Cenne dane klientów banków
Wejście dużych firm technologicznych do świata finansów ułatwia im dostęp do nowej, ogromnej wartości - danych bankowych klientów. Stanowi to sygnał ostrzegawczy dla organów regulacyjnych w zakresie koncentracji coraz bardziej osobistych danych w kilku dużych platformach.
Dane napędzają współczesną gospodarkę, a ich agregacja zwiększa ich wartość. Eksploracja danych i zarabianie na nich jest od dawna podstawowym modelem biznesowym dla platform technologicznych.
Ekosystem stworzony przez jedną grupę technologiczną ma wiele zalet - zarówno dla niej samej, jak i jej użytkowników. Konsumenci mogą korzystać nie tylko z możliwości utrzymywania kontaktów towarzyskich, ale także m.in. robić zakupy, czy dokonywać płatności. Firma technologiczna może za to gromadzić wiele danych na temat zachowań konsumenckich i wykorzystywać je w celach biznesowych. Równolegle pojawiają się coraz bardziej wyraźnie zastrzeżenia etyczne dotyczące dostępu i zarabiania na danych użytkowników przez firmy technologiczne.
Płatności internetowe i mobilne były pierwszą usługą finansową oferowaną przez duże firmy technologiczne. WeChat Pay i Alipay są szeroko stosowane w Chinach, ale dotychczas firmy z Doliny Krzemowej odnotowywały ograniczone postępy w wysoce regulowanym świecie usług finansowych. W ostatnim czasie ta tendencja zmienia się i konkurencja między dużymi firmami technologicznymi w nowej dla nich, branży finansowej nasila się - także w perspektywie geopolitycznej.
Na początku tego roku, Apple i bank inwestycyjny Goldman Sachs połączyły siły, aby uruchomić kartę kredytową z usługą cash back za zakupy m.in. urządzeń Apple - w celu śledzenia zachowań zakupowych klientów. Z kolei Amazon oferuje pożyczki dla małych firm, które sprzedają na tej platformie internetowej. Także Google kontynuuje ekspansję w sektorze finansowym.
Google rozpoczął niedawno współpracę z pierwszymi partnerami z sektora bankowego: grupą bankową Citigroup i Stanford Federal Credit Union, lokalnym pożyczkodawcą z Kalifornii, i od przyszłego roku planuje oferować rachunki bieżące swoim użytkownikom. Nowy projekt bankowy Google, o nazwie Cache, jest wartą 900 mld dolarów próbą wejścia do sektora finansów osobistych.
To nie jest pierwsze podejście tej firmy do branży finansowej. W 2011 roku pojawiła się usługa Google Wallet, która umożliwiała transfery pieniężne użytkownikom aplikacji, ale wówczas nie okazała się popularna. Sukcesem okazała się dopiero aplikacja Google Pay, która ma dziesiątki milionów użytkowników na całym świecie i jest szczególnie popularna w Indiach. Podobnie jak jego główny rywal - Apple Pay, Google Pay umożliwia użytkownikom smartfonów płatności zbliżeniowe na terminalach w sklepach stacjonarnych oraz w sklepach internetowych i aplikacjach mobilnych zewnętrznych dostawców. Aby korzystać z Google Pay, należy dodać do portfela cyfrowego kartę wydaną przez tradycyjne instytucje, np. przez banki.
Google chce zaoferować rachunki bieżące właśnie za pośrednictwem portfela cyfrowego Google Pay na wzór istniejącego już partnerstwa Citigroup z komunikatorem WeChat w Azji, w ramach którego klienci Citibank mają możliwość dokonywania płatności i innych codziennych transakcji bankowych za pośrednictwem platformy WeChat.
Celem nowego przedsięwzięcia Google nie jest uzyskanie licencji bankowej, co oznaczałoby jednocześnie dodatkowe obciążenie regulacyjne (poza dotychczasowym nadzorem ze strony urzędu antymonopolowego), ale uzyskanie dostępu do wrażliwych danych bankowych klientów. Banki partnerskie miałyby być odpowiedzialne m.in. za to, że rachunki byłyby zgodne z tymi samymi przepisami, jak tradycyjne konta bankowe.
Rachunki bieżące miałyby być "inteligentne", ponieważ Google może zaoferować szereg usług finansowych o wartości dodanej. Dotyczyłoby to na przykład uzupełnienia funkcjonalności rachunku o różne narzędzia analityczne Google, które miałyby dać konsumentom lepszy wgląd w ich wzorce oszczędzania, wydatkowania lub konsumpcji. W tej chwili nie jest jasne, czy Google będzie pobierać opłaty za rachunki, co jest zazwyczaj normą w pozostałej części sektora usług finansowych.
Cache to na razie eksperyment, ale jeśli rachunki bieżące Google we współpracy z bankami okazałyby się sukcesem (i nie napotkałyby podobnego oporu, m.in. ze strony organów regulacyjnych, jak projekt waluty cyfrowej Libra przedstawiony przez Facebooka), to Google będzie mógł zaoferować pełne spektrum usług finansowych, podobnie jak chińskie Alipay. Swoją ofertę mógłby skierować do 100 milionów osób, ponieważ według Juniper Research Google powinien mieć tylu użytkowników do końca 2020 roku.
Działania między innymi Google stanowią kolejny sygnał ostrzegawczy dla ustawodawców i organów regulacyjnych w zakresie koncentracji coraz bardziej osobistych danych osobowych w kilku dużych firmach technologicznych.
Wiele organów regulacyjnych w Stanach Zjednoczonych i Europie uważa na przykład, że taktyka Google oferowania nowych produktów w oparciu o bardzo popularne usługi, takie jak jego wyszukiwarki i oprogramowanie Android, jest praktyką antykonkurencyjną. W ostatnich latach Komisja Europejska trzykrotnie ukarała Google za naruszenie zasad antymonopolowych w Unii Europejskiej - dotyczyło to m.in. bezprawnego wykorzystywania dominującej pozycji w zamieszczaniu reklam na stronie głównej wyszukiwarki.
Tymczasem w grudniu ubiegłego roku Google uzyskał licencję pieniądza elektronicznego na Litwie, co umożliwia przetwarzanie płatności i oferowanie portfeli cyfrowych w całej Unii Europejskiej, a także odrębne zezwolenie od irlandzkiego banku centralnego na prowadzenie działalności w charakterze instytucji płatniczej - na podstawie tego dokumentu i dzięki paszportowi europejskiemu spółka może obsługiwać płatności na terenie wszystkich krajów UE.
Najnowsze plany Google dla usług finansowych pojawiły się w momencie, kiedy Alphabet, jego spółka dominująca, angażuje się coraz bardziej w sektor opieki zdrowotnej - m.in. oferując usługi przetwarzania danych w chmurze (cloud computing) dla amerykańskiego dostawcy zdrowia Ascension. Współpraca ta zaowocowała projektem Nightingale, dzięki któremu Google uzyskał dostęp do dokumentacji medycznej około 50 milionów pacjentów - i jak się później okazało - bez wiedzy zarówno pacjentów, jak i lekarzy.
Ekspansja dużych firm technologicznych do sektora finansowego i opieki zdrowotnej to wynik m.in. tego, że ich konkurenci już tam są. Big techy mają również przewagę w tych sektorach w stosunku do starszych graczy.
Na przykład firmy technologiczne w Stanach Zjednoczonych nie podlegają przepisom, które ustanawiają standardy ochrony prywatności danych osobowych dla tradycyjnych firm medycznych i towarzystw ubezpieczeniowych lub kary za ich naruszenia. Tradycyjne firmy muszą przestrzegać zasad, których nie przestrzegają nowe firmy na rynku.
Istnieje zatem możliwość arbitrażu regulacyjnego. Dotyczy to nie tylko sektora usług medycznych, ale także finansowego, w którym przedsięwzięcia fintech nie podlegają tym samym zasadom, co działalność tradycyjnych instytucji finansowych.
Jednak walka o rynek i dane odbywa się także w druga stronę. Na przykład Optum, firma zajmująca się zbieraniem i przetwarzaniem danych, będąca spółką zależną UnitedHealth Group, złożyła wniosek patentowy ws. oprogramowania, które ma odnajdywać i wyciągać informacje dotyczące stanu zdrowia użytkowników Facebooka i Twittera.
Pojawia się zatem pytanie, czy należy pozwalać przedsiębiorstwom prywatnym zbierać i zarabiać na danych w obszarach wrażliwych, takich jak na przykład zdrowie, czy informacje finansowe. To pytanie dotyczy nie tylko praw jednostek dotyczących prywatności, ale ma szerszy kontekst związany m.in. z rynkową przewagą monopolistyczną, czy też zagrożeniami dla systemu politycznego, które powstały w wyniku masowego gromadzenia danych.
Jednym z rozwiązań problemu może być tworzenie publicznych banków danych, które byłyby regulowane przez demokratycznie wybrane rządy w poszczególnych krajach. Cel gromadzenia danych cyfrowych obywateli i dostęp do nich byłby odpowiednio uregulowany, m.in. w zakresie praw obywatelskich i ochrony konsumenta. Do danych miałyby dostęp odpowiednio uregulowane przedsiębiorstwa sektora prywatnego o różnej wielkości (możliwie także odpłatnie).
Jednocześnie każdy mógłby sprawdzić, co firmy robią z jej/jego danymi i zarządzać nimi -obywatele mogliby głosować nad tym, w jaki sposób wykorzystuje się ich dane: mogą pozwolić na przykład na ich wykorzystanie do badań medycznych, przyczyniając się do postępu w medycynie, ale odrzucić tę możliwość w dziedzinach konsumenckich.
Takie podejście jest rozważane w niektórych krajach europejskich oraz w Kanadzie, gdzie w Toronto ma powstać "inteligentne miasto", a dane cyfrowe zebrane przez Google w ramach tego projektu mają zostać zgromadzone w publicznym banku danych, Urban Data Trust.
Dane są generowane przez ludzi, dotyczą ich i powinny być wykorzystywane dla ich dobra. Jako dobro publiczne dane mogłyby zostać zdemokratyzowane i wykorzystywane miedzy innymi w celu poprawy produktywności, wspierania zrównoważonego rozwoju i innowacji.
Milena Kabza
doktor nauk ekonomicznych, Departament Stabilności Finansowej NBP
Artykuły publikowane w Obserwatorze Finansowym wyrażają prywatne poglądy Autorki i nie reprezentują oficjalnego stanowiska NBP.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze