BLIK eksportowy
Baśń Andersena o brzydkim kaczątku opowiada o pospolitym z wyglądu pisklęciu, z którego wyrasta piękny łabędź. Tę baśń nieco przypomina historia BLIKA, polskiego konkurenta Visy i MasterCarda. Jak na razie BLIK jest na dorobku, ale szybko rośnie. Na przełomie 2016 i 2017 r. przedstawiciele rządu tłumaczyli, że pod pojęciem "polska karta płatnicza" kryje się coś większego, a mianowicie polski schemat płatniczy.
W 2016 r. przedstawiciele nowego rządu z ówczesnego Ministerstwa Rozwoju narobili sporo szumu zapowiadając "polską kartę płatniczą". Było sporo publikacji, sporo się o tym pomyśle mówiło. Tymczasem teraz, kiedy ten projekt został zrealizowany, panuje cisza. Niewielu o tym pisze, w mediach mało kto o tym wspomina, cisza panuje ze strony rządu.
Tu warto przypomnieć, że na przełomie 2016 i 2017 r. przedstawiciele rządu tłumaczyli, że pod pojęciem "polska karta płatnicza" kryje się coś większego, a mianowicie polski schemat płatniczy.
- Ludziom schemat płatniczy kojarzy się z kartą płatniczą, ale faktycznie chodzi o to, co właściwie oferuje się klientom. Organizacje płatnicze - takie jak Visa czy MasterCard - mają swoje zasady, według których decydują, co właściwie ma być na karcie, jakiego rodzaju czip i jakiego rodzaju funkcjonalności ma on obsługiwać, decydują o cennikach itd. Takie schematy krajowe istnieją na świecie, choćby w Niemczech czy w Turcji - tak w "Gazecie Bankowej" ze stycznia 2017 r. wypowiadał się Sebastian Christow, ówczesny dyrektor Departamentu Gospodarki Elektronicznej w Ministerstwie Rozwoju.
Mówiąc wprost - chodziło o uruchomienie firmy, która zajmowałaby się dokładnie tym samym, co robią Visa i Master Card, czyli zarządzaniem rozliczeniami transakcji bezgotówkowych, tyle że na rynku krajowym. Choć - oficjalnie - te światowe giganty były mile widziane.
- Nie chodzi nam o wydanie całkiem nowej karty, bo bez infrastruktury byłaby ona bezużyteczna. Nie chodzi także o budowę tejże infrastruktury na nowo, bo przecież ona już jest. Są akceptanci, detaliści przyjmujący płatności kartami, są instytucje, które te płatności rozliczają. I nie chodzi o eliminację z rynku organizacji płatniczych - mogę sobie wyobrazić schemat krajowy Visy czy schemat krajowy MasterCard. Tyle tylko, że ich funkcja sprowadzałaby się do zaoferowania systemu przetwarzania danych na zasadzie usługi - to kolejne wypowiedzi Sebastiana Christowa z tekstu "Rząd rozdaje karty".
Ta idea została już zrealizowana. W październiku 2017 r. Polski Standard Płatniczy, czyli firma zarządzająca system płatności mobilnych BLIK, dostała od NBP zgodę na pełnienie funkcji schematu płatniczego.
Wydawałoby się, że tak szybka realizacja planów rządu będzie szeroko nagłośniona, że do tego sukcesu będzie chciało się przyznać co najmniej wielu autorów z rządowej administracji.
Tymczasem poza samym BLIKiem, który ogłosił tę informację i poza branżowymi mediami, nikt nie zauważył, że właśnie powstała polska konkurencja dla Visy i MasterCarda. Mało tego, przedstawiciele resortu rozwoju zajęli się innymi zadaniami i nikt nie zwracał uwagi na transformację BLIKa.
Jak powiedział Tadeusz Kościński, do niedawna wiceminister rozwoju odpowiedzialny za rozwijanie systemów płatności bezgotówkowych, a obecnie wiceminister przedsiębiorczości i technologii (zakres zadań mu się nie zmienił), w idei polskiej karty płatniczej nie chodziło nawet o schemat.
- W Polsce mamy bardzo duży obrót gotówką - 190 mld zł. W ocenie Banku Światowego czy OECD, obrót gotówkowy i związane z nim koszty sięgają w Polsce 17 mld zł, a więc około 1 proc. PKB. Dlatego potrzebujemy schematu płatniczego, czyli szeregu działań, które mają upowszechnić obrót bezgotówkowy - twierdzi Kościński.
Tyle że obrót bezgotówkowy kosztuje. Kiedy klient płaci w sklepie kartą, to jednocześnie ponosi opłatę o nazwie Merchant Service Charge (MSC), która ma trzy składowe. Pierwsza to interchange, która trafia w całości do banków wydających karty płatnicze (0,2 proc. dla kart debetowych, 0,3 proc. dla kart kredytowych). Druga to opłaty systemowe na rzecz organizacji płatniczych. Wreszcie trzecia to wynagrodzenie firm, które zajmują się rozliczaniem transakcji, a więc agentów rozliczeniowych. Łącznie taka opłata to ok. 0,5 proc. wartości transakcji.
