Nadzór bankowy nie jest od reklam

Rozmawiamy z WOJCIECHEM KWAŚNIAKIEM, doradcą prezesa NBP i byłym generalnym inspektorem nadzoru bankowego

Komisja Nadzoru Finansowego nie powinna zajmować się tylko reklamami banków, ale w sposób konserwatywny podchodzić do ryzyka i wprowadzić normy dotyczące poziomu kredytu w stosunku do wartości zabezpieczenia.

Zaległe płatności Polaków to już ponad 6 mld zł i wciąż się zadłużamy. Jak pan to ocenia?

- Choć sytuacja gospodarcza jest dobra, to z niepokojem patrzę na szybki wzrost zadłużenia. Ważniejszy jest jednak wysoki stan niepewności na międzynarodowym rynku finansowym. Dlatego powinna niepokoić bardzo ekspansywna działalność banków w Polsce, liberalne podejście do limitu LTV (wartości kredytu do wartości zabezpieczenia), dalszy szybki przyrost należności w walutach. To sprawia, że dalsze zaburzenia na rynkach mogą negatywnie odbić się na sytuacji banków w Polsce.

Gdzie należy szukać przyczyn kryzysu na rynku hipotecznym w USA?

- To, co wydarzyło się w USA, wynikało m.in. z liberalnego podejścia kredytowego banków i braku interwencji nadzoru. A w Polsce nadzór od roku jest zajęty własną reorganizacją oraz łączeniem funkcji ostrożnościowych z ochroną konsumentów. Taki model nadzoru obowiązywał także na rynku brytyjskim, a teraz, w związku ze sprawą Northen Rock Banku, każdego obywatela Wielkiej Brytanii kosztuje to około 7 tys. funtów. Dlatego należy wyciągać wnioski z błędów innych i korzystać z własnych bogatych doświadczeń w zakresie restrukturyzacji banków i systemu bankowego.

Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć?

- Przede wszystkim właśnie teraz nadzór bankowy powinien w sposób konserwatywny podchodzić do ryzyka. Nie można też akceptować sytuacji, w której zagraniczne grupy finansowe będące właścicielami banków w Polsce wpływałyby w sposób nierynkowy na ich obszar płynności finansowej albo na tempo ich rozwoju. Konieczne jest obserwowanie, czy nie będzie tak, że straty na innych rynkach będą rekompensowane nadmiernie ryzykowną ekspansją na polskim rynku z założeniem szybkiego odpracowania poniesionych strat, bo tu poziom ryzyka jest aktualnie niższy. Tymczasem nadzór nie zdecydował się w tej szczególnej sytuacji kryzysu płynności na innych rynkach na przyspieszenie wejścia w życie uchwały KNB dotyczącej ilościowych norm związanych z zarządzaniem płynnością przez banki i oddziały banków zagranicznych, które będą obowiązywały dopiero od połowy 2008 roku. Jestem tym zdziwiony, bo uchwała zabezpiecza polskie instytucje i rynek bankowy przed wadliwym zarządzeniem płynnością. Dodatkowo nie zostały zakończone prace zmierzające do wydania norm odnośnie do stosowanych przez banki limitów LTV. Tym bardziej dziś takie przepisy powinny być wydane, bo to ogranicza ryzyko, które przyjmują banki. A część banków obchodzi rekomendację S, bo wie, że nadzór jest zajęty sobą.

Jakie limity powinny zostać przyjęte w przypadku ograniczenia poziomu kredytów w stosunku do zabezpieczenia?

- Konieczne jest ustalenie różnego poziomu dla rynku komercyjnego i mieszkaniowego, bo są tam inne poziomy ryzyka. Zastanawialiśmy się nad optymalnym poziomem LTV, który w wielu państwach wynosi od 70 do 90 proc., z analizą potrzeby warunków, na których taki poziom mógłby być ewentualnie przekraczany. W niektórych państwach zabezpieczeniem jest ubezpieczenie kredytu na okres spłaty. Oczywiście łatwiej zajmować się sprawami konsumenckimi niż nadzorem ostrożnościowym, bo on jest trudny, trzeba podejmować niepopularne działania, często mieć przeciwko sobie banki i polityków, działać długoterminowo. Łatwiej zajmować się reklamami banków, ale uważam, że jest to rola w szczególności UOKiK oraz powiatowych rzeczników praw konsumentów.

Czy tzw. rekomendacja S zdała egzamin?

- Gdy jeszcze byłem w GINB, udział należności denominowanych w walucie gwałtownie się obniżał. Działały na to nie tylko rekomendacja i czynniki makroekonomiczne, ale także olbrzymia aktywność analityczno-inspekcyjna nadzoru, kontakty z polskimi bankami, ich międzynarodowymi właścicielami i macierzystymi nadzorami. To wpłynęło na zachowania banków i ich strategie. My im mówiliśmy: wasza działalność destabilizuje u nas rynek finansowy, za który wy nie ponosicie odpowiedzialności.

Które produkty będą motorem rozwoju w bankowości?

- Polska jest wciąż najbardziej atrakcyjnym rynkiem w tej części Europy, podobnie jak Ukraina. Poza rynkiem mieszkaniowym będzie się rozwijał rynek usług consumer finance. Ale tu też są ryzyka, bo bardzo szybko rośnie zadłużenie w kartach i musimy postawić pytanie, jaki poziom ryzyka jest akceptowany w tym przypadku i czy banki nad tym panują. Kilka lat temu kryzys finansowy w Korei zaczął się właśnie od kart, bo gdy gospodarka spowolniła, to część ludzi przestała obsługiwać swoje kredyty kartowe. Bank to nie jest typowy sklep, który sprzedaje różne produkty. Tu trzeba cały czas kontrolować ryzyko.

Czy nadzór powinien wpływać na ograniczenie dynamiki kredytów konsumenckich?

- Oczywiście można wydać rekomendację dotyczącą dobrych praktyk działania, można wprowadzić normę ilościową dopuszczalnego w działalności banków ryzyka. Pamiętać też należy o uprawnieniach nadzoru w ramach Nowej Umowy Kapitałowej. Ale jak mi wiadomo, w KNF zlikwidowano biuro polityki nadzorczej łącząc je z innym. Więc nie wiem, kto się tym będzie zajmował.

WOJCIECH KWAŚNIAK

absolwent Wydziału Zarządzania UW, od 1989 roku w NBP, generalny inspektor nadzoru bankowego (2000-2007), obecnie doradca prezesa NBP

Paweł Czuryło

Reklama
Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: bank | nadzór | zabezpieczenia | Wojciech Kwaśniak | bankowy | nadzór bankowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »