Kredyty we frankach: Drużyna pierścienia

Frankowicze i osoby pokrzywdzone przez banki jednoczą siły. Stowarzyszenie liczy na razie 30 członków. Nie oznacza to jednak, że nie uruchomi ono efektu kuli śnieżnej. Ponoć chęć do działania deklaruje już blisko 1000 osób.

Na pytanie zadane w artykule ("Co czeka lemingi, co czeka nas?") otrzymaliśmy nadspodziewanie szybko odpowiedź, a nawet dwie. Pod koniec listopada Tomasz Sadlik, szef przedsięwzięcia, złożył w krakowskim sądzie wniosek o zarejestrowanie Stowarzyszenia na Rzecz Obrony Praw Konsumenta i Obywatela "Pro Futuris". Wydaje się, ze jest to wydarzenie bardziej przełomowe niż wyrok Sądu Najwyższego w sprawie dotyczącej klauzul walutowych w kredycie hipotecznym, który niedawno zelektryzował część opinii publicznej.

Stowarzyszenie liczy na razie 30 członków. Nie oznacza to jednak, że nie uruchomi ono efektu kuli śnieżnej. Ponoć chęć do działania deklaruje już blisko 1000 osób.

Reklama

Sadlik zdaje sobie sprawę ze skali zjawiska. Wie, w jaki sposób grupa kredytobiorców szybko stała się zbiorowością liczącą ponad 700 tys. kredytobiorców, więc dotyczy ok. 1,5 miliona osób. Podobnie było gdzie indziej w Europie: 90 proc. kredytów w krajach nadbałtyckich pod koniec roku 2008 było denominowanych w obcych walutach (na Węgrzech ok. 50 proc., w Polsce jeszcze mniej, ale 70 proc. kredytów hipotecznych była wyrażonych we franku). Na Węgrzech udzielono 1,3 mln takich kredytów, w Chorwacji co najmniej 100 tys.

Powtórzmy podstawowe dane: 250 tys. kredytobiorców ma bardzo napięty budżet domowy, ze wskaźnikiem DTI (Debt to Income, spłata długu w stosunku do dochodów), większym niż 50 proc. Innymi słowy, takie gospodarstwa domowe ponad połowę dochodów przeznaczą na spłatę długów. Możliwości kumulowania oszczędności są prawie żadne. W przypadku młodych małżeństw oznacza to, że nigdy nie będą miały żadnych oszczędności. Z kolei ponad pół miliona kredytów ma wartość LtV (Loan to Value - wysokość kredytu do zabezpieczenia) większą niż 80 proc. co wzbudza obawy m.in. o sytuację finansową banków w przypadku pogorszenia spłacalności tych kredytów (kwestia niskiej skali odzysku) oraz o sytuację finansową gospodarstw domowych, które zostałyby objęte procesami windykacyjnymi. Część rodzin pomimo sprzedaży nieruchomości pozostałaby z bardzo wysokimi zobowiązaniami do spłaty.

Sytuacja się zmienia. Kredytobiorcy oskarżani o marazm starają się organizować. - Kiedy tylko zostaniemy zarejestrowani przez sąd, prawdopodobnie w styczniu, ruszamy do działania - poinformował Tomasz Sadlik. Jak powiedział, w planach stowarzyszenia są m.in. spotkania z polskimi europosłami na temat nowej dyrektywy unijnej dotyczącej kredytów hipotecznych, pikiety w całym kraju, a także składanie pozwów zbiorowych w sądach przeciw bankom udzielającym kredytów walutowych.

Dał nam przykład król Hiszpanii

To na wniosek hiszpańskiego króla udało się doprowadzić 14 maja br. do przyjęcia, istotnej dla tamtejszych kredytobiorców, ustawy "o środkach wzmocnienia ochrony dłużników hipotecznych, restrukturyzacji długu i mieszkaniach socjalnych". Cztery główne elementy ustawy to zawieszenie na dwa lata wywłaszczenia rodzin szczególnie zagrożonych wykluczeniem społecznym, oprocentowanie długów, które nie mogły być spłacone w wysokości 2 proc., naliczanie odsetek wobec należności przeterminowanych maksymalnie do trzykrotnej wysokości odsetek ustawowych, wreszcie przy sprzedaży pozasądowej wprowadzenie możliwości, by notariusz mógł zawiesić transakcję przeprowadzoną przez komornika lub bank, jeśli któraś ze stron stwierdzi, że odwołano się do decyzji odpowiedniego organu sądowego w trybie przewidzianym artykułem 129 ustawy o hipotekach, w ramach której może zostać orzeczona nieskuteczność takiej sprzedaży z powodu zapisów nadużywających pozycji jednej ze stron w umowie.

