Jeśli gospodarka spowolni pogorszą się spłaty kredytów

Polska jest na drugim miejscu w Europie pod względem odsetka złych kredytów (NPL) w bilansach banków - podał Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA). A tymczasem gospodarka stoi w obliczu recesji. Jeśli w nią wpadniemy, ludzie i firmy przestaną spłacać swoje zobowiązania, a to może oznaczać nawet trwający wiele lat kryzys finansowy.

Według najnowszej "Mapy Ryzyka" dla europejskiego sektora bankowego, ogłaszanej co kwartał przez EBA, w polskich bankach odsetek złych kredytów wynosił na koniec I kwartału tego roku 4,5 proc. Dawało nam to drugie miejsce po Grecji, a przed Cyprem i Bułgarią.    

Tylko PKO BP i Pekao

Ale uwaga. Nadzorowi EBA podlegają tylko dwa polskie banki, największe, państwowe - PKO BP i Pekao. Dane Komisji Nadzoru Finansowego pokazują natomiast, że na koniec kwietnia tego roku złe kredyty stanowiły nawet 5,5 proc. portfeli polskich banków. To bez mała trzy razy więcej niż średnio w Europie, bo EBA podała, że europejska średnia NPL wynosi 1,9 proc. Z "Mapy Ryzyka" wynika, że poza wymienionymi krajami w najgorszej sytuacji są banki jeszcze w Portugalii, na Węgrzech i w Rumunii, gdzie wskaźnik NPL przekracza 3 proc., a w najlepszej - w Norwegii, Szwecji, na Łotwie, w Estonii, na Litwie i w Niemczech.

Reklama

CZYTAJ. Recesja: Co to jest? Czy będzie w Polsce? Co to oznacza dla Polaków?

Co - wobec perspektywy przynajmniej silnego spowolnienia gospodarki, jeśli nie recesji - oznacza duży portfel złych kredytów? Jeśli gospodarka będzie słabła, odsetek niespłaconych zobowiązań będzie się powiększać. W Polsce - przynajmniej na razie - trudno wyobrazić sobie silny wzrost bezrobocia, ale znacznie łatwiej już zahamowanie wzrostu płac. Przy dwucyfrowej inflacji będzie to oznaczać silne zubożenie społeczeństwa, a tym samym malejącą zdolność do obsługi zobowiązań.

Nie tak trudno też wyobrazić sobie upadłości przedsiębiorstw wobec słabnącego popytu krajowego i zagranicznego i w świetle słabnącej konkurencyjności polskiej gospodarki, do czego doprowadził wieloletni brak inwestycji. Dodajmy, że odsetek niespłacanych kredytów przez małe i średnie przedsiębiorstwa przekracza 10 proc.

- Jest ryzyko związane z jakością kredytów - mówił podczas seminarium Warszawskiego Instytutu Bankowości jego dyrektor Andrzej Banasiak.

Największe ryzyko dla polskich banków

To właśnie jest największe ryzyko dla polskiego sektora bankowego - twierdzą eksperci pytani przez Europejski Kongres Finansowy. EKF w czerwcu zwrócił uwagę, że głównym czynnikiem ryzyka dla polskiego sektora finansowego pozostaje możliwość istotnego pogorszenia się jakości portfela kredytowego na skutek silnego wzrostu stóp procentowych w połączeniu z osłabieniem złotego oraz pogorszenia perspektywy wzrostu gospodarki.

- Na NPL trzeba patrzeć z dużą uwagą i pokorą, bo byłby to kolejny dopust boży, który może uderzyć w banki - dodał Andrzej Banasiak.

Choć odsetek złych kredytów w polskich bankach w ciągu minionego roku wyraźnie spadł, o ponad punkt procentowy od kwietnia zeszłego roku, niepokojąco wysoki jest udział kredytów wątpliwych, czyli w tzw. fazie 2. Chodzi tu o nieregularność spłat, opóźnienia, czy też inne zdarzenia mogące świadczyć o pogorszeniu się sytuacji kredytobiorcy. W przypadku małych i średnich firm kredyty, co do których są wątpliwości wraz z ewidentnie złymi stanowią w sumie aż 24 proc. portfela kredytowego banków. Gdy sytuacja gospodarcza się pogarsza, kredyty z 2. fazy "spadają" do fazy 3., gdyż zmniejszą się trafiające do przedsiębiorstw przepływy pieniędzy.

- Nawet ograniczenia zamówień mogą przełożyć się na wzrost NPL - mówił Andrzej Banasiak.

Co się stanie, gdy przyjdzie kryzys?

Ogłoszony za czerwiec wskaźnik PMI dla polskiego przetwórstwa przemysłowego oprócz dramatycznie silnego spadku koniunktury porównywalnego jedynie z okresem po wybuchu pandemii, a wcześniej z wielkim globalnym kryzysem finansowym, pokazał oczekiwany przez menedżerów polskich firm bardzo silny spadek zamówień. 

Co się może stać, jeśli nadejdzie kryzys? Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyjrzał się kilkudziesięciu kryzysom w różnych krajach oraz temu, jak szybko i do jakiego poziomu rosną złe kredyty od chwili, kiedy taki kryzys się zaczyna. Kiedy wybuchł kryzys zadłużenia w strefie euro w bankach w Grecji i na Cyprze wskaźnik NPL przekroczył 45 proc. W całej strefie euro góra złych długów urosła do 1,3 biliona euro.

Przeciętnie w różnych światowych i lokalnych kryzysach wskaźnik NPL był w szczycie 2,9 raza wyższy niż przed ich wybuchem. Okres, kiedy banki miały podwyższony wskaźnik NPL, czyli powyżej 7 proc., trwał przeciętnie aż siedem lat. Zwykle od momentu rozpoczęcia kryzysu do osiągnięcia szczytu przez niespłacane kredyty mija około 2-3 lata.

Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc! 

 Jak to mogłoby wyglądać w Polsce, jeśli weźmiemy "przeciętny" scenariusz wynikający z badań MFW i aktualne dane z polskich banków? Załóżmy, że kryzys wybuchłby tej jesieni. Złe kredyty osiągnęłyby maksymalny poziom na przełomie 2024 i 2025 roku. Niespłacone należności sięgnęłyby wtedy 200 mld zł. Banki musiałyby na nie utworzyć 120 mld zł rezerw, co pochłonęłoby niemal dwie trzecie ich obecnych kapitałów. Instytucje, które by przetrwały ten szok, mogłyby wznowić normalną działalność kredytową dopiero około 2030 roku.         

Jacek Ramotowski 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bank | kredyt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »