Banki mają za duże koszty własne

Wraz ze zbliżaniem się momentu wejścia polski do Unii Europejskiej i strefy euro banki będą musiały obniżać marże i oprocentowanie kredytów. Decyzje RPP będą coraz bardziej zależne od konwergencji stóp procentowych - mówi Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej.

Wraz ze zbliżaniem się momentu wejścia polski do Unii Europejskiej i strefy euro banki będą musiały obniżać marże i oprocentowanie kredytów. Decyzje RPP będą coraz bardziej zależne od konwergencji stóp procentowych - mówi Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej.

"Puls Biznesu": Przedsiębiorcy się skarżą, że spadają rentowności obligacji i stopy NBP, a oprocentowanie kredytów nie. Marże odsetkowe banków są bardzo wysokie. Winna temu jest duża nadpłynność w systemie bankowym, z którą podobno NBP walczy...

Bogusław Grabowski: Teraz przychodzi okres sukcesów w ograniczaniu tej nadpłynności. W okresie 2004-2005 sektor banków komercyjnych może dojść do takiej sytuacji, że będzie przechodził z nadpłynności do braku płynności, co będzie wymagało zmiany instrumentarium w prowadzeniu polityki pieniężnej. Zamiast emisji bonów pieniężnych, NBP będzie prowadził operacje typu repo, czyli zasilał sektor bankowy w płynność. Stopa interwencyjna zamiast być minimalną stopą procentową rynku pieniężnego, będzie stopą maksymalną. Zmieni się sposób wpływania na sektor bankowy. Ten nowy będzie efektywniej wpływał na procesy inflacyjne. Efekt przejścia może jednak spowodować chwilowe perturbacje, które nałożą się na problem realizacji kryterium inflacyjnego z Maastricht.

Reklama

Zanim jednak dojdzie do takiej sytuacji, będziemy po kolei eliminowali instrumenty, które absorbowały nadpłynność - rezerwy obowiązkowe nie oprocentowane, jak i konieczność utrzymywania w portfelach obligacji oprocentowanych na poziomie inflacji. To dotąd ograniczało konkurencyjność banków. Eliminacja tych instrumentów pozwoli na obniżenie marży. I to powinien odczuć zarówno deponent, jak i kredytobiorca.

Banki, niestety, mają bardzo duże koszty własne, o wiele wyższe niż konkurenci z zachodniej Europy. Obecnie niektórym bankom te parametry zaczynają się poprawiać. Szczególnie widać to w tych, które zostały sprywatyzowane. Najlepszym przykładem jest tu Pekao SA. Ale proszę zobaczyć, ile czasu zajęło wdrażanie zasad nowego myślenia, nowego ładu przez inwestora. To są procesy wieloletnie. Dlatego trzeba postawić kropkę nad "i" i sprywatyzować pozostałe 25 proc. polskich banków państwowych.

"PB": Czyli de facto PKO BP...

- Tak. Proszę popatrzeć na jego koszty, na liczbę pracowników w stosunku do aktywów. Przy tak wysokich kosztach funkcjonowania trudno oczekiwać niższej marży.

Jestem jednak przekonany, że w części już sprywatyzowanej marże będą spadały. W najbliższym okresie będziemy beneficjentami nie tylko niskich stóp procentowych, ale także mniejszej różnicy między oprocentowaniem kredytów i depozytów. Największą szkodą w tym procesie było przedwczesne wprowadzenie opodatkowania dochodów z oszczędności. To była decyzja polityczna, ale znacząco zwiększyła marże.

"PB": Czy to oznacza, że polskie firmy będą mogły liczyć na oprocentowanie kredytów na poziomie unijnym?

- Niekoniecznie. W przyszłości, jeżeli nasza rynkowa stopa procentowa będzie taka sama jak np. w Niemczech, to stopy kredytowe dla znacznej części klientów mogą być wyższe niż dla klientów w Niemczech, jeżeli ryzyko spłaty kredytów będzie większe niż w Niemczech. Nie mówię, że tak będzie na pewno, ale może tak być.

"PB": Tymczasem rentowności polskich obligacji osiągają kolejne historyczne minimum. Czy to jest tendencja trwała, wpływająca też na poziom stóp ustalany przez RPP?