Warto zapoznać się z fragmentami uzasadnienia tej ustawy, bo pobrzmiewa w niej język dawno niespotykany w polskich dokumentach: "Wspólny wysiłek, jaki ponoszą obywatele naszego kraju po to, by razem przezwyciężyć trudności, jakie przeżywamy, wymaga, by [...] żaden z obywateli nie został doprowadzony do sytuacji wykluczenia społecznego. Dlatego też należy pójść jeszcze dalej w kierunku, w którym szliśmy ostatnio, by udoskonalić i wzmocnić zakres ochrony dłużników [kredytów hipotecznych], którzy z powodu takich okoliczności nadzwyczajnych znaleźli się w gorszej sytuacji finansowej lub majątkowej i w położeniu, w którym zasługują na ochronę".

Po drugiej stronie europejskiego kontynentu Victor Orban zarzucił bankom oszustwa i świadome wprowadzanie w błąd swoich klientów. Kryzys gospodarczy z 2009 r. silnie uderzył w kurs forinta, który znacznie się osłabił. W rezultacie wartość kredytów denominowanych w obcych walutach znacznie wzrosła w krótkim czasie, a te we frankach szwajcarskich nawet o 50 proc. Część Węgrów przestała więc regulować swoje zobowiązania. Wskaźnik niespłacanych w terminie kredytów walutowych wynosi obecnie około 30 proc. (w Polsce około 3 proc.).

Rząd Orbana ruszył z pomocą tracącym grunt kredytobiorców i opracował kilka konstrukcji, które miały im radykalnie pomóc. Węgrzy mogą więc jednorazowo spłacić kredyt walutowy po kursie niższym od rynkowego, spłacać raty kredytu - także - po kursie niższym od rynkowego, zaś pozostałą część spłacać dzięki preferencyjnie oprocentowanym kredytem w forintach. Koszty tych rozwiązań musiały ponieść banki, na które zostały także nałożone ograniczenia w możliwości przejmowania i sprzedaży nieruchomości będących własnością dłużników.

Na początku sierpnia z Chorwacji przyszła wiadomość, że sąd w Zagrzebiu uznał, że 100 tys. Chorwatów miało zbyt mało informacji o ryzyku kursowym, które towarzyszy zaciąganiu kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich. Wyrok sędziego Radovana Dobronića, w którym uznał, że kombinacja obcej waluty i zmiennego oprocentowania jest "absolutnie nie do zaakceptowania", zaniepokoił banki, szczególnie że sędzia nakazał im, by klienci mogli przewalutować kredyty na chorwackie kuny po kursie z dnia podpisania umowy. Raiffeisen, Hypo Alpe Adria, Zagrebacka, Privredna, Erste, OTP, Splitska i Sberbank mogą stracić na wyroku miliard euro. A to dopiero początek.

Sąd pierwszej instancji w Barcelonie wydał wyrok w sprawie kredytobiorcy, który zakupił pakiet inwestycyjno-kredytowy, w którego strukturze był również kredyt nominowany w obcej walucie. Sąd uznał takie połączenie za "produkt wysoko złożony" i wytknął jego spekulacyjny charakter.

W takich krajach jak Francja, Niemcy, Austria, Węgry, Chorwacja i Hiszpania, gdzie już kilka razy udało się kredytobiorcom udowodnić bankom korzystanie z ich przewagi przy ustaleniach z klientami, przywoływana jest dyrektywa 93/13/CEE Rady Europy z dnia 5 kwietnia 1993 "o nieuczciwych warunkach [zapisach] w umowach z konsumentami", pozwalająca unieważnić nieuczciwe zapisy umowne, o ile daje się udowodnić brak równowagi stron w rozmowach klienta z bankiem. Cytowany jest też świeżo wydany w podobnym duchu wyrok Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu z 14 marca 2013 r. w sprawie przeciwko Caixa d'Estalvis de Catalunya, Tarragona i Manresa.

W sądach w Polsce i w Europie

Do krakowskiego sądu wpłynął pozew o stwierdzenie nieważności umowy kredytowej na mieszkanie we frankach szwajcarskich. W pozwie wzmiankowany przez nas Tomasz Sadlik wnioskuje do sądu o stwierdzenie nieważności umowy kredytowej, zasądzenie od pozwanego banku kosztów sądowych oraz wstrzymanie prowadzenia egzekucji bankowej z nieruchomości objętej kredytem i innych składników majątkowych kredytobiorców do czasu zakończenia prawomocnym wyrokiem postępowania sądowego. Wnioskuje też o zwolnienie od obowiązku ponoszenia kosztów sądowych, w tym opłaty sądowej z powodu ciężkiej sytuacji finansowej.

Według powoda pracownica banku, która przygotowywała dokumenty, przekazała informację, iż wzięcie kredytu jest bezpieczne, bowiem bank posiada wystarczające zabezpieczenia na wypadek braku możliwości spłaty kredytu przez kredytobiorców. A jednak w styczniu 2013 r., bank rozwiązał z Tomaszem Sedlakiem umowę informując, że prowadzić będzie egzekucję z nieruchomości obciążonej hipotekami, a ponadto też z innych źródeł majątku kredytobiorców, w tym wynagrodzenia za pracę jednego z małżonków. Pozwany bank broni się, że wszyscy klienci, którzy mieli zamiar skorzystać z kredytów walutowych, byli informowani o ryzyku kursowym. Pozytywny efekt sprawy to powstanie rzeczonego stowarzyszenia.

W II połowie października ub.r. posiadaczy kredytów hipotecznych we franku zelektryzowała wiadomość o wyroku Sądu Najwyższego w sprawie dotyczącej klauzul walutowych w kredycie hipotecznym. "Klient banku może żądać unieważnienia, z mocą wstecz, niedozwolonych klauzul w umowie hipotecznego kredytu walutowego" - orzekł Sąd Najwyższy. Chodzi o klauzule dotyczące przeliczania walut po kursie ustalanym wyłącznie przez bank.

Wyrok dotyczy małżeństwa z woj. warmińsko-mazurskiego, które w 2006 r. zaciągnęło kredyt hipoteczny Ekstralokum we frankach szwajcarskich na kwotę stanowiącą wówczas równowartość około 200 tys. zł. Umowę zawarto na 20 lat. W umowie kredytowej bank zawarł wiele postanowień dotyczących przeliczania wypłacanego kredytu z franków na złote oraz rozliczania spłacanych rat ze złotych na franki. Bank wskazał przy tym - jako obowiązujące - kursy z własnych tabel walutowych. Takie postanowienia, niekorzystne dla klientów, zostały później wpisane przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów na listę niedozwolonych klauzul umownych.

Dodatkowo w sierpniu 2011 r. weszła w życie nowelizacja ustawy Prawo bankowe, nakazująca zamieszczanie w umowach dotyczących kredytów walutowych szczegółowych zasad ustalania kursu walut. Nowelizacja dopuściła także możliwość spłaty kredytu bezpośrednio w obcej walucie, zakupionej przez kredytobiorcę w innym banku lub kantorze. Mimo zmian w przepisach, w umowie zawartej przez małżonków nadal były zawarte niekorzystne klauzule o przeliczaniu waluty. Małżonkowie zdecydowali się więc pozwać bank, żądając uznania niekorzystnych klauzul walutowych za nieważne, i to od dnia zawarcia umowy, tj. od 2006 r. Sąd I instancji uwzględnił powództwo, ale wyrok ten został uchylony przez sąd II instancji, który w całości oddalił pozew małżonków. Sąd uznał, że małżonkowie nie mieli tzw. interesu prawnego w pozywaniu banku, bo wskazane przez nich klauzule i tak powinny zostać uznane za nieobowiązujące ze względu na umieszczenie ich na liście UOKiK. Sąd stwierdził, że pozew małżonków był bezpodstawny także dlatego, że zmieniły się przepisy prawa bankowego.

Wyrok ten uchylił Sąd Najwyższy (sygn. IV CSK 142/13). Sąd przypomniał, że już w innych swoich wyrokach dopuścił możliwość wytoczenia powództwa o unieważnienie klauzul umownych, nawet jeśli zostały one uznane wcześniej za niedozwolone w postępowaniu antymonopolowym i wpisane do rejestru klauzul niedozwolonych przez UOKiK. - Samo uznanie klauzuli umownej za niedozwoloną nie powoduje wyeliminowania konkretnych postanowień z konkretnej umowy z bankiem - powiedział sędzia Antoni Górski.

SN odniósł się także do stwierdzenia sądu II instancji, że nowelizacja prawa bankowego z 2011 r. dostatecznie zabezpieczyła interesy kredytobiorców i że nie mają oni już podstaw do składania powództwa. - Zmiany w ustawie odnosiły się do tych kredytów, które nie zostały całkowicie spłacone i do tej części kredytu, która pozostała do spłacenia - podkreślił Górski, wskazując na art. 4 nowelizacji. Dodał, że nowelizacja nie odnosiła się do części już spłaconej i w tym zakresie skarga małżonków była uzasadniona. Z tego powodu SN uchylił orzeczenie sądu II instancji i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy.

Wyrok powyższy został przez wielu ekspertów uznany za przełomowy dla setek tysięcy posiadaczy walutowych kredytów hipotecznych. Jednak trzeba postawić pytanie czy słusznie.

