Felieton Gwiazdowskiego: Czereśnie prawem, nie towarem!

Mówienie, że rząd z bankami (centralnym i komercyjnymi) "drukują pieniądze", jest ponoć dowodem niewiedzy o tym, jak działają "rynki". Tak twierdzą znawcy rynków. Albowiem rząd nie drukuje bynajmniej żadnych pieniędzy! Tylko "tworzy aktywa finansowe".

Największym takim "aktywem" rządu są niewolnicy - to znaczy oczywiście chciałem napisać podatnicy. Nie wiem skąd to przejęzyczenie. Może stąd, że jak ktoś musi pracować bez wynagrodzenia (bez względu na to, czy mu zostaje ono odebrane w całości, czy tylko w części) to jest de facto niewolnikiem tego, na kogo pracuje. Bez względu na to, czy to jest jakiś konkretny "pan", czy tym "panem" jest jakaś grupa, która go do takiej pracy za darmo zmusza.

Te "aktywa", które rząd "tworzy", to są obligacje. Zamiast zadrukować stos papierków wizerunkiem Jana III Sobieskiego i napisem "500 zł", rząd zadrukowuje je orzełkiem i napisem "obligacja". W zamian za tak zadrukowane papierki o łącznym wydrukowanym na nich nominale 150 000 000 000 zł (coś tyle rząd ich nadrukował) banki w swoich komputerach otworzyły rządowi rachunki i zapisały na nich "150 000 000 000 zł". Skutek jest taki sam, jakby rząd wydrukował 300 000 000 papierków z Sobieskim i dał je bankom.

Reklama

Jak jednak rząd zamiast Sobieskich wydrukował orzełki, to będzie musiał swoim niewolnikom (to znaczy oczywiście podatnikom) zabrać papierki z Sobieskim, które dostali oni za swoją jakąś tam pracę, i dać je bankom w zamian za papierki z orzełkami. Tylko później. Nazywa się to podatkiem (dochodowym, akcyzowym, obrotowym - VAT jest obrotowy - lub jakąś opłatą).

Oczywiście, że nie wszyscy za swoją pracę otrzymują papierki z Sobieskim. Większość ma rachunki w komputerach banków, na których banki zapisują cyferki odpowiadające stosownemu nominałowi na papierkach z Sobieskim, które trzeba było wydrukować, jak jeszcze nie było komputerów. Teraz jest prościej, taniej i bardziej ekologicznie (bo się oszczędza na druku). Ale mechanizm jest ten sam.

Grupa Polsat Plus i Fundacja Polsat razem dla dzieci z Ukrainy

W tak zwanym międzyczasie banki muszą na rachunku rządu dopisać trochę cyferek, które odpiszą sobie ze swojego własnego rachunku w komputerze (tak samo jakby oddały rządowi trochę papierków z Sobieskim). To z kolei nazywa się podatkiem bankowym.

Żeby zapłacić podatek bankowy (i inne podatki), banki muszą odpisać z rachunków niewolnikom rządu (to znaczy oczywiście podatnikom), którym wcześniej na ich rachunkach stworzonych w swoich komputerach zapisały jakieś cyferki, i przepisać je na swoje rachunki. Znowu tak samo jakby zabrały im trochę papierków z Sobieskim.

Przy czym banki na różnych rachunkach nie zapisują tylko takich cyferek, które ktoś im polecił zapisać, odpisując je ze swojego rachunku (jak pracodawcy pracownikom, zleceniodawcy zleceniobiorcom, kupujący sprzedającym itp.). Banki niektórym zapisują na ich rachunkach jakieś cyferki dlatego, że mają taką  fanaberię. Ot tak po prostu. To z kolei nazywa się kredytem albo pożyczką. W jaką liczbę ułożą te cyferki, zależy od tego, jak ocenią czyjąś zdolność do oddania w przyszłości papierków z Sobieskim (no albo przepisania cyferek ze swojego rachunku na rachunek banku) o wartości nominalnej znacznie wyższej od liczby zapisanej wcześniej na ich rachunkach. To z kolei nazywa się oprocentowaniem. W ten sposób banki czynią niewolników rządu (to znaczy oczywiście podatników) również swoimi niewolnikami. Liczba papierków z Sobieskim (tudzież układ cyferek w odpowiednie liczby), jaką niewolnicy banków będą musieli im oddać, nie jest z góry określona. Określi ją bank centralny przy pomocy stopy procentowej.

To, jaka będzie stopa procentowa, zależy od widzimisię tych, którzy o tym decydują. W Polsce na przykład od Jarosława Kaczyńskiego, który decyduje, kto będzie w Radzie Polityki Pieniężnej i kto będzie prezesem NBP.

Co ważne: Banki są "instytucjami zaufania publicznego" i nie mogą tracić, bo wtedy straci cała gospodarka. Tak przynajmniej twierdzą wszyscy ekonomiści i analitycy wykształceni na uczelniach, na których uczą się teorii Keynesa i tego, że innego teorie to są głupie. Tracić więc mogą jedynie niewolnicy rządów i banków.

Czasami jednak ci niewolnicy wszczynają jakieś powstanie - jak na przykład Spartakusa. A współcześnie - "frankowicze", którzy wypisują wzniosłe hasła na swoich sztandarach i grzmią, że odbiorą "złodziejom-banksterom" wszystko co im oni "ukradli". I jeszcze ich przykładnie ukarzą. Problem w tym, że "złodzieje" nie mają pieniędzy. Mają... tak, tak - dobrze zaczynacie kombinować. Mają "aktywa finansowe". Te "aktywa" to zapisane w ich bilansach... - tak, tak, coraz lepiej kombinujecie - to te papierki z orzełkami z napisem obligacja, które rząd będzie musiał wykupić od banków. Drugim aktywem banków są... tak, tak, kombinujecie już prawie doskonale, zobowiązania niewolników banków (to znaczy oczywiście kredytobiorców) do spłaty kredytów i pożyczek. Z odsetkami oczywiście ustalonymi przez te banki komercyjne i bank centralny na czele. 

Że co proszę? Że rząd nie musi nic oddawać "złodziejom"? Przecież banki owe "aktywa finansowe" mogły już sprzedać komuś innemu. Na przykład... funduszom emerytalnym, które wypłacać mają emerytury - między innym niektórym frankowiczom. No i jeszcze rząd potrzebować będzie zaraz sprzedać komuś kolejne papierki z orzełkiem, więc nie może zrobić krzywdy bankom, które od niego je kupują, za pieniądze, które same "kreują".

Że co proszę? Że rząd sam może zadrukować dowolną liczbę papierków podobiznami Sobieskiego? Ano może (podejrzewałem zresztą kilka lat temu, że NBP tak właśnie robił). Tylko co z nimi zrobi? Prześle swoim niewolnikom (to znaczy podatnikom oczywiście)? A gdzie im je prześle, skoro "złodziei" już nie będzie, bo za karę, że oszukali frankowiczów, banki pobankrutują, a ich prezesi pójdą do więzienia?

Że co proszę? Że NBP może każdemu niewolnikowi rządu (to znaczy podatnikowi oczywiście) otworzyć rachunek, na który rząd nie będzie musiał wysyłać papierków z Sobieskim, tylko zapisze się na nich jakieś tam liczby - jak to robią banki komercyjne? Zgoda. To jest do zrobienia. Ale co ci niewolnicy rządu (to znaczy podatnicy oczywiście) zrobią z tym, co dostaną? Pójdą kupić kiełbasę (na grilla). Ale producenci kiełbasy, zanim zdążą zwiększyć jej podaż, zwiększą jej cenę. I co wtedy zrobi rząd? Wprowadzi ceny sztywne, żeby jego niewolnicy (to znaczy podatnicy oczywiście) zamiast więcej płacić za kiełbasę mieli więcej na płacenie podatków? To co wtedy zrobią producenci kiełbasy? Będą ją sprzedawać po sztywnej cenie 25 zł za kilogram, jeśli koszt jej produkcji wyniesie 30 zł za kilogram, bo wzrosną ceny żywca, przypraw, energii i transportu? Nie będą jej sprzedawać po 25 zł za kilogram. I co wtedy zrobi rząd? Nasz rząd już to wie. Powołał właśnie Polską Grupę Spożywczą (czy jakoś tak podobnie). I od razu się poprawiło. Pierwsze czereśnie są w tym roku po 260 zł za kilogram.

Smacznego.

PS W 2007 roku jak frankowicze zaciągali swoje kredyty hipoteczne, pierwsze czereśnie były po 50 zł - 25 franków szwajcarskich. Dziś - 58 franków. Trzeba coś z tym zrobić. "Czereśnie prawem, nie towarem"!

Robert Gwiazdowski

Adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego

Autor przedstawia własne opinie i poglądy

Felietony Interia.pl Biznes
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »