Kiedy rata kredytu będzie nie do udźwignięcia?
Na jesieni – twierdzi główny ekonomista Biura Informacji Kredytowej. To właśnie wtedy raty kredytów hipotecznych urosną na tyle, że co miesiąc pewna cześć kredytobiorców powie – odpadamy. Nie wiemy oczywiście jak wielu ich będzie i jakie kwoty kredytów są zagrożone. Ale pierwsze sygnały mówią, że ze spłatami kredytów mogą mieć wkrótce kłopot także firmy.
- Pierwsze oznaki pogorszenia się jakości kredytów, zwłaszcza mieszkaniowych, nastąpią w październiku, listopadzie tego roku - mówił Waldemar Rogowski podczas konferencji "Horyzonty Bankowości" zorganizowanej z okazji 30-lecia miesięcznika finansowego Bank.
Dlaczego akurat jesień ma być czasem prawdy dla kredytobiorców? Bo Rada Polityki Pieniężnej od października zeszłego roku podniosła już dziewięć razy stopy procentowe, w tym główną z 0,1 proc. do 6 proc. w czerwcu. Każda podwyżka stóp NBP powoduje wzrost stopy WIBOR, a ona jest właśnie podstawą oprocentowania lwiej części kredytów w Polsce. Gdy rosną stopy NBP, rosną raty kredytów.
Jak na razie - twierdzą banki - kredyty, a zwłaszcza mieszkaniowe, spłacane są znakomicie. Potwierdzają to dane BIK, instytucji, która analizuje spłatę kredytów udzielanych przez banki gospodarstwom domowym w Polsce. Na razie raty nie wzrosły jeszcze na tyle, żeby dużej części kredytobiorców nie było stać na spłaty.
- Nie widzimy pogorszenia jakości, a przeciwnie (...) Pandemiczna akcja kredytowa zachowuje się dużo lepiej niż przedpandemiczna. W kredytach mieszkaniowych jest niższa szkodowość niż 2019 i 2021 roku - powiedział Waldemar Rogowski dodając, że średni wskaźnik złych kredytów mieszkaniowych wynosił w maju tego roku 2,7 proc.
Ale stopy NBP rosną co miesiąc. O ile rosną zatem raty? Waldemar Rogowski mówi, że pierwsza rata kredytu hipotecznego na 311 tys. zł - a taki średnio zaciągali Polacy w okresie ultraniskich stóp procentowych, czyli pomiędzy czerwcem 2020 a wrześniem 2021 roku - wynosiła przeciętnie 1389 zł. W maju tego roku kredytobiorca musiał zapłacić już 2291 zł. A na jesieni będzie już znacznie więcej.
Umowy kredytowe, w których podstawą oprocentowania jest stopa WIBOR, zazwyczaj działają tak, że rata rośnie z trzymiesięcznym poślizgiem (gdy jest to WIBOR 3M) lub sześciomiesięcznym (dla WIBOR 6M) od zmiany stóp. I choć stopy rosną miesiąc w miesiąc już przez trzy kwartały, spłacając raty kredytobiorcy odczuwają na razie wzrosty stóp sprzed trzech miesięcy lub sprzed pół roku. Ale te efekty (plus kolejne podwyżki) narosną jak kula śnieżna. I lawina ruszy właśnie jesienią tego roku.
Gdy stopy NBP zaczęły rosnąć jesienią zeszłego roku, bankowcy mówili - póki WIBOR nie dojdzie do 5 proc. nie ma się czego bać. Ale potem z każdą podwyżką będzie coraz gorzej. Trzymiesięczna stopa WIBOR przebiła 5 proc. już na początku kwietnia, wraz z ze spektakularną podwyżką głównej stopy NBP o jeden punkt procentowy. Ale skutki tej podwyżki przełożą się na wysokość raty kredytu spłacanej w lipcu lub nawet w sierpniu. WIBOR 6M przebiła poziom 5 proc. na przełomie marca i kwietnia. Pierwsza rata kredytu uwzględniająca tak wysokie oprocentowanie przyjdzie do zapłaty w październiku lub w listopadzie. Stąd właśnie taka prognoza BIK.