Nie wnikając w sedno tej jednostkowej sprawy, bowiem znajduje się ono w jej aktach, można stwierdzić, że Sąd Najwyższy usankcjonował to, co organ antymonopolowy już uznał za tzw. klauzule abuzywne (niedozwolone). Sąd Najwyższy również swoim wyrokiem wskazał kierunek postępowania w danej sprawie polegający na dostosowaniu zapisów umownych do prawa, które uległo zmianie.

Czy powyższe postępowanie Sądu Najwyższego można jednak uznać za rewolucyjne w kwestii walutowych klauzul w kredytach hipotecznych? Wiele będzie w tej kwestii zależało od tego, jak wyrok ten wpłynie na orzecznictwo sądów powszechnych. Trzeba dodać też, że sprawa, o której mowa, jest ponownie rozpoznawana, a polski system prawny korzysta z precedensów de facto, nie mających charakteru normotwórczego.

Dla innych ekspertów wyrok ten dotyczy jednostkowej sprawy, odnoszącej się do stosowania przez dany bank niedobrych praktyk rynkowych, które na poziomie generalnym zostały już dostrzeżone przez jeden z organów państwowych i przeciwko którym skonstruowana została (i weszła w życie) stosowna regulacja prawna. Zatem w tym sensie Sąd Najwyższy swoim wyrokiem nie tworzy jakiejś nowej jakości, względnie innowacji, która istotnie zmieniałaby relacje umowne na rynku kredytów mieszkaniowych (hipotecznych) pomiędzy kredytodawcami a kredytobiorcami.

Ale pytanie, czy wyrok SN musi tworzyć taką innowację? Dla przykładu: francuskiemu ACP, (Autorité de contrôle prudentiel; odpowiednik polskiej Komisji Nadzoru Finansowego) wystarczyły dwa postępowania założone na początku 2012 r. przez osoby prywatne - oba dotyczyły kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich spłacanych w euro - by instytucja ta opublikowała rekomendację zakreślającą ramy sprzedaży osobom prywatnym pożyczek w walutach obcych, które zawierają w sobie ryzyko kursu wymiany. Te zasady "dobrych praktyk" mają zastosowanie do banków oraz ich pośredników od 1 października 2012 r. Następnie, w lipcu 2013 r., ustawa o wydzieleniu i regulacji działalności banków zabroniła ich sprzedaży w niektórych sytuacjach. Być może w ten sposób w swobodę umów wkraczają znane z antycznego prawa rzymskiego pojęcia dobrej wiary (bona fides) i dobrych obyczajów (boni mores).

Dla porządku dodajmy, że pierwszy pozew dotyczył banku BNP Paribas i niektórych jego pośredników, oskarżonych o "nielojalne i wprowadzające w błąd praktyki handlowe" przy udzielaniu kredytu pod nazwą Helvet Immo, sprzedawanego w okresie od marca 2008 do grudnia 2009 r. Drugi pozew, tym razem dotyczący klientów lotaryńskiego oddziału Crédit Agricole został złożony przez około trzydziestu jego klientów, którzy oskarżyli bank o "bezprawne oferowanie na siłę", domagając się anulowania zaciągniętych kredytów.

A więc się ruszyli

Tak długo, jak banki w swojej ofercie kredytowej będą posiadały kredyty walutowe tak długo ryzyko kursowe będzie obecne. To oczywiste. Ale równie oczywiste jest, że kredytobiorcy w ostatnich latach stanęli wobec banków, które z instytucji zaufania publicznego przekształciły się w instytucje rynkowe, bezwzględnie maksymalizujące zyski. Zwiększająca się aktywność kredytobiorców nie powinna budzić zdziwienia. Drużyny pierścienia, żeby użyć tolkienowskiego określenia, ruszyły do akcji. Ale też nie spotkały się z dużym oporem, przynajmniej w większości krajów UE.

Komentarzem mogą stać się fragmenty uzasadnienia projektu nowej dyrektywy Parlamentu Europejskiego dotyczącej konsumenckich umów o kredyt związanych z nieruchomościami mieszkalnymi: "Kryzys finansowy pokazał, że nieodpowiedzialne zachowanie uczestników rynku może naruszyć podstawy systemu finansowego, prowadząc do braku zaufania u wszystkich stron, w szczególności konsumentów, oraz wywierając potencjalnie poważne konsekwencje społeczne i gospodarcze. Wielu konsumentów straciło zaufanie do sektora finansowego, a kredytobiorcy mieli coraz większe trudności ze spłatą swoich kredytów, co doprowadziło do wzrostu liczby przypadków zaległości w spłacie i egzekucji z nieruchomości".

Paweł Badzio, współpraca Marcin Daniecki

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »