Oszczędzamy na czarną godzinę, pożyczamy nawet na RTV
- Jesteśmy bardziej wstrzemięźliwi, rzadziej się zadłużamy, a częściej oszczędzamy, bo już czujemy, że teraz trzeba się będzie bardziej przyłożyć do zarabiania pieniędzy. Wzrosło jednak nasze zadowolenie z życia i pragnienie życia - mówi w wywiadzie prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, jeden z autorów "Diagnozy Społecznej - badań nad jakością życia Polaków".
Obserwator Finansowy: Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju właśnie orzekł, że Polacy są najbardziej zadowolonym z życia narodem w Europie, bo tylko mniej niż jedna trzecia ankietowanych odczuła skutki ostatniego kryzysu finansowego, a w innych krajach kryzys dotknął niemal trzy czwarte obywateli. To się zgadza z wynikami najnowszej Diagnozy Społecznej?
Prof. Janusz Czapiński: - Rzeczywiście jesteśmy teraz jedną z najszczęśliwszych nacji w Europie. Właściwie pobiliśmy rekord wszechczasów - ponad 80 proc. Polaków jest szczęśliwych. Wzrosło nasze zadowolenie z życia i pragnienie życia, a spadła częstotliwość myśli samobójczych. To dlatego, że dobrostan psychiczny Polaków jest mocno związany z poziomem dochodów i z materialnymi warunkami życia, a ponieważ nasze dochody rosną, choć już nie tak znacząco jak dwa czy trzy lata temu, to rośnie też zadowolenie z całego życia.
Jak to możliwe, że w poczuciu szczęścia tak szybko pobiliśmy Skandynawów, tradycyjnie najszczęśliwszą nację świata?
- Pobiliśmy ich chwilowo tylko w jednej konkurencji - w zadowoleniu z życia, bo w kryzysie układa nam się o wiele lepiej niż innym narodom i materialnie stać nas na coraz więcej. Trzeba jednak pamiętać, że przez ostatnie 30 tysięcy lat żyjemy w lżejszych warunkach niż Skandynawowie, którzy częściej niż my marzli i niedojadali. Na północ od nas przetrwali tylko najsilniejsi, czyli te linie genetyczne, w których poczucie szczęścia jest niezależne od warunków życia. Skandynawskie poczucie szczęścia jest o wiele głębsze i stabilniejsze niż polskie, dlatego z sukcesem możemy się z nimi ścigać tylko w jednej konkurencji: w zadowoleniu z obecnych warunków życia.
Wygląda na to, że Polacy przeszli suchą stopą przez kryzys gospodarczy.
- Większość z nas tak, ale niestety nie wszyscy. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna wzrósł wskaźnik ubóstwa w Polsce. Dwa lata temu w biedzie żyło 3,7 proc. gospodarstw domowych (za 413 zł miesięcznie na osobę). Dziś w sferze ubóstwa znalazło się 4,3 proc. Polaków. Trzeba też zaznaczyć, że co prawda 2 proc. gospodarstw domowych w ciągu dwóch lat od ostatniego badania wyszło ze sfery ubóstwa, ale więcej, bo aż 2,5 proc. do niej weszło. Może to jeszcze nie są wysokie wskaźniki, ale sam trend jest niepokojący.
Dlaczego coraz więcej Polaków zaznaje biedy?