Tej opłaty nie widać, jako że jest ona potrącana z płatności, przekazywanej do akceptanta, czyli do sklepu, który nie dostaje 100 proc. kwoty tylko np. 99,5 proc.
Ale ta opłata i jej wysokość jest jednym z głównych hamulców rozwoju płatności bezgotówkowych w kraju. Udało się doprowadzić do drastycznej, ustawowej redukcji kosztów interchange, ale nadal łączne opłaty są zbyt wysokie.
- Dlaczego w Polsce tak mało jest punktów akceptujących płatności bezgotówkowe? Częściowo wynika to z braku wiedzy, a częściowo dlatego, że jest ona droga. I nad tą akceptacją musimy popracować - powiedział Tadeusz Kościński.
Tę pracę miał wykonać polski schemat płatniczy. Pomysł był taki, że pojawia się nowy gracz na rynku i dzięki agresywnej polityce kosztowej wywiera presję na redukcję opłat na całym rynku. Podobny efekt udało się uzyskać na rynku telekomunikacyjnym, kiedy stabilny układ trzech operatorów został zburzony poprzez wpuszczenie do biznesu Playa. Kłopot w tym, że schematem został BLIK, który nie najlepiej sprawdza się przy płatnościach sklepowych, jako że system powiązany jest z systemem kodów.
O tym, że tzw. user experience w przypadku płatności BLIKiem w sklepach jest - mówiąc wprost - średni, mówi wielu specjalistów od płatności bezgotówkowych. Przyznaje to po części sam Polski Standard Płatności. W danych o wykorzystaniu BLIKa w 2017 r., opublikowanych na stronach PSP, możemy przeczytać, że "w czwartym kwartale Polacy wykonywali średnio 131 tys. transakcji BLIKiem dziennie. Było to średnio 93 tys. płatności w internecie, 26 tys. transakcji w bankomatach, 6 tys. płatności w terminalach płatniczych i 5,8 tys. natychmiastowych przelewów na telefon". Czyli płatności w sklepach stanowiły mniej niż 5 proc. płatności BLIKiem.
Jednak przedstawiciele rządu nie przejęli się tym, jako że w życie wszedł tzw. plan B. Mianowicie uruchomiony został program Polska Bezgotówkowa. - W ramach tego programu finansujemy akceptację tak, aby była ona tania - mówi Kościński.
Dokładnie robi to fundusz, powołany przez organizacje płatnicze i banki, który finansuje zakup terminali płatniczych oraz związane z nim płatności tym przedsiębiorcom, którzy zechcą wziąć udział w programie. Pieniądze, które zostaną wydane przez te instytucje, to 600 mln zł w ciągu trzech lat, a więc chodzi o ogromne kwoty.
Choć w sklepach płatności BLIKiem są rzadkie, to jednak polski schemat płatniczy doskonale daje sobie radę w innych zastosowaniach. Dane podawane przez Polski Standard Płatniczy są imponujące. W 2017 r. BLIK miał 6 mln użytkowników, którzy przeprowadzili przy jego użyciu 33 mln płatności. To wprawdzie daje niewielką transakcyjność - 5,5 transakcji na jednego użytkownika, ale jeśli zwrócić uwagę na wzrost - aż czterokrotny w stosunku do 2016 r. - to możemy mówić o czymś zbliżonym do fenomenu.
Dlatego przedstawiciele rządu nie zapominają o BLIKu. W końcu wystarczy niewiele, aby jego wykorzystanie przy płatnościach w sklepach wyraźnie wzrosło.
- Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby do końca roku BLIK zaoferował płatności zbliżeniowe z użyciem telefonów - powiedział Kościński.
Nie chciał powiedzieć nic więcej. Zapytaliśmy więc w BLIKu, gdzie usłyszeliśmy, że firma nie wyklucza wprowadzenia tej funkcjonalności, ale nie chce mówić niczego więcej ani precyzować żadnych dat.
Wiadomo, że jednym z głównych problemów związanych z ewentualnym wdrożeniem płatności zbliżeniowych z użyciem telefonu jest technologia. Te, których używamy przy okazji płatności kartami (i to zarówno zbliżeniowymi, jak i "zaszytymi w aparacie"), należą do Visy lub MasterCarda. Te firmy, z wiadomych względów, nie chcą dopuścić konkurencji do tych technologii. Jednak na świecie są już inne rozwiązania, oferowane przez nieobecnych w Polsce konkurentów Visy czy MasterCarda oraz inne firmy.
Taki ruch BLIKa byłby mile widziany przez przedstawicieli rządu, ale tak naprawdę byłby w interesie polskiej firmy. Chodzi bowiem o bardzo duże pieniądze, o które rywalizacja w najbliższym czasie bardzo się zaostrzy.
