Coraz droższa emisja CO2. Grozi nam wielki wzrost cen energii
Szybko rosną koszty uprawnień do emisji dwutlenku węgla. W 2016 roku płacono tylko 5 euro za tonę, na początku tego roku 35 euro, a ostatnio ponad 55 euro. Ponoszone przez polskich producentów prądu koszty uprawnień do emisji zanieczyszczeń regularnie podbijają cenę energii elektrycznej na rynku hurtowym. Nie pozostaje to bez wpływu na ceny płacone przez konsumentów.
W sytuacji, gdy coraz bardziej kosztowna jest produkcja prądu z "brudnych paliw", nie dziwi decyzja o budowaniu w Elektrowni Ostrołęka bloku gazowego zamiast węglowego. Z gazu ma być produkowana energia także w Zespole Elektrowni Dolna Odra oraz w Elektrowni Rybnik, gdzie w najbliższych latach wyłączone zostaną stare "węglówki". Szacuje się, że spalanie gazu przynosi o połowę mniejsze emisje CO2 niż wykorzystywanie węgla.
Polska ma prawo do darmowej puli uprawnień do emisji gazów cieplarnianych. Może je rozdzielać lub wystawiać na sprzedaż. Z tej drugiej możliwości państwo korzysta regularnie. Aukcji sprzedaży uprawnień jest kilka w miesiącu, a każda z nich przynosi budżetowi kilkaset milionów złotych dochodu. Część z tej kwoty zasila Fundusz Rekompensat Pośrednich Kosztów Emisji. W jego ramach kilkaset przedsiębiorstw z branż energochłonnych - takich jak cementowa, chemiczna, hutnicza czy papiernicza - zyskuje prawo do rekompensat za zawarte w cenie prądu koszty nabycia uprawnień do emisji CO2. Kwoty te mają pomóc naszemu przemysłowi utrzymać konkurencyjną pozycję na rynkach światowych.
Wytwórcy energii elektrycznej część uprawnień otrzymują wciąż bezpłatnie, jednak produkcja prądu ze źródeł kopalnych wymaga zakupu coraz droższych pozwoleń na emisję dwutlenku węgla. W dodatku, pula darmowych uprawnień będzie się stopniowo kurczyć z roku na rok.
Ceny uprawnień podlegają dużym wahaniom, jednak w ostatnich miesiącach obserwujemy ich systematyczny wzrost. Spory udział w zmianie cen mają działania czysto spekulacyjne, gdyż uprawnieniami handluje się na giełdach. W połowie minionej dekady tona CO2 kosztowała kilka euro. W latach 2018-19 ceny ruszyły w górę i osiągnęły pułap 30 euro. Pierwsze uderzenie pandemii w marcu 2020 roku przyniosło paniczny spadek notowań do 15 euro, czyli o około 40 proc.
Jednak Unii Europejska nie podjęła - jak spekulowano - decyzji o wycofaniu się w warunkach epidemii z ambitnej i kosztownej polityki ochrony środowiska. Wręcz przeciwnie, postanowiła zaostrzyć reguły projektu klimatycznego. W efekcie cena znów ruszyła w górę i jest dziś na poziomie 55 euro za tonę.
Co ciekawe, gdy kilkanaście lat temu w Brukseli projektowano rynek handlu dwutlenkiem węgla zakładano, że cena będzie maksymalnie osiągać pułap 40 euro. Kilka miesięcy temu pojawiły się projekcje, że do 2030 roku uprawnienia mogą przekroczyć granicę 70 euro. Dziś ta prognoza wydaj się być zbyt ostrożna.
Konsekwencją trendów panujących w międzynarodowym handlu prawami do emisji jest decyzja Orlenu o zmianie technologii z węglowej na gazowo-parową w budowanym bloku w Elektrowni Ostrołęka. Wartość aneksu dotyczącego tej inwestycji jest szacowana na około 2,5 miliarda złotych i będzie o połowę niższa niż kontraktu na budowę elektrowni węglowej. Daniel Obajtek, prezes Orlenu, przypomina, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych, w ciągu ostatniej dekady w ponad stu elektrowniach nastąpiła zmiana zasilania z węgla na gaz.
Początek prac budowlanych przy bloku gazowo-parowym w Ostrołęce jest zaplanowany na przełom lat 2021-2022. Trwają już prace związane z przyłączeniem instalacji do sieci gazowej. Budowa tej siłowni to wieloletni bieg z przeszkodami. Inwestycję rozpoczęto w 2009 roku, jednak we wrześniu 2012 roku ówczesny zarząd Energi zawiesił realizację projektu ze względu na trudności w pozyskaniu finansowania i niekorzystną sytuację na rynku usług budowlanych. Wznowienie budowy bloku węglowego nastąpiło w 2016 roku, czyli w czasie, gdy cena uprawnień do emisji CO2 była dziesięciokrotnie niższa od aktualnej.
Na początku 2020 roku inwestorzy zadecydowali o zawieszeniu przedsięwzięcia. Miało to związek z radykalną zmianą unijnej polityki środowiskowej, ale także z nową polityką kredytową Europejskiego Banku Inwestycyjnego wobec sektora elektroenergetycznego oraz wezwaniem do wykupu wszystkich akcji Energi ogłoszonym w grudniu 2019 roku przez Orlen.
Krytycy całego systemu limitów i uprawnień do emisji gazów cieplarnianych podkreślają, że jest on "wymysłem" Unii Europejskiej. Pod konie XX wieku wspólnota postanowiła, że będzie światowym liderem w dziedzinie redukcji zanieczyszczeń. Przyjęto taką politykę, mimo że kraje UE odpowiadają zaledwie za 10 proc. globalnej emisji CO2, a dużo więcej do zrobienia w tej kwestii mają: Rosja, Chiny, Indie i USA.
Rekordowo wysokie ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla to efekt konsekwentnej dekarbonizacji gospodarki realizowanej przez Brukselę. Wysokoemisyjne paliwa, takie jak węgiel kamienny i brunatny mają być szybko zastąpione przez gaz i odnawialne źródła energii (OZE). Jednym z głównych zamiarów Komisji Europejskiej jest osiągnięcie przez wspólnotę neutralności klimatycznej do 2050 roku. Elementem tego programu jest zaostrzenie unijnego celu redukcji emisji CO2 do 2030 roku z 40 do 55 proc. (względem 1990 roku).
Ostatnich 10 lat to prawdziwa batalia UE o wzrost cen CO2. W tym celu stosowano liczne środki administracyjne, na przykład kontrolowano podaż praw do emisji. Wytyczna jest tu oczywista - uprawnienia powinny drożeć, bo wówczas powstanie długoterminowa presja na wysokoemisyjny przemysł oraz "brudną energetykę", by redukować emisję zanieczyszczeń. Natomiast tanie uprawnienia nikogo nie będą motywować do takich działań.
Jacek Brzeski
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze