Rafał Woś: Zapomniany postulat Sierpnia 1980 roku
Emerytury stażowe to sprawa, na którą czeka wiele środowisk pracowniczych w Polsce. Ten kluczowy od lat postulat "Solidarności" trzeba wreszcie raz na zawsze załatwić.
W Sejmie będziemy mieli w tym tygodniu pierwsze czytanie dwóch ważnych projektów ekonomicznych, które wyglądają bliźniaczo podobnie. Oba dotyczą tzw. emerytur stażowych. A konkretnie tego, by do polskiego prawa wprowadzić prawo do emerytury dla ludzi, którzy nie osiągnęli jeszcze ustawowego wieku emerytalnego, ale jednocześnie zdążyli przepracować szmat czasu. Odpowiednio 35 lat w przypadku kobiet i 40 lat u mężczyzn. Szacuje się, że takich osób w Polsce będzie - w ciągu najbliższych 5 lat - jakieś 500-600 tysięcy. Emerytury stażowe to propozycja, szansa i wybór (choć rzecz jasna nie obowiązek) właśnie dla nich.
Tylko dlaczego projekty są dwa? I tu dochodzimy do politycznego wymiaru całej sprawy. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że sama koncepcja emerytur stażowych jest dzieckiem NSZZ Solidarność. Największy związek zawodowy w Polsce nie wymyślił "stażówek" wczoraj. Są one de facto 14. postulatem zgłoszonym już w sierpniu roku 1980 w czasie historycznych strajków. I choć "21 postulatów" wypisanych na tablicach ze sklejki należy dziś do najważniejszych artefaktów naszej polskiej historii, to doskonale wiemy, że wiele z nich nigdy nie zostało wprowadzonych w życie. Ani za socjalizmu, ani - tym bardziej - po nastaniu kapitalizmu.
Akurat w temacie emerytur szliśmy po roku 1989 w kierunku dokładnie odwrotnym. To znaczy do większego - a nie mniejszego obciążenia pracą. Ale emerytury stażowe są jeszcze na dodatek dość specyficzne. Dotyczą bowiem grupy najciężej i najdłużej pracujących Polek i Polaków, którzy do pracy poszli od razu po szkole. Jakby tego było mało, często są to również pracownicy, którzy zarabiają słabiej i zwyczajnie nie są już w stanie cieszyć się w pełni z "jesieni życia" - choćby z powodu stanu zdrowia czy wycieńczenia pracą. Dla nich emerytury stażowe to nie jest żaden kaprys ani lenistwo. To walka o parę okruchów godności i należnej gratyfikacji za ciężką pracę.
Solidarność - reprezentująca także tych pracowników - nigdy nie odpuściła tematu. W ostatnich latach emerytury stażowe wróciły więc w formie projektu obywatelskiego pod którym związkowcy zebrali ponad 230 tysięcy podpisów. Niestety - z braku woli politycznej po stronie rządu PiS - projekt trafił do tzw. sejmowej zamrażarki. I tam pozostał aż do teraz.
Po wyborach 15 października nowa sejmowa większość ogłosiła - ustami marszałka Hołowni - nastanie nowych czasów dla obywatelskich inicjatyw ustawodawczych. A niesławna zamrażarka sejmowa marszałek Witek miała zakończyć swój żywot. Pojawił się jednak problem. Polegał on na tym, że koalicja antyPiSowców i ochoczo wyciąga z zamrażarki projekty, które uważa za "swoje" - choćby o in vitro. Jednocześnie tak się jednak składało, że projekt emerytur stażowych - choć przecież nie mniej obywatelski - jakoś z tej nieistniejącej już podobno zamrażarki wygramolić się nie mógł.
W końcu - po wielu monitach i łapaniu marszałka Hołowni za słowo przez "Solidarność" emerytury stażowe mają być czytane w Sejmie. Żeby nie było jednak tak prosto, na tym samym posiedzeniu stanie jeszcze jeden projekt. Niemal dokładnie taki sam. Tyle, że... zgłoszony w ostatniej chwili przez koalicyjną Lewicę oraz inną centralę związkową czyli OPZZ. Smaczku całej historii dodaje fakt, że gdy "Solidarność" tych kilka lat temu forsowała emerytury stażowe i zbierała podpisy pod obywatelskim projektem koledzy z lewicowych związków nie bardzo chcieli się w temat włączyć. Nagłe zainteresowanie "stażówkami" wykiełkowało u nich dopiero teraz. No cóż, lepiej późno niż wcale.
Z perspektywy tych polskich pracowników, którzy na emerytury stażowe od dawna wyczekują, nie ma oczywiście większego znaczenia, czyj projekt przejdzie w Sejmie. Ważne, żeby sprawa została wreszcie załatwiona. To jest w tym wypadku najważniejsze. Z komentatorskiego obowiązku można jednie spytać nową większość, po cóż - u licha - zgłasza własny projekt skoro ten sam pomysł jest już gotowy? Dlaczego nie może go po prostu poprzeć? Czy koniecznie musi pokazywać, że to oni są teraz u władzy i tylko "ich" projekty mogą być procedowane z sukcesem? Przecież takich praktyk - znanych choćby z czasów PiS - miało już nie być. Czy naprawdę nie da się takich rzeczy robić uczciwie i normalnie?
Rafał Woś
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.