Ciułacze z Unii nie chcą odkładać pieniędzy w polskich bankach
Pomimo dużo wyższych stawek oferowanych przez polskie banki obcokrajowcy nie garną się, by oszczędzać w naszym kraju. Przeszkadza w tym chwiejność polskiej waluty oraz nieznajomość oferty naszych instytucji finansowych.
W telewizyjnej reklamie do Polski przylatuje pewien Amerykanin, Teksańczyk w kapeluszu, który już na lotnisku deklaruje, że chce u nas natychmiast otworzyć lokatę - tylko w Polsce można uzyskać tak korzystne warunki. Tak swoją czteromiesięczną lokatę El Dorado reklamuje polska filia greckiego Eurobanku, Polbank EFG.
W Polsce lepsze warunki
Zarówno w USA, jak i krajach Europy Zachodniej trudno znaleźć bank, który oferowałby takie stawki depozytowe. A w Polsce 7-8 proc. za lokaty płaci nie tylko Polbank, ale także inne banki.
Obowiązująca od 2002 roku znowelizowana ustawa o prawie dewizowym zliberalizowała przepływy finansowe pomiędzy Polską a innymi krajami OECD. Oznacza to, że obywatel polski może założyć sobie konto w banku szwajcarskim czy zaciągnąć kredyt w Niemczech. Daje też prawo korzystania obcokrajowcom z usług instytucji finansowych w naszym kraju. Tyle teoria. Tak jak Polakowi bez zameldowania i pracy w Niemczech trudno otworzyć rachunek np. we frankfurckim oddziale Deutsche Banku, tak też naszym zachodnim sąsiadom, którzy na stałe nie mieszkają w Polsce, trudno zaciągnąć kredyt czy założyć lokatę w Polsce.
W BRE Banku tylko rezydenci
Wewnętrzne przepisy wielu banków całkowicie taką ewentualność nawet wykluczają.
- Nie obsługujemy nierezydentów - mówi Anna Moszczyńska, rzeczniczka mBanku, detalicznego ramienia BRE Banku, którego większościowym udziałowcem jest niemiecki Commerzbank.
Wbrew reklamie na klientów z Teksasu czy choćby z krajów Unii Europejskiej wcale nie liczy też wspomniany Polbank.
- Widzimy wyraźnie zwiększone zainteresowanie naszymi lokatami ze strony polskich klientów. Ze strony cudzoziemców nie zaobserwowaliśmy takiej zmiany i jest to zrozumiałe, ponieważ nasza oferta jest adresowana do rodzimych klientów - mówi Paweł Maliszewski, dyrektor departamentu marketingu Polbanku EFG.
Dlaczego tak się dzieje, że mimo nawet kilkukrotnie nieraz lepszej oferty zagraniczni klienci nie lokują swoich oszczędności w polskich bankach (przypomnijmy tylko, że stopa bazowa w krajach strefy euro to obecnie 1,25 proc., podczas gdy główna stopa procentowa Narodowego Banku Polskiego wynosi 3,75 proc.)?
- Niechęć zagranicznych inwestorów do lokowania swoich oszczędności w polskich bankach wynika przede wszystkim z ryzyka kursowego. To najważniejszy powód, ponieważ wyższe oprocentowanie lokat nie jest wystarczającą premią za niepewność, która wynika z 3-4-proc. zmian kursów walut w ciągu jednego dnia - tłumaczy Paweł Cymcyk, analityk firmy A-Z Finanse.
Rzeczywiście wystarczy tylko spojrzeć na kurs euro w stosunku do złotego w ciągu ostatniego półrocza. W tym czasie euro oscylowało pomiędzy poziomem 3,46 zł (w październiku 2008 r.) do 4,9 zł (w połowie lutego tego roku), a to oznacza zmianę o ponad 41 proc.
Bez zagranicznej promocji
Innym powodem jest brak promocji polskich instytucji na Zachodzie.
- Mało który Niemiec czy Holender wiedział, że w Polsce były tak wysoko oprocentowane lokaty. A nawet jeżeli wiedział, to założenie konta i przelanie pieniędzy zajęłoby dużo czasu i było drogie. Stąd też brak nawet najmniejszego zainteresowania ofertą krajowych banków - zauważa Paweł Cymcyk.
Dlatego nawet instytucje, które na polskim rynku posługują się znanymi europejskimi brandami, mają kłopot z przyciągnięciem oszczędności z zagranicy.
- W ostatnim czasie nie zaobserwowaliśmy większego niż zwykle zainteresowania naszymi produktami przez nierezydentów - mówi Ewa Szerszeń z ING Banku Śląskiego, który jest częścią holenderskiej grupy finansowej ING Groep.
Warto też podkreślić, że Polska jako jeden z ostatnich europejskich krajów podwyższyła gwarancje wypłat depozytów. Kraje europejskie podjęły decyzje o podniesieniu gwarancji szybciej i w bardziej zdecydowany sposób.
- W Polsce udało się to wprowadzić po wielkich politycznych bojach, a i tak nie przebiliśmy np. Francji, gdzie gwarantuje się 90 proc. wartości wkładu do 70 tys. euro. W Polsce jest tylko do 50 tys. euro - podsumowuje analityk A-Z Finanse.
Jacek Iskra
Chcesz mieć zawsze aktualny serwis gospodarczo-prawny? Zamów pełne wydanie "Gazety Prawnej" w internecie.