Kraje UE obiecują, że będą wspierać zagrożone banki
Kraje UE, które przystąpią do wspólnego nadzoru bankowego, będą wspierać banki, jeśli przegląd ich bilansów w 2014 r. wykaże niedobory kapitału - obiecali ministrowie finansów UE w przyjętej w piątek deklaracji.
W pierwszej kolejności koszty ratowania banków ponosić mają jednak ich udziałowcy.
Według deklaracji państwa UE objęte wspólnym nadzorem bankowym będą dysponować na poziomie krajowym "odpowiednimi narzędziami", jak mechanizm likwidacji banków oraz "krajowe zabezpieczenia", które pozwolą na szybką reakcję na problemy wykryte w trakcie przeglądu aktywów. Jednak państwa będą wkraczać dopiero wówczas, gdy zagrożony bank nie zdoła zgromadzić kapitału na rynku albo z innych "prywatnych źródeł".
Dopiero w ostatniej kolejności, jeżeli krajowe zabezpieczenia okażą się niewystarczające, będzie można zmobilizować zabezpieczenia na poziomie strefy euro albo całej UE - zaznaczono w deklaracji.
Kraje strefy euro będą mogły skorzystać ze środków Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, występując o pożyczki na rekapitalizację sektora finansowego. Zasygnalizowano również możliwość bezpośredniej rekapitalizacji banków z EMS, ale pod warunkiem przyjęcia odpowiednich krajowych "procedur". Wspieraniu banków wprost ze środków EMS sprzeciwiają się Niemcy, które obawiają się, że ich podatnicy będą ponosić koszty ratowania banków w innych krajach.
- W przypadku krajów spoza strefy euro (które wejdą do unii bankowej) istnieją instrumenty, które mogą i były już zastosowane - wskazano w deklaracji. Podkreślono również konieczność "równego traktowania" krajów eurolandu oraz krajów spoza strefy wspólnej waluty, które przystąpią do wspólnego nadzoru bankowego.
Przegląd bilansów 130 największych banków ma do października 2014 roku przeprowadzić przejmujący miesiąc później funkcję wspólnego nadzoru w eurolandzie Europejski Bank Centralny (EBC). Później testy wytrzymałości banków na kryzys (tzw. stress testy) ma przeprowadzić Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) skupiający regulatorów finansowych wszystkich 28 krajów UE. Wspólny nadzór bankowy ma być otwarty dla krajów spoza strefy euro.
W piątek ministrowie finansów potwierdzili, że chcą do końca roku uzgodnić wspólne stanowisko w sprawie drugiego filaru unii bankowej - wspólnego mechanizmu uporządkowanej likwidacji i restrukturyzacji banków (SRM). Jednak między państwami UE są ciągle spore różnice zdań co do tego, ile banków należy włączyć do nowego mechanizmu, która instytucja powinna podejmować ostateczną decyzję o likwidacji banku oraz skąd czerpać środki na ratowanie zagrożonych instytutów finansowych.
- Jest pole do kompromisu w tych sprawach. Porozumienie przed końcem roku jest możliwe i jest bardzo ważne, by udało nam się je wypracować - ocenił litewski minister finansów Rimantas Szadzius na konferencji prasowej. Chodzi o to, by PE przyjął propozycję SRM jeszcze w tej kadencji, która trwa do połowy przyszłego roku. Ustanowienie SRM ma być drugim etapem unii bankowej, po wspólnym nadzorze.
Najwięcej zastrzeżeń do proponowanego mechanizmu mają Niemcy. Żądają m.in. wyjaśnienia podstawy prawnej, na której ma się on opierać, nie wykluczając nawet zmiany traktatu UE. Berlin uważa też, że ostateczna decyzja o likwidacji banku, który ma problemy, nie powinna należeć do Komisji Europejskiej, lecz raczej do Rady UE.
W piątek państwa UE nie doszły do porozumienia w sprawie rewizji dyrektywy o opodatkowaniu dochodów z oszczędności, która miała pomóc w walce z unikaniem płacenia podatków. Projekt zmienionej dyrektywy przewiduje automatyczną wymianę informacji między krajami UE w tym zakresie. Jej przyjęcie nadal blokują Austria i Luksemburg, którym zależy na utrzymaniu tajemnicy bankowej.
Już teraz, na podstawie dyrektywy o opodatkowaniu oszczędności, od 2005 r. kraje UE gromadzą dane dotyczące oszczędności osób fizycznych niebędących rezydentami i przekazują je urzędom skarbowym państwa, w którym te osoby mieszkają na stałe. Jednak z wymiany tej czasowo wyłączone są Austria i Luksemburg, które wolą stosować 35-proc. stawkę zaległego podatku.