- Bo budżet państwa ma problemy. Wzrost liczby ubogich gospodarstw jest efektem zaostrzenia polityki społecznej. Polacy otrzymują coraz mniejszą pomoc od państwa. Więc ci, którzy utrzymują się głównie z różnego rodzaju zasiłków radykalnie zbiednieli. Takich rodzin było w sferze ubóstwa dwa lata temu niecałe 20 proc., a obecnie już prawie 40 proc. Z naszych badań wyraźnie wynika, że realne dochody spadły o 23 proc. w grupie 10 proc. obecnie najbiedniejszych, a wzrosły o 24 proc. w grupie 10 proc. najbogatszych gospodarstw domowych. Na dochodach najuboższej grupy Polaków odbija się jeszcze jedno zjawisko - od 2000 roku realna wielkość budżetu państwa rosła. Raz szybciej, raz wolniej, ale zwykle w takim tempie jak PKB. Teraz ten trend się załamał. Co prawda gospodarczo się rozwijamy, PKB rośnie, ale dochody budżetu gwałtownie maleją. To zupełnie nowe zjawisko zawdzięczamy w dużej mierze rządom PiS, bo wtedy zlikwidowano trzeci próg podatkowy (40 procentowy) i radykalnie obniżono wysokość składki rentowej (łącznie o 7 proc.). To są jedne z głównych przyczyn dzisiejszych kłopotów.
Czy tak jak w poprzednich badaniach Polacy nadal spodziewają się wyższych dochodów w przyszłości?
- To jest kolejny dowód na to, że dla Polaków obecne czasy są trudniejsze, bo mimo że więcej zarabiają, to jednak w przyszłości nie spodziewają się tak dynamicznego wzrostu swoich dochodów jak dwa i cztery lata temu. W 2007 roku spodziewali się wzrostu dochodów o 50 proc. w ciągu dwóch lat, w 2009 - o 42 proc. Teraz przewidują, że ich dochody wzrosną zaledwie o 1/3. Polacy zaczynają rozumieć, że finansowe Eldorado się skończyło, i że teraz trzeba będzie się bardziej przyłożyć do zarabiania pieniędzy.
To dlatego zaczęliśmy więcej oszczędzać?
- Niezupełnie, chociaż odsetek gospodarstw, które mają oszczędności wzrósł o 5 punktów proc. (do 37,3 proc.). Trzeba pamiętać, że w marcu 2009 roku prawie 68 proc. gospodarstw nie miało żadnych oszczędności. Wzrosła też liczba gospodarstw, które mają oszczędności o wartości przekraczającej 6 - miesięcznie dochody (o 1 punkt proc.). Jednocześnie o prawie 4 punkty proc. wzrosła liczba gospodarstw zadłużonych na sumę większą niż swoje roczne dochody (to skutek brania kredytów hipotecznych). Chociaż ciągle nieco więcej jest gospodarstw zadłużonych niż oszczędzających, wyraźnie widać, że jednak się czegoś nauczyliśmy: kredyt konsumencki nam się nie opłaca, dlatego tu jesteśmy bardziej niż kiedyś wstrzemięźliwi.
Więcej oszczędzamy, bo chcemy kupić telewizor, sprzęt grający, komputer, ale nie na kredyt?
- Właśnie tak. W ogóle jeżeli oszczędzamy, to raczej z myślą o dniu dzisiejszym niż o przyszłości. Chociaż ciągle najwięcej Polaków (26,4 proc.) oszczędza na czarną godzinę i chce się zabezpieczyć na starość (15,5 proc.), to dla niewiele mniejszej liczby (14,5 proc.) oszczędności są rezerwą na bieżące wydatki, a 10,7 proc. oszczędza, żeby kupić dobra trwałe. Z myślą o leczeniu oszczędza 10,2 proc., dzieciach 10,3 proc., remoncie 10,4 proc., a wypoczynku - 11,5 proc. 5,6 proc. gospodarstw przeznacza zaskórniaki na stałe opłaty (np.: na czynsz). 3,7 proc. odkłada na rehabilitację. W poprzednim badaniu oszczędności dla 27 proc. Polaków były głównie rezerwą na czarną godzinę i zabezpieczeniem na starość (16 proc.).
Gdzie trzymamy swoje oszczędności?