Przypomnijmy, że w okresie ultraniskich stóp ponad pół miliona Polaków zaciągnęło ponad 300 tys. kredytów mieszkaniowych na 102,8 mld zł - wynika z danych BIK.
Którzy z nich odpadną od ściany najwcześniej? BIK typuje kilka grup ryzyka. To kredytobiorcy, którzy mają do spłacenia ponad 200 tys. zł kapitału, ci, którzy w pełni wykorzystali limity zadłużenia (w rachunku lub w karcie kredytowej), mający 10 lub więcej zobowiązań a także mający stosunkowo niską ocenę wiarygodności kredytowej, a bank mimo to pożyczył im pieniądze.
Na 738 mld zł kredytów udzielonych gospodarstwom domowym przez banki do końca kwietnia, kredyty mieszkaniowe stanowią 71 proc., czyli 521,1 mld zł. Z tego kredyty w złotych na zmienna stopę (czyli WIBOR) to 415,6 mld zł.
Kredyty dla przedsiębiorstw - na koniec kwietnia blisko 370 mld zł - też prawdopodobnie zaczną się psuć i to już niedługo. Dlaczego? Ekonomiści prognozują, że Polskę czeka silne gospodarcze osłabienie. A Polski Instytut Ekonomiczny alarmuje - sytuacja finansowa przedsiębiorstw pogarsza się, a indeks koniunktury MIK (obliczany przez PIE wraz z Bankiem Gospodarstwa Krajowego) pokazuje bardzo silne pogorszenie się płynności - zwłaszcza mniejszych firm - w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Mimo to firmy na razie dobrze spłacają kredyty.
- Na rynku małych i średnich przedsiębiorstw na razie nie widać pogorszenia portfela kredytowego - mówił podczas konferencji Marek Majsak, wiceprezes Alior Banku.
Tymczasem jednak w ostatnim "Tygodniku Gospodarczym" PIE podał, że już w majowym odczycie MIK 36 proc. firm uznało rosnące koszty kredytów i innego finansowania zewnętrznego za ważną lub bardzo ważną barierę działalności, a w czerwcu ten odsetek wzrósł do 41 proc. A przypomnijmy równocześnie, że w ciągu ostatnich miesięcy przedsiębiorstwa zaciągały na dużą skalę kredyty obrotowe, żeby zbudować zapasy półproduktów i komponentów w obawie o zakłócenia dostaw.
Tymczasem równocześnie w maju wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu spadł do 48,5 z 52,4 w maju, co jest sygnałem silnego spadku aktywności gospodarczej, a ściśle rzecz ujmując - sygnałem recesji. Spadek PMI spowodowany był miedzy innymi pogorszeniem się ocen produkcji i nowych zamówień, w tym także z Europy Zachodniej. To może oznaczać, że przychody ze sprzedaży zaczną się kurczyć, a wraz z nimi przepływy finansowe, co utrudni obsługę zobowiązań zaciągniętych na gromadzenie zapasów.
- Firma, która płaciła 10 mln zł odsetek, zapłaci teraz 25 mln zł odsetek - mówił Adam Pers, wiceprezes mBanku.
Żeby nie było tego mało, do rosnącego kosztu obsługi zadłużenia dochodzi jeszcze ciągła presja rosnących kosztów paliw, surowców, transportu i energii. A także presja wciąż rosnących kosztów pracy, bo pracownicy chcą by ich zarobki nadrabiały straty spowodowane przez inflację. Do jesieni problemy przedsiębiorstw mogą urosnąć na masową skalę, a po wpompowanej w nie w czasie pandemii płynności nie pozostanie nawet śladu.
Jacek Ramotowski