Kredytowa kwadratura koła
Pomysł specustwy bankowej, która ma odciążyć system bankowy poprzez umożliwienie rozwiązania rezerw na złe kredyty, wysunięty przez ministra Hausnera, ministra gospodarki, pracy i polityki społecznej wpisuje się w pewien scenariusz działań szefów poszczególnych resortów.
Zaczęło się od ustawy o "Restrukturyzacji niektórych należności publicznoprawnych od przedsiębiorców". Miała ona zmienić polską rzeczywistość gospodarczą, wykreować wpływy do budżetu (z opłat) przekraczające 1,3 mld złotych.
Życie zweryfikowało te założenia bardzo brutalnie: wniosków było kilkadziesiąt tysięcy (i niekoniecznie od tych przedsiębiorstw od których ich oczekiwano), a wpływy z opłat nieznacznie tylko przekroczą 420 mln złotych. Urzędnicy Ministerstwa Finansów są jednak zadowoleni z efektów ustawy i dobrego humoru nie psuje im nawet fakt, że z dobrodziejstw ustawy korzystają firmy przeciwko którym toczą się postępowania prokuratorskie.
Kolejny akt z tego scenariusza to ustawa o pomocy publicznej dla firm o szczególnym znaczeniu dla rynku pracy, która w sztuczny i proceduralny sposób broni je przed rynkową weryfikacją, przedłużając w nieskończoność postępowania restrukturyzacyjne. Wreszcie zarysowana, póki co zupełnie niezrozumiała, specustawa.
Rezerwy bankowe na złe kredyty można rozwiązać gdy... kredyty zostaną spłacone, złe kredyty można umorzyć, ale i tak trzeba od nich zapłacić podatek. Jak rozumiem ta specustwa zwalniała by z tego podatku, bo przecież do zasad tworzenia i rozwiązywania rezerw bankowych rząd nic nie ma. Tyle, że umorzenie złego kredytu to straty dla udziałowców, a już z całą pewnością od tego nie przybywa bankom ani złotówka. Ponadto zakłada się, że uwolnione środki "wrócą do przedsiębiorstw wskazanych przez rząd". Czyli do tych samych, którym przed chwilą kredyty umorzono i które korzystają z dobrodziejstw dwóch poprzednich ustaw. Jak już wydadzą te pieniądze i nie będą mogli spłacić nowego kredytu - zaczniemy od początku.