- Tradycyjnie najwięcej osób (30 proc.) wybiera złotówkowe lokaty w banku. Zaledwie 2 proc. z nas ma lokaty w walutach obcych. Sporo osób (18,3 proc.) trzyma oszczędności w gotówce, a 4,6 proc. - na polisach ubezpieczeniowych. Tylko około 4 proc. Polaków zaufało funduszom inwestycyjnym. Małym zainteresowaniem cieszą się też Indywidualne Konta Emerytalne (2,3 proc.), zakup nieruchomości (1,6 proc.), obligacje (1,3 proc.), czy giełda (1,3 proc.). Tylko nieco ponad 1 proc. z nas ma udziały i akcje prywatnych spółek, a niecały procent Polaków lokuje oszczędności w innych niż nieruchomości dobrach, na przykład w dziełach sztuki.
Gdzie się zapożyczamy? Bo zapożyczamy się, prawda?
- Tu się niewiele zmienia - 90 proc. Polaków nadal bierze kredyt w banku. Tylko 12,6 proc. z nas wybiera inne instytucje finansowe. Najmniej osób pożycza od znajomych (5,6 proc.). Jeżeli się zadłużamy, to wciąż najczęściej na zakup telewizora czy komputera, czyli z myślą o dobrach trwałych - na to pożycza aż 37,5 proc. rodaków. To niewiele mniej niż w ostatnim badaniu (39 proc.). 32 proc. z nas myśli o remoncie. 17,7 proc. potrzebuje kredytu na bieżące wydatki, a 8,1 proc. - na stałe opłaty. 18 proc. Polaków kupuje na kredyt dom lub mieszkanie - właśnie ci mają największe zadłużenie. 6,4 proc. bierze kredyt na leczenie, a 5,8 proc., bo chce otworzyć działalność gospodarczą, 3,5 proc. z myślą o lepszym wykształceniu, 2,6 proc. - na wypoczynek. Niektórzy (1,8 proc.) kredytem spłacają poprzednie długi. Tylko promil z nas zadłuża się, bo chce kupić papiery wartościowe.
Czy to znane twarze w reklamach banków każą Polakom zaciągać kredyty w konkretnych bankach?
- Moim zdaniem nie. Polacy już się przekonali, że reklama raczej obiecuje gruszki na wierzbie i trzeba być ostrożnym. Znane twarze w reklamie nie mają większego znaczenia, bo Polacy w ogóle słabo ufają instytucjom finansowym, bankom komercyjnym i ubezpieczycielom. Najwięcej rodaków ma zaufanie do NBP (około między 50 a 70 proc. w zależności od grupy społecznej), bo praktycznie nie ma z tym bankiem do czynienia, a najmniej - do giełdy, bo ich zdaniem jest nieprzewidywalna i niestabilna. Polacy już nie ufają tym, którzy proponują wrzucanie pieniędzy do czarnej dziury i obiecują 30 procentowy zysk. Poza tym, nie myślimy długofalowo i nie chcemy czekać na zyski 10 i więcej lat. Co ciekawe, ogólnie bardziej ufamy ZUS niż OFE. OFE ufają przeważnie wyżsi urzędnicy, specjaliści i przedstawicie władz.
Cztery piąte Polaków jest zadowolonych z członkostwa w Unii Europejskiej, a jaki mamy stosunek do perspektywy przyjęcia euro?
- Dla większości Polaków sprawa jest nieaktualna. Dużo osób nie wie czy przyjęcie euro się nam opłaca czy nie. Co ciekawe, znacząco wielu rodaków sądzi, że być może przyjęcie euro byłoby korzystne dla kraju, ale nie dla nich osobiście. To oznacza tyle, że Polacy boją się spekulacji cenowych po wejściu do strefy euro i nieuzasadnionych podwyżek.
Rozmawiała Jowita Flankowska
Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, profesor na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, prorektor Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie, jeden z autorów "Diagnozy Społecznej - badań nad jakością życia Polaków". Badanie "Diagnoza społeczna" jest prowadzone od 2000 roku; tegoroczne pomiary przeprowadzono w marcu i kwietniu na próbie 12,3 tys. gospodarstw domowych. NBP jest jednym z tegorocznych sponsorów badania.