Płace: Nauczyciel się nie dorobi
Roman Giertych, minister edukacji narodowej, obiecuje 7-proc. podwyżki wynagrodzeń dla nauczycieli. Od dziś osoby, które nie uzyskały wyższego wykształcenia, znajdą się w najgorzej wynagradzanej grupie nauczycieli.
Roman Giertych, wicepremier i minister edukacji narodowej, nie uległ naciskom związkowców. Nie zgodził się bowiem, żeby nauczyciele, którzy ukończyli tylko studium nauczycielskie lub wychowania przedszkolnego, nadal zarabiali tyle samo co ich koledzy posiadający co najmniej tytuł licencjata.
Kara za brak studiów
- Zapewnienie pensji na dotychczasowym poziomie wymagałoby zmian w ustawie budżetowej na 2006 rok, a to obecnie jest niemożliwe - tłumaczy minister.
- To nie jest prawda - mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Jego zdaniem nie potrzeba zmian w ustawie budżetowej, ponieważ planując ją w 2005 roku nie przewidziano, że zmniejszą się wydatki na pensje. Ponadto w tym roku utrzymanie dotychczasowych wynagrodzeń kosztowałoby zaledwie 15 mln zł.
Od dziś osoby, które nie uzyskały wyższego wykształcenia, znajdą się w najgorzej wynagradzanej grupie nauczycieli. W zależności od posiadanego stopnia awansu zawodowego zarobią mniej - od 170 do 262 zł. Z wyliczeń ZNP wynika, że takich osób może być 14 tys.
- Dokładną ich liczbę poznamy dopiero na początku września, kiedy będzie wiadomo, ilu pedagogów przejdzie na emeryturę - tłumaczy Sławomir Broniarz.
O zmianę tzw. rozporządzenia płacowego zabiegali zarówno przedstawiciele ZNP, jak i NSZZ Solidarność. Związkowcy podkreślali, że osoby te nie tracą kwalifikacji do wykonywania zawodu, dalej będą pracować tak jak dotychczas, np. ucząc dzieci w zerówkach, ale za znacznie mniejsze pieniądze. Tymczasem wiele z nich za rok mogłoby przejść na wcześniejszą emeryturę - obniżenie im pensji oznacza też mniejsze świadczenie z ZUS.
Joanna Berdzik, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, uważa jednak, że nie można zmieniać zasad w trakcie gry. Nauczyciele po SN wiedzieli od 2000 roku, że jeśli nie chcą zarabiać mniej, muszą się dokształcić. Od tego czasu wielu z nich poświęciło zarówno czas, jak i pieniądze na podwyższenie wykształcenia. Ci, którzy nie podjęli studiów, wiedzieli, że zmniejszą się ich wynagrodzenia.
Samorząd może pomóc
Związkowcy jednak się nie poddają. W sprawie wynagrodzeń ZNP zwróci się do samorządów. Zgodnie bowiem z art. 30 ustęp 10 ustawy z dnia 26 stycznia 1982 roku Karta Nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2006 roku nr 97, poz. 674), jednostki samorządu terytorialnego mogą zwiększać środki na wynagrodzenia nauczycieli, w tym podwyższać minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego. O tym, czy radni zadbają o pensje nauczycieli, którzy ukończyli tylko studium nauczycielskie, zadecydują sytuacja finansowa danej gminy i opinie dyrektorów szkół. Tak uważa Ryszard Pomin, doradca do spraw oświaty prezydenta Poznania. Trudno będzie wytłumaczyć nauczycielowi, który podwyższył kwalifikacje, dlaczego jego kolega będzie zarabiał tyle samo. Z drugiej strony poziom wykształcenia nie świadczy o jakości pracy danego nauczyciela.
- Bardzo często nauczycielki po SN są bardzo dobrymi fachowcami, mają świetne przygotowanie metodyczne i merytoryczne - mówi Joanna Berdzik.
Dlatego dyrektorzy szkół i samorządowcy uważają, że każda sprawa powinna być rozpatrywana indywidualnie.
Dobrze wykształceni górą
Problem obniżenia wynagrodzenia z powodu braku studiów dotyczy tylko 2 proc. pedagogów. Aż 90 proc. zatrudnionych w szkołach nauczycieli - 530 tys. z 603 tys. - ma kwalifikacje najwyższe z możliwych. Posiada tytuł magistra i przygotowanie pedagogiczne. Z tego aż 160 tys. osiągnęło już ostatni stopień awansu zawodowego.
Szkolny system kariery składa się z czterech etapów. Na początek zostaje się stażystą, następnie można kolejno awansować na nauczyciela kontraktowego, mianowanego i dyplomowanego.
Profesor Marian Niezgoda z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego tłumaczy, że nauczyciele chętnie awansują, ponieważ od tego zależy wysokość ich pensji. W tym roku średnie wynagrodzenie nauczyciela stażysty wynosi 1473 zł, a dyplomowanego 3314 zł.
Z ankiety ZNP wynika, że właśnie z powodu niskich zarobków wiele młodych, ambitnych, dobrze wykształconych osób rezygnuje z pracy w szkole.
- Zostają ci, którzy nie potrafią znaleźć sobie lepszej pracy. Zdolniejsi przechodzą do sektora prywatnego albo wyjeżdżają za granicę - przyznaje Marek Olszewski, przewodniczący Zespołu ds. Oświaty w Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu.
Niesprawiedliwy awans
Krystyna Szumilas, przewodnicząca sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, zauważa jednak, że problemem jest brak mechanizmu prawnego motywującego nauczycieli dyplomowanych do dalszego doskonalenia. Często bowiem wielu z nich po zdobyciu najwyższego stopnia zawodowego przestaje się angażować w pracy, a mimo to zarabia tyle, ile o wiele bardziej aktywni nauczyciele. Dlatego Marek Pleśniar, dyrektor biura OSKKO, proponuje wprowadzić pionowy system awansowania. Najlepsi nauczyciele mogliby stawać się liderami zespołów przedmiotowych, otrzymując za to dodatkowe wynagrodzenie. Dzięki temu podwyżka nie zależałaby tylko i wyłącznie od zdobytego stopnia, ale również od dodatkowej działalności.
Równo dla wszystkich
Roman Giertych obiecuje jednak, że ciągle stara się o 7 proc. podwyżki dla nauczycieli. Jeśli mu się uda, nauczyciele dyplomowani zarobią więcej o 146 zł, a stażyści o 81 zł. Zdaniem ekspertów jednak, takie kwoty nie przyciągną do szkoły najlepszych.
Sławomir Broniarz dodaje, że jego zdaniem pewna jest tylko waloryzacja płac o 1,9 proc. Zgodnie z przyjętymi przez Radę Ministrów założeniami do ustawy budżetowej na 2007 rok wynagrodzenia w sferze budżetowej wzrosną tylko o wysokość inflancji, która w 2007 roku ma ukształtować się na poziomie 1,9 proc. Oznacza to, że miesięczne wynagrodzenie brutto nauczycieli stażystów wzrośnie w przyszłym roku o 28 zł, nauczycieli kontraktowych o 35 zł, nauczycieli mianowanych o 49 zł, a dyplomowanych o 63 zł.
Jolanta Góra