Blackout? Po 2025 r. może zabraknąć prądu
Ryzyko niedoboru energii elektrycznej wzrośnie po 2025 r., kiedy to skończy się wsparcie dla starszych bloków węglowych w ramach rynku mocy i zaczną one być wycofywane z rynku. Nie zdążymy zapewne wypełnić luki, trzeba się liczyć z czasowymi niedoborami energii elektrycznej. Konieczne jest podjęcie zdecydowanych kroków w zakresie budowy nowych źródeł OZE i gazowych. Nie obejdzie się też bez potężnych inwestycji w sieć, by możliwe było przyłączenie nowych jednostek.
Problem będzie się nasilał. Zużycie prądu obecnie rośnie o 1-2 proc. rocznie, a proces ten zasadniczo przyspieszy gdy elektryfikacja będzie docierała do kolejnych sektorów, jak transport, ciepłownictwo czy produkcja w większości gałęzi gospodarki. Wówczas zapotrzebowanie na prąd wzrośnie skokowo, a mocy wytwórczych może być coraz mniej.
Wąskim gardłem jest też system dystrybucyjny. Siec wymagają ogromnych inwestycji, by były w stanie podłączyć nowe gigawaty mocy OZE, które będą powstawać w kolejnych latach. Sama budowa odnawialnych źródeł to jedno, ale przecież energię trzeba będzie wprowadzić do systemu. Te inwestycje muszą toczyć się równolegle, z uwzględnieniem specyfiki, jaką są niestabilne źródła oparte na wietrze czy słońcu.
Jak informowała podczas konferencji "Forum dla transformacji, stan wyjątkowy w energetyce" Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa Forum Energii, które jest organizatorem wydarzenia, z raportów ministerstwa klimatu i środowiska wynika, że w 2035 roku przez niemal 200 dni mogą pojawiać się problemy ze zbilansowaniem systemu. Proces odchodzenia od węgla przyspiesza, ale nie udaje się wypełniać luki węglowej.
- Nie ma wątpliwości, że problemy bilansowania systemu, które odczuwamy już teraz, nasilą się jeszcze bardziej w okolicy 2025 r., gdy z rynku mocy wypadną moce węglowe. Musimy inwestować. Możliwe jest dojście do 50 proc. OZE w miksie energetycznym do 2030 r. - przekonywała prezes Forum Energii.
Miałby on wyglądać następująco: offshore 6 GW, wiatr na lądzie 16 GW, fotowoltaika 16 GW i inne odnawialne źródła 2 GW.
Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Forum Energii sygnalizowała, że po 2025 r., kiedy skończy się wsparcie publiczne, falami z polskiego systemu może wyjść najpierw 8 GW mocy węglowych, a trochę później kolejne 6 GW. Trzecia fala wyłączeń nastąpi najpóźniej z końcem 2035 r. - To będzie koniec węgla w Polsce - mówiła. Z rynku zniknie około 16 GW mocy. Tymczasem w budowie jest prawie 2 GW, planuje się inwestycje w kolejny 1 GW, a dyskutuje o potencjale kolejnych 2 GW. By wypełnić tę lukę potrzeba jeszcze 11 GW.
Na konieczność podjęcia działań wskazywała też Monika Morawiecka, prezes PGE Baltica. - Należy postawić na zdecydowane przyspieszenie rozwoju OZE. Trzeba odblokować możliwość inwestowania w wiatr na lądzie i inwestować w sieci przesyłowe, bo bez tego proces transformacji się nie dokona. Musimy mieć dużo odnawialnych źródeł w systemie, by móc mówić o innych technologiach, jak ta oparta na zielonym wodorze - mówiła.
Budowa nowych lądowych mocy wiatrowych jest wciąż zablokowana zasadą 10H, która uniemożliwia stawianie wiatraków w odległości bliższej od zabudowań niż dziesięciokrotność ich wysokości. Jeśli chcielibyśmy odblokować ten potencjał, należałoby jak najszybciej złagodzić te ograniczenia. Sam proces inwestycyjny jest bowiem długotrwały, trwa od 5 do 7 lat.
Źle oceniono też zasadę zmiany rozliczeń prosumentów, którzy posiadają instalacje fotowoltaiczną. Nowe zasady, które mają wejść w życie od kwietnia 2022 r., będą dla nich mniej korzystne. Podkreślano, że wyhamuje to proces inwestycji prywatnych gospodarstw w instalacje solarne w newralgicznym momencie, gdy konieczna jest budowa jak największej ilości nowych mocy.
Paliwem przejściowym powinien być gaz. Bez niego trudno będzie zapewnić stabilizację systemu, który w coraz większym stopniu oparty będzie na źródłach odnawialnych. Uczestnicy dyskusji podkreślali, że bardziej efektywne byłoby stawianie rozproszonych, mniejszych jednostek gazowych w kogeneracji niż ogromnych bloków gazowych bez kogeneracji. Poza efektywnością argumentem jest bezpieczeństwo - jeśli dojdzie do awarii jednak jednostki, utrata mocy będzie bardziej dotkliwa.
Remigiusz Nowakowski, prezes DISE, podkreślał, że musimy być połączeni z innymi systemami energetycznymi, co będzie dodatkowym zabezpieczeniem w sytuacji niedoborów mocy, do których może dochodzić w 2025-2035 roku. Warto też stawiać na inne rozwiązania, jak choćby magazyny ciepła czy usługi DSR polegające na dobrowolnym czasowym obniżeniu przez odbiorców zużycia energii lub przesunięcia w czasie jej poboru.
W trakcie dyskusji stwierdzano, że być może będziemy zdani na atom, ale dotychczas więcej się na ten temat mówiło niż robiło. Poza tym to odległa perspektywa. Ten temat nie powinien nas zwalniać z inwestycji, które umożliwią budowę nowych mocy w krótszych terminach. - Jądrówka raczej nie powstanie we wcześniejszych latach 30., jak planowano, tylko raczej w późnych. Musimy coś do tego czasu robić - podkreślał Paweł Czyżak, kierownik ds. energii i klimatu w firmie Instrat.
Maćkowiak-Pandera zaznaczała, że konieczne jest sformułowanie jasnych celów będących aktualizacją polityki energetycznej Polski. Trzeba jasno nakreślić plany dotyczące choćby gazu, bez którego transformacja w Polsce się nie powiedzie. - Planując dekarbonizację energetyki musimy racjonalnie planować, ile mocy gazowych zamierzamy rozwinąć. Musimy mieć świadomość taksonomii, tego, że jesteśmy zdani na import tego surowca, a na rynku gazu dzieje się przecież różnie. Natomiast w jakimś wymiarze na pewno jest ona nam w Polsce potrzebny - mówiła.
Sygnalizowała, że warto stworzyć komisję do spraw energii złożoną ze specjalistów którzy pomogą opracować mapę drogową polskiej transformacji i powołać wicepremiera do spraw transformacji energetycznej. Konieczne jest też wzmocnienie kadrowe instytucji kluczowych dla działań transformacyjnych i modyfikacja rynku mocy w kierunku czystego rynku mocy. Odejście od węgla powinno, zdaniem prezes Forum Energii, nastąpić najpóźniej do 2035 r.
Monika Borkowska