"Interwencja". Komornik licytował działki nie tej osoby
Małgorzata Sandomierska wraz z mężem prowadzi gospodarstwo rolne, ma pięć hektarów ziemi. W sierpniu przypadkiem dowiedziała się, że jej własność została wystawiona na licytację komorniczą. Jak się okazało - za zupełnie obce długi. Prawdziwa dłużniczka to kobieta o tym samym imieniu i nazwisku, której na dodatek rodzice nazywają się tak samo. Materiał "Interwencji" Polsat News.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Pani Małgorzata mieszka w Janowcu w województwie lubelskim. Razem z mężem prowadzi gospodarstwo rolne. Ostatnio sporo czasu poświęcają walce z chorobą pana Piotra.
- Mam niewydolność nerek, czekam na przeszczep. Trzy razy w tygodniu muszę być na dializach, parę godzin leżeć - opowiada Piotr Wiśniewski, mąż pani Małgorzaty.
Poza tym państwo Małgorzata i Piotr żyli spokojnie, czas spędzając na pracy i opiece nad dziećmi oraz wnukami. Tak było do czasu, gdy zupełnym przypadkiem dowiedzieli się, że ich własność, czyli pięć hektarów ziemi, jest zagrożona licytacją komorniczą.
- Dowiedziałam się, jak poszłam złożyć wnioski o zwrot akcyzy paliwowej i jeden z pracowników zapytał, co się stało, bo komornik licytuje mi moje działki. Trzy działki. Byłam w szoku. Brakowało mi słów, nie mogłam oddechu złapać. Pani zdjęła z tablicy ogłoszeń kartkę, pokazała mi. Widniało moje imię, nazwisko, wymienione działki. Jestem tam jako dłużnik - wspomina Małgorzata Sandomierska.
- Akurat leżałem pod tym całym przyrządem do dializ, żona zadzwoniła i opowiedziała, jaka sytuacja nastąpiła. To było jakby piorun z nieba strzelił - wspomina mąż Piotr Wiśniewski.
- Okazało się, że od 2018 roku to już trwa w księgach wieczystych. Zadzwoniłam do komornika, odebrała pani, która potraktowała mnie jak oszustkę i naciągaczkę, że biorę kredyty i nie potrafię tego spłacić, a teraz mówię, że to nie ja. W końcu dowód swój podałam - relacjonuje pani Małgorzata.
Okazało się, że kobieta nazywa się dokładnie tak samo jak dłużniczka, a nawet zgadzają się imiona rodziców obu kobiet. - I zaczęło się właśnie od tego PESELU. Usłyszałam: "faktycznie to nie jest pani" i całkiem inna rozmowa się zaczęła. W ciągu piętnastu minut wyjaśniliśmy, że to nie ja jestem dłużnikiem, tylko ktoś inny.
Ktoś, czyli kobieta o tym samym imieniu i nazwisku, której na dodatek rodzice nazywają się tak samo. Chcieliśmy porozmawiać z tą osobą, więc sprawdziliśmy jej dwa adresy, jakie widnieją w dokumentach. Pierwszy, w Gdyni, okazał się fałszywy. Z kolei pod drugim, w Radomiu, nikogo nie zastaliśmy.
- Zbieżność imion i nazwisk zadecydowała o tym, że ktoś ma teraz problemy. Przez niedopatrzenie jednego urzędnika - komentuje Katarzyna Chołuj, córka pani Małgorzaty.
- Podczas wstępnej weryfikacji stwierdziłem, że imię, nazwisko osoby zobowiązanej odpowiada imieniu i nazwisku wskazanemu w księdze oraz zgadzają się także imiona rodziców. Natomiast w dostępnych mi rejestrach, to znaczy w księdze wieczystej, nie otrzymałem danych PESEL. Pani została przez nas w sposób szczególny przeproszona za zaistniałą sytuację, omyłkę wynikającą z niespójnych przepisów - wyjaśnia Tomasz Piłat, komornik przy Sądzie Rejonowym w Puławach.
Po tym jak wyjaśniono pomyłkę, komornik odwołał licytację. Ale wciąż w księgach wieczystych pani Małgorzaty widnieją wpisy wierzyciela. Dopóki to się nie zmieni, nasza bohaterka nie może nic zrobić ze swoimi działkami.
- Tu mam 1,48 hektara tego lasu, który też jest zajęty przez pana komornika. Nie mogę sobie nawet wziąć gałązki na opał. Nic nie mogę, a idzie zima, trzeba drzewo szykować - kobieta pokazuje działki reporterowi "Interwencji".
- Ja mogę państwa zapewnić ze swej strony, że te hipoteki, które były wpisywane przed procesem, na pewno będę usuwała, jeżeli to nie jest osoba ta, tylko zupełnie jakaś inna - zapewnia wierzycielka.
Chociaż w tej sprawie wszystko wydaje się być już na dobrej drodze, to nasza bohaterka wciąż nie może spać spokojnie. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że kobieta, która nazywa się tak samo, może mieć wielu innych wierzycieli. Czy w przypadku kolejnych długów nie dojdzie znów do pomyłki?
- Każdego dnia się boję, że może przyjść jakieś pismo z banku, że tyle i tyle jestem dłużna. Boję się, co przyjdzie w następnej kopercie. Stres ogromny, że coś, na co człowiek całe życie pracował, w jednej sekundzie może zniknąć - przyznaje pani Małgorzata.
grz/"Interwencja", Polsat News