Jak żyć bez kredytu w USA?
Pojęcia dźwigni finansowej i instrumentu pochodnego były dotąd znane jedynie osobom, które w mniejszym lub większym stopniu interesowały się tematyką rynków finansowych, zwłaszcza inwestorom przeprowadzającym transakcje na rynku kontraktów terminowych.
W Polsce przełom roku to czas informacji o "przebiegłych" opcjach i bankierach, którzy podstępem powodowali, iż zarządy de facto spekulowały na umocnienie się złotego. Miniony rok wraz z kryzysem ekonomicznym przyniósł społeczeństwu możliwość poznania potęgi dźwigni finansowej. Szczególnie w USA prasa, radio, telewizja - wszyscy zgodnym chórem mówili, iż to właśnie tak powszechnie wykorzystywany w niemal całym amerykańskim sektorze finansowym lewar przyczynił się do powstania bieżącej sytuacji gospodarczej na świecie.
Dźwignia winiona była za zaprzestanie udzielania kredytów przez banki komercyjne, wskutek nagromadzenia w ich księgach wartych miliardy dolarów instrumentów, których ceny były trudne do oszacowania lub wynosiły okrągłe zero. Zdecydowanie mniej natomiast mówiło się o efektach jej wykorzystywania w odniesieniu do konsumentów oraz wpływu na ilość nabywanych przez nich dóbr i usług.
Lewar był (jest?) na trwałe zakorzenionym elementem życia Amerykanów, którzy dalecy byli (są?) od myślenia, iż może warto zaoszczędzić i kupować mniej, taniej oraz za gotówkę. Wydaje się, iż nie rozumieli tego również przedstawiciele administracji USA, którzy w zeszłym roku tłumaczyli obywatelom sytuację kryzysową na przykładzie tragedii konsumenta, który nie może sprzedać starego samochodu, gdy chętny na jego zakup nie może nań uzyskać kredytu.
Więcej, nawet gdyby znalazł się wreszcie kupujący, to sprzedający, gdy zostanie poinformowany przez bank, że ten nie dopłaci mu do nowego egzemplarza, nie będzie miał po co sprzedawać starego. Reprezentujący branżę motoryzacyjną narzekali, iż kryzys powoduje anormalne zachowanie konsumentów, którzy przy tak mocno spadających cenach paliwa nie decydują się na kupno dużych samochodów, tylko poszukują jak najmniejszych.
Amerykanom trudno więc było dostrzec irracjonalizm w ich poczynaniach konsumpcyjnych. Sytuacja może się jednak zmienić. Na elementy zachowań konsumentów zwraca uwagę w swojej analizie zatytułowanej "Weź moją kartę kredytową, proszę" Joseph Trevisani, główny analityk City Index Group Fx Sol: Istnieje ogólny pogląd, iż zarówno winowajcami jak i potencjalnym lekarstwem dla sytuacji na rynku kredytowym są banki. W chwili, gdy wszystkie "toksyczne aktywa" znikną z ksiąg banków, będą one w stanie przywrócić realizowanie swoich celów biznesowych - kreowanie zysków poprzez udzielanie kredytów podmiotom gospodarczym i klientom indywidualnym, pozwalając masom na spełnianie swych konsumpcyjnych zachcianek dzięki zaciągniętym pożyczkom.
To z kolei przyczyni się do zwiększenia poziomu konsumpcji, co wpłynie na wzrost gospodarczy. Rodzi się jednak pytanie, czy rzeczywiście tak właśnie będzie? To, że banki po oczyszczeniu się z "toksycznych aktywów" będą pałać chęcią udzielania pożyczek nie ulega żadnym wątpliwościom, ale czy społeczeństwo amerykańskie będzie skłonne ów pożyczki zaciągać? Być może obecny kryzys gospodarczy zmieni przyzwyczajenia konsumentów i ich skłonności do nabywania dóbr za sumy, których jedynie ułamek posiadają w rzeczywistości. Zadłużenie konsumentów zmniejsza się od połowy 2008 roku.
W samym grudniu 2008 spadło ono o ponad 6,6 miliarda dolarów. W dużej mierze spowodowane było to likwidacją linii kredytowych i rezygnacjami z korzystania z kart kredytowych. Zamiast zwiększania zadłużenia i wydawania pieniędzy, konsumenci decydują się na spłacenie swoich bieżących zobowiązań. Spadek sprzedaży detalicznej obserwowany jest od lipca 2008, natomiast w pierwszej połowie roku utrzymywany był na raczej stałym poziomie (zmiany o maksymalnie 0,5%).
Ci, którzy nie są w stanie pozwolić sobie na sfinansowanie z własnych środków kupna nowego samochodu, o domu nie wspominając, a byliby skłonni zaciągnąć kredyt, są często zniechęcani poprzez nowe, rygorystyczne zasady ich przyznawania lub też z tego samego powodu nie mogą ich uzyskać. Zaostrzenie tych zasad, a w zasadzie zaprzestanie udzielania kredytów osobom mającym nikłe szanse na ich spłacenie, wykluczyło z rynku znaczną grupę klientów.
Oszacowanie jej rozmiarów jest trudne, natomiast łatwe jest określenie efektów takiego wykluczenia - mniej pożyczkobiorców oznacza mniej konsumentów. Ograniczenie potencjalnych kredytobiorców nie jest jednak jedynym czynnikiem wpływającym na spadek konsumpcji. Sytuacja na amerykańskim rynku pracy nie napawa optymizmem, a widmo bezrobocia skutecznie motywuje do zaciągnięcia pasa.
W scenariuszu poprawy sytuacji gospodarczej w Stanach Zjednoczonych główne role zostały obsadzone przez obywateli i ich skłonność do konsumpcji. Jednak patrząc na powyższe statystyki można wywnioskować, że na odpowiedź na pytanie jak dobrze swą rolę odegrają konsumenci przyjdzie nam jeszcze poczekać do czasu gdy wszyscy Amerykanie trwale zmienią przyzwyczajenia konsumpcyjne, a w zarządach banków i w komitetach do spraw ryzyka tych instytucji zasiądą ludzie doświadczeni przez okres zarówno okresu swobodnego kredytowania, jak i zapaści z roku 2008 i 2009.
Maciej Leściorz