- Będziemy podlegali stopniowemu ograniczaniu autonomiczności w prowadzeniu polityki pieniężnej, polityki stóp procentowych. Przy polityce pieniężnej opartej na bezpośrednim celu inflacyjnym, w reżimie płynnego kursu walutowego, instrumentarium ogranicza się do stopy procentowej. Autonomiczność w prowadzeniu polityki pieniężnej oznacza swobodę władz monetarnych w kształtowaniu poziomu stóp procentowych.

Fakt bliskiego wstąpienia Polski do Unii Europejskiej powoduje zjawisko dostosowywania się długich stóp procentowych w Polsce do stóp procentowych w UE. Bierze to się stąd, że uczestnicy rynków finansowych przewidują ograniczanie ryzyka inwestycyjnego, związanego z wstąpieniem do UE. Oczekują rychłego po wstąpieniu do UE wprowadzenia Polski do strefy euro. Z tego oczekiwania wynikają decyzje inwestycyjne. W związku z tym już teraz zauważamy bardzo szybki spadek długookresowych stóp procentowych. Jeszcze rok temu różnica między polską 5-letnią stopą procentową a niemiecką przekraczała 1000 pkt bazowych. Teraz spadła do niewiele ponad 200 pkt. Różnice na stopach 10-letnich są około 180 pkt.

Arbitraż dokonywany przez rynki finansowe "współdecyduje" o poziomie stóp procentowych. Waga czynników, które wcześniej były brane pod uwagę przez RPP, a więc wszystkie czynniki makroekonomiczne, będzie malała przy podejmowaniu decyzji. A waga tego czynnika dostosowania długich stóp, aprecjacja i wpływ na inflację będzie zyskiwała na znaczeniu. Teraz polityka pieniężna będzie ograniczana właśnie po przez te czynniki.

"PB": To znaczy, że RPP będzie obniżać stopy?

- Niekoniecznie. Tempo nominalnej konwergencji krótkich stóp procentowych zależy obecnie przede wszystkim od wiarygodności polityki fiskalnej. Rynki coraz bardziej są tego świadome. To należy uświadomić wszystkim naszym politykom.

Najważniejsze jest, by zaraz po przyjęciu budżetu na 2003 r. minister finansów przeprowadził to, co sam zapowiadał Ń natychmiast rozpoczął proces przygotowywania legislacyjnego głębokiej reformy finansów publicznych w różnych aspektach. Rynek będzie patrzył na wiarygodność polskiej polityki finansowej przede wszystkim poprzez kolejne akty legislacyjne, które będą reformowały finanse publiczne i dawały przesłanki do ograniczania wydatków budżetu. Chodzi m.in. o współfinansowanie KRUS, dofinansowanie świadczeń socjalnych, systemu rentowego czy refundacji leków.

"PB": Ale przecież Grzegorz Kołodko zapowiada reformę finansów publicznych od początku 2003 r....

- Zapowiedzi mieliśmy już wiele, a dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Na razie reform nie widzimy. Wręcz przeciwnie, są tylko zapowiedzi, że proces reformowania finansów publicznych się rozpocznie.

"PB": To znaczy, że dopóki się nie rozpocznie, zapomnicie o konwergencji i obniżaniu stóp?

- Członkowie RPP wiedzą, że dochodzimy do krawędzi basenu i muszą zastanowić się, czy wskoczyć do niego, czy nie. Czy zacząć coraz bardziej w swoich decyzjach uwzględniać procesy wynikające z nominalnej konwergencji, wierząc w ich trwałość. Czy nie wierząc w trwałość tego procesu nie uwzględniać go, ze stratą dla wzrostu gospodarczego w krótkim okresie, by nie dopuścić do destabilizacji gospodarki w dłuższym okresie.

Największe zagrożenia zaczną ujawniać się pod koniec 2003 r. i w 2004 r. Podwaliny dla nich tworzone są obecnie. Teraz będziemy decydować, na ile te zagrożenia ujawnią się w przyszłości. Jeżeli RPP mocno obetnie stopy, nie musi to oznaczać przestrzelenia naszego celu inflacyjnego, ale będzie ogromnym zagrożeniem dla realizacji celów z Maastricht w 2005 r.

"PB": Ale to nie Pana problem, tylko nowej rady...

- Dlatego ta rada zobowiązała się do przedstawienia strategii średniookresowej polityki pieniężnej na lata 2003-2006, w której to wszystko będzie dokładnie rozpisane. Właśnie po to, by pokazać, że już myślimy kategoriami, które wychodzą poza naszą kadencję.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »