Kiedy zbankrutuje ZUS? Analizy ekspertów nie pozostawiają wątpliwości
Od lat polski system zabezpieczenia społecznego zmaga się ze sporym deficytem. Podobnie sytuacja wygląda w krajach bardziej rozwiniętych. Choć rokrocznie brakuje miliardów złotych na emerytury, to eksperci nie przewidują bankructwa ZUS-u. Jednak uważają, że nadszedł najwyższy czas, aby przeprowadzić poważne zmiany.
Podnoszenie składek nie rozwiąże problemów, a jedynie zachęci do nielegalnego zatrudnienia. Sytuacji nie ułatwiają przywileje dla wybranych grup zawodowych, w tym m.in. sędziów, rolników oraz służb mundurowych. Nie jest wykluczone, że konieczne będzie podniesienie wieku emerytalnego. Jeśli nie nastąpią odpowiednie reformy, to młode osoby już teraz powinny nastawić się na niskie świadczenia.
ZUS bankrutem - to scenariusz budzący strach wśród obecnych i przyszłych seniorów. Jednak środki na pierwszy filar emerytury tam nie trafiają. Zakład zajmuje się obsługą Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, do którego przekazywane są pieniądze. Z tej puli następują wypłaty świadczeń obliczanych przez urzędników. Problem w tym, że od lat system zmaga się z deficytem. W ub. roku wpływy ze składek i należności pochodnych wyniosły 166,939 mld złotych, a wydatki z FUS - 212,567 mld złotych. Te ostatnie nie obejmują świadczeń podlegających finansowaniu z dotacji celowej budżetu państwa. W 2016 roku były to kwoty 152,160 mld oraz 205,108 mld złotych, a trzy lata temu - 143,298 mld i 199,239 mld złotych.
- Systemy zabezpieczenia społecznego są z zasady deficytowe. Polska nie jest wyjątkiem. To zjawisko można zaobserwować także w innych rozwiniętych gospodarkach. Przykładowo, w Japonii przychody ze składek wynoszą 29,4 bln jenów, a wydatki na świadczenia - 48,9 bln. Deficyt jest pokrywany głównie z budżetu państwa. We Francji dochody to 121,5 mld euro, w tym 61,9 proc. ze składek płaconych przez 25,6 mln osób, 18,5 proc. z Funduszu Rezerwy Demograficznej, 12 proc. z podatków, natomiast wydatki są na poziomie 121,8 mld euro. Co ważne, w Polsce w ostatnim roku pokrycie wydatków FUS wpływami było niezwykle wysokie. W 2017 roku wyniosło 78,5 proc., rok wcześniej - 74,2 proc., a w 2015 roku - 71,9 proc. - informuje Bartłomiej Celejewski z biura prasowego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Ponadto Stefan Kawalec, były wiceminister finansów, potwierdza, że również w innych krajach dochody ze składek na ubezpieczenie społeczne często nie wystarczają na wypłaty emerytur. Dofinansowanie z podatków nie jest czymś nadzwyczajnym. Ekspert podkreśla, że ZUS stanowi część systemu finansów publicznych, który jako całość gwarantuje wypłatę emerytur i innych świadczeń. Podstawą stabilności tego rozwiązania pozostaje zdolność państwa do nakładania i ściągania od obywateli oraz przedsiębiorstw obowiązkowych danin. To, czy będą w przyszłości w pełni honorowane zobowiązania emerytalne, zależy od przyszłych decyzji politycznych.
- Nie obawiam się, że Fundusz Ubezpieczeń Społecznych zbankrutuje. Państwo, które przecież gwarantuje uzupełnianie wszystkich braków finansowych, musiałoby ogłosić niewypłacalność. Jednak może dojść do wprowadzania coraz wyższych podatków, aby zapewnić wypłacanie świadczeń. Dziś różnica między tym, co otrzymują emeryci i renciści, a wpłacanymi składkami, wynosi ok. 70 mld złotych rocznie. Tyle łącznie brakuje w FUS, KRUS i świadczeniach dla służb mundurowych - mówi Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Natomiast prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, przekonuje, że Polacy nie muszą obawiać się bankructwa FUS. Państwo jest bowiem ostatecznym gwarantem wypłacania emerytur z Funduszu. Zarazem ekspert zwraca uwagę na to, że w systemie występuje szereg problemów, co oznacza dodatkowe obciążenia dla budżetu państwa. Podkreśla też, że na deficyt wpływa przede wszystkim niekorzystna sytuacja ludnościowa w Polsce. Wciąż niski jest poziom urodzeń, ubywa osób w wieku produkcyjnym, a przybywa seniorów. Ma to związek z procesem wydłużania się życia, co stanowi zdobycz cywilizacyjną. Jednocześnie średni okres pobierania emerytury staje się coraz dłuższy, więc nieuniknione są dodatkowe nakłady. Problem może się nasilać, na co wskazują prognozy demograficzne. Wynika z nich, że do 2050 roku liczba mieszkańców Polski zmniejszy się o ok. 5 mln.
- Obecny deficyt został oddziedziczony po starym systemie, w którym wysokość emerytury była w minimalnym stopniu uzależniona od długości jej pobierania. 60-letnia kobieta ma przed sobą średnio 24 lata życia, a jeszcze do niedawna mogła zakończyć pracę w wieku 55 lat. To oznaczało długi okres wypłacania świadczenia. Obecnie sytuacja finansowa FUS stopniowo się poprawia. Wpływ na to ma wprowadzenie zasady, że wysokość emerytury jest współmierna do wpłaconych składek i odwrotnie proporcjonalna do przewidywanego czasu życia, w momencie przejścia na emeryturę. Niestety, pozostały jeszcze inne przyczyny niezrównoważenia funduszu emerytalnego, jak np. przywileje dla kilku grup zawodowych - stwierdza Jeremi Mordasewicz.
Z kolei analityk ekonomiczny Łukasz Białek podkreśla, że system jest nieefektywny i niewydolny. Wymaga zmian nie na dziś czy jutro, a tak naprawdę na wczoraj. Państwo ciągle do niego dopłaca, a nie są to małe kwoty. FUS, który powinien być finansowym zapleczem ZUS, pozostaje od wielu lat w fatalnym stanie. Nie istnieje w sensie realnego odkładania wypracowywanych w tej chwili składek, ale w postaci kilkudziesięciu tysięcy pracowników, gmachów i całej urzędniczej infrastruktury. Podatnicy dzisiaj otrzymują deklarację państwa, że dostaną świadczenie po osiągnięciu wieku emerytalnego i zaprzestaniu aktywności zawodowej. Jednak faktycznie pieniędzy nie ma. Bez poważnych reform lepiej już nie będzie.
- W polskim systemie emerytalnym mamy wiele do zrobienia, ponieważ jest on w znacznej mierze zabałaganiony i niespójny. Obecnie jego podstawą jest wariant repartycyjny, solidarnościowy. Ze składek, płaconych teraz przez młodsze, pracujące pokolenie, finansowane są zobowiązania dla seniorów. Przy tym istnieją emerytury związane z przywilejami zawodowymi. Dotyczy to m.in. górników, rolników, służb mundurowych oraz sędziów. Ci ostatni nie płacą składek, ale nabywają prawa do świadczeń emerytalnych. Ponadto wyraźne są słabości systemu kapitałowego. To wszystko wywołuje wiele dyskusji i kontrowersji, a przy tym może być podłożem niepokojów społecznych - dodaje prof. Elżbieta Mączyńska.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych jest ustawowo zobowiązany do przedstawiania długoterminowych i średnioterminowych prognoz wpływów oraz wydatków. Dostępne są dokumenty, obejmujące odpowiednio okres do 2060 roku i lata 2018-2022. Bartłomiej Celejewski z ZUS-u zaznacza, że zostały one opracowane w 2016 i 2017 roku. Nie uwzględniają więc najnowszej reformy emerytalnej. Obecnie Departament Finansów Funduszy pracuje nad nową prognozą, która ukaże się najpewniej w okolicach połowy bieżącego roku.
- Sytuację finansową ZUS w dłuższym okresie mogą poprawić lub pogorszyć różne czynniki. Wśród nich są zmiany demograficzne, wysokości wieku emerytalnego, a także zasady obliczania świadczeń i ich waloryzacji. Znaczenie mają też kategorie umów, od których należy odprowadzać obowiązkowe składki na ubezpieczenia społeczne. Wysokość stawek też jest istotna. Podnoszenie ich grozi rozwojem szarej strefy, gdyż zwiększy się motywacja do nielegalnego zatrudniania - wskazuje Stefan Kawalec.
W opinii Łukasza Białka, będzie ciężko przeprowadzać radykalne reformy, ponieważ dla polityków oznaczałoby to utratę części wyborców. Jednak regulacje, dotyczące elementarnych zasad życia, powinny być realizowane ponad interesem partyjnym i w długoletniej perspektywie. Bardzo ważna przy tym jest stabilność i przewidywalność w zakresie regulacji prawnych, które przekładają się na nasze życie, w tym na biznes. Nikt poważny nie będzie chciał inwestować w kraju, w którym z roku na rok może dojść do drastycznych zmian, np. w sferze opodatkowania.
Ekspert jest zwolennikiem ograniczenia lub częściowej likwidacji przerośniętej i nieefektywnej administracji publicznej, w pierwszej kolejności ZUS-u. Należy też dążyć do wyeliminowania kosztów związanych z opodatkowaniem pracy, a także do zmniejszenia pozostałych obciążeń dla polskich przedsiębiorców.
- Jeżeli chcielibyśmy zrównoważyć system, to np. kopalnie powinny płacić wyższe składki za górników lub nie mogliby oni przechodzić na emeryturę tak wcześnie, średnio w wieku 48 lat. Przedstawiciele tego zawodu dostają trzy razy więcej, niż wnieśli do systemu, bo ich świadczenia są obliczane inaczej. Składki mnoży się przez 1,5 lub 1,8 za obowiązki wykonywane na tzw. przodku i nie uwzględnia się tego, że przechodzą oni na emeryturę 17 lat wcześniej, niż pozostali mężczyźni. Kopalnie nie ponoszą z tego tytułu dodatkowych kosztów, więc pracujący poza górnictwem muszą dotować te świadczenia. Podobnie uprzywilejowani są rolnicy, którzy za każdą wpłaconą złotówkę dostają trzy razy więcej, niż wynikałoby to z wniesionej sumy. Z kolei pracownicy służb mundurowych nie płacą składek emerytalnych i rentowych, a ich świadczenia, bardzo korzystne wobec innych grup zawodowych, są fundowane przez wszystkich podatników - wylicza Jeremi Mordasewicz.
Tymczasem prof. Elżbieta Mączyńska uważa, że w związku z trendami demograficznymi uzasadnione byłoby wydłużanie wieku uprawniającego do przejścia na emeryturę. W Polsce niedawno postąpiono odwrotnie, ale to nie musi być negatywne w skutkach, jeśli zostałby podjęty program aktywizacji seniorów. Ważne są zachęty, aby starsze osoby podejmowały pracę w różnych formach i wymiarach. Jeśli z tego tytułu odprowadzane będą składki emerytalne, to wzrosną świadczenia i może to też sprzyjać poprawie kondycji FUS. Ekspert dodaje, że teraz w Niemczech trwa dyskusja o późniejszym przechodzeniu na emeryturę. Jedna z propozycji, już stopniowo realizowana, dotyczy zastosowania tzw. suwaka demograficznego. To oznacza zmiany wieku emerytalnego tak, aby stawał się on proporcjonalny do długości życia. Jeśli np. w ciągu dziesięciu lat ludzie będą żyć dłużej o kilka procent, to o tyle też powinien być podwyższony wiek upoważniający do przejścia na emeryturę.
- Jeżeli w miarę wydłużania się życia nie będziemy podnosić wieku emerytalnego, to są dwie możliwości. Emerytury będą bardzo niskie albo kolejne pokolenia zapłacą wyższe podatki i składki. Trudno mi sobie wyobrazić ten drugi wariant, ponieważ na przyszłe świadczenie pobierana jest aż ? wynagrodzenia netto. Ciężko uznać za racjonalne odkładanie jeszcze więcej. Chcąc mieć zdrowy system emerytalny, powinniśmy założyć, że okres pracy jest 3 razy dłuższy od czasu pobierania emerytury. 45 lat zatrudnienia i opłacania składek, a 15 lat emerytury, oznacza świadczenia na przyzwoitym poziomie - podsumowuje ekspert z Konfederacji Lewiatan.