Otóż według ostatnich danych NBP udział gotówki w płatnościach w Polsce to ok. 83 proc. A więc zaledwie 17 proc. to płatności gotówkowe. Jak wyliczył Związek Banków Polskich, łączna wartość transakcji bezgotówkowych w pierwszych trzech kwartałach 2017 r. wyniosła 475 mld zł. A więc obsługa owych "zaledwie" 17 proc. płatności bezgotówkowych daje ok. 2,4 mld zł. Zakładając, że w IV kwartale obroty bezgotówkowe były takie jak w III, to w całym roku 2017 płatności bezgotówkowe mogły wynieść ponad 640 mld zł, zaś wpływy z ich obsługi - ok. 3,2 mld zł.
To już obecnie są pieniądze godne uwagi, gdyby jednak udział transakcji bezgotówkowych zwiększyć do 50 proc., to ewentualne wpływy firm obsługujących transakcje mogłyby wynieść blisko 9,5 mld zł. Te pieniądze - zdaniem Tadeusza Kościńskiego - na pewno przyciągną uwagę wielu zainteresowanych, w tym firm, które zajmują się handlem.
- Dyrektywa PSD2 daje takie narzędzia, które umożliwią innym niż instytucje płatnicze firmom wejście na rynek płatności. Jeśli PSD2 wejdzie w życie, to nikt nie przeszkodzi np. dużym sieciom handlowym w wypuszczeniu własnych aplikacji, używających modułu NFC zainstalowanego w telefonie, która będzie służyła do płatności w sklepach.
Obecnie tego nie robią, bo im się to nie opłaca - 15-20 proc. ich klientów płaci kartami. Jeśli jednak ten udział wzrośnie do 90 proc. takie rozwiązanie pozwoli im zaoszczędzić pieniądze - mówi Kościński.Jeśli BLIK dostatecznie szybko zdecyduje się na wejście na ten rynek, może uzyskać bardzo dobrą pozycję, co pozwoli na walkę z FinTechami, które pojawią się mniej więcej za dwa lata.
Jest jednak i inna możliwość - że BLIK rozkwitnie wtedy, kiedy wyjdzie za granicę. To zaś, jak się okazuje, może nastąpić dość szybko.
- Wydaje się, że rok 2018 będzie przełomowy dla BLIKa pod względem jego umiędzynarodowienia - powiedział Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, podczas konferencji wynikowej banku. - Że BLIK będzie rozwijał się nie tylko w Polsce jako system płatności, ale wyjdzie za granicę - dodał.
Warto tu przypomnieć, że BLIK powstał na bazie technologii płatności mobilnych wymyślonych przez PKO BP i że ten największy polski bank, podobnie jak kilka innych instytucji, ma udziały w PSP.
Prezes Jagiełło może mieć sporą wiedzę na temat planów BLIKa, zaś jego przypuszczenia mogą być bliskie pewności.
Pojawia się jednak pytanie, jak BLIK miałby dokonać tej płatności zagranicznej? Jedną z możliwości jest podpisanie umów z bankami z innych krajów, które do swoich rozwiązań mobilnych włączyłyby płatności BLIKiem na takich samych zasadach jak czynią to polskie instytucje. Innym rozwiązaniem jest - również jak w Polsce - dogadanie się z agentami rozliczeniowymi za granicą, aby zaczęli przyjmować płatności z użyciem polskiego schematu płatniczego. Ale do tego trzeba by jednak dodać jeszcze dodatkową funkcjonalność - karty płatniczej. Tym bardziej, że obywatele innych krajów są znacznie bardziej zachowawczy w korzystaniu z nowinek finansowych niż Polacy. Do korzystania z BLIKa trzeba będzie ich po prostu przekonać, a karta - nawet wirtualna - w tym mocno pomoże.
- Jeśli pan używa karty, to łatwo pan tę kartę zmieni na coś innego. Ale jeśli pan używa gotówki, to najpierw musi pan przejść na kartę, aby potem zacząć korzystać z innych rozwiązań - wyjaśnia Tadeusz Kościński, wiceminister przedsiębiorczości i rozwoju.
Innymi słowy, BLIK będzie się musiał zmienić. Obecnie jest on - co podkreśla Polski Standard Płatniczy - pierwszym NIEKARTOWYM polskim schematem płatniczym. To rozwiązanie czyni go stosunkowo tanim, ale najwyraźniej utrudnia ekspansję. Jeśli firma chce podbić polskie sklepy i wyjść jeszcze za granicę, będzie musiała się z kartami - choćby wirtualnymi, połączonymi wyłącznie z modułem NFC telefonu - przeprosić. Innymi słowy albo BLIK pozostanie NIEKARTOWY, ale wtedy pozostanie wyłącznie polski i internetowy, albo stanie się KARTOWY - i wyjdzie za granicę.
Marek Siudaj