędności, dotyka to również uprzywilejowanych sektorów takich, jak górnictwo. Jednak trudno powiedzieć, kiedy do tego właściwie dojdzie. W najróżniejszych dziedzinach postęp w trafności prognoz jest olbrzymi. Nie dotyczy to przewidywań cyklu koniunkturalnego w ekonomii, ponieważ przez 50 lat nie widać poprawy w tej kwestii. Gospodarka rozwija się cyklicznie, więc spowolnienie nastąpi, ale nie wiadomo tylko kiedy.
- Górnictwo musi być przed wszystkim branżą rentowną. Teraz nie generuje strat, ponieważ są wysokie ceny węgla. Jednak trzeba pomyśleć o tym, jak sobie poradzi w czasach gorszej koniunktury. Jeżeli koszty emisji dwutlenku węgla będą rosły w takim tempie, jak do tej pory, a przypomnijmy, że dziś wynoszą one 15-16 euro za tonę, to węgiel stanie się coraz mniej atrakcyjnym nośnikiem energii. W 2017 roku minister energii zapowiedział, iż prawdopodobnie nowy blok Elektrowni Ostrołęka będzie ostatnim na paliwa stałe. To sygnał, że substytucja paliw stałych w elektroenergetyce i ciepłownictwie jest nieuchronna - podsumowuje Janusz Steinhoff.