Polska w garści komornika
Komornicy stają się coraz częściej prawdziwymi prześladowcami polskich obywateli. Niekoniecznie muszą popaść w długi, aby komornik się nimi zajął...
Przypadek Radosława Zaremby - rolnika z miejscowości Kulany niedaleko Mławy - sprawił, że opinia publiczna w Polsce mogła dowiedzieć się, jakie mogą być dzisiaj faktyczne skutki działania komorników.
Okazało się bowiem, że asesor komorniczy z kancelarii przy Sądzie Rejonowym Łódź-Śródmieście, wykonując 7 listopada ub. roku czynności komornicze wobec jednego z dłużników, zajął ciągnik o wartości ok. 100 tys. zł, a następnie w trybie ekspresowym ów ciągnik spieniężył za zaledwie ok. 40 tys. zł. Komornik, dokonując zajęcia ciągnika, nawet nie sprawdził, czy swoje czynności podejmuje wobec właściwej osoby, tzn. czy maszyna faktycznie należy do osoby, której majątek jest przedmiotem egzekucji. Protest właściciela ciągnika przeciwko działaniom łódzkiego asesora okazał się bezskuteczny. Na nic zdały się również jego wyjaśnienia, że nie ma żadnych długów i nie jest tą osobą, która powinna być przedmiotem jego działań.
Asesor dopiął swego. Zrealizował zaplanowane czynności i odnotował wszystko w swoich dokumentach. Z jego strony pozornie wszystko się zgadzało. Tylko poszkodowany rolnik popadł w depresję. Nie mógł bowiem pogodzić się z tym, że najzwyczajniej w świecie został ograbiony z maszyny i to przez urzędnika państwowego.
Mało tego, został pozbawiony czegoś, bez czego trudno wykonywać jakiekolwiek prace polowe w gospodarstwie. Dzięki temu, że sprawą zainteresowały się media, historię, jaka przytrafiła się Radosławowi Zarembie, mogła poznać cała Polska. I cała Polska zaczęła zastanawiać się, jak w ogóle było to możliwe. Wszak od 25 lat jesteśmy demokratycznym państwem, członkiem Unii Europejskiej, krajem, który przynajmniej formalnie musi spełniać wszelkie standardy polityczne i prawne, jakie nas obowiązują z tytułu przynależności do Wspólnoty.
A jednak to się u nas wydarzyło. Historia Radosława Zaremby jest jak najbardziej prawdziwa i wcale nie została "podrasowana" przez szukające sensacji media.
Na reakcję w całej sprawie musieliśmy jednak czekać kilka tygodni. Ale nawet wówczas, gdy dowiedziała się o niej opinia publiczna, łódzka Izba Komornicza nabrała wody w usta. Tak było również ze strony łódzkiego Sądu Rejonowego, którego postanowienie wykonywał właśnie asesor. Jednak presja medialna z upływem czasu zaczęła przynosić skutki, zwłaszcza gdy okazało się, że bezprawne zajęcie ciągnika to niejedyny taki wyczyn łódzkiego asesora. Nie można już było dłużej milczeć.
Rada Izby Komorniczej w Łodzi postanowiła zawiesić asesora w czynnościach, a następnie skierowała jego sprawę do komisji dyscyplinarnej, aby ta zbadała postępowanie urzędnika. W sprawę poszkodowanego rolnika postanowił zaangażować się także minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk, wnioskując do komisji dyscyplinarnej o skreślenie go z wykazu asesorów komorniczych. Jakie będą dalsze losy tych wniosków?
Asesor, który całkowicie bezprawnie zajął ciągnik Radosława Zaremby, od lat należał do najbardziej skutecznych komorników w okręgu łódzkim. Z powodu wspomnianej "skuteczności" cieszył się w branży sporym poważaniem. Ale jak się okazało, za tą "skutecznością" stały po prostu zwykłe łamanie prawa i szkody, jakich doznali niewinni obywatele w efekcie wykonywanych przez niego czynności komorniczych.
Wyszło na jaw, że urzędnik takich grzechów ma na sumieniu całkiem sporo. Dwa z nich są równie spektakularne, jak zajęcie ciągnika należącego do Zaremby.
Oto przypadek przedsiębiorcy Radosława Turlejskiego z Gostynina. On również nie miał długów, ale nim także zajął się łódzki komornik. Okazało się, że pożyczył samochód swojemu byłemu wspólnikowi, który miał popaść wcześniej w długi.
Sprawą tych długów zajmował się właśnie wspomniany łódzki komornik, który w ramach egzekucji komorniczej postanowił zarekwirować pożyczony od Turlejskiego samochód, nie sprawdzając nawet, do kogo faktycznie należy. Warty ok. 25 tys. złotych samochód Turlejskiego został następnie sprzedany przez komornika za kwotę zaledwie 3 200 zł. Jak się okazało, Radosław Turlejski kupił wspomniany samochód na kredyt i musi go nadal spłacać.
Po całym zdarzeniu Turlejski poszedł do kancelarii komorniczej w Łodzi, gdzie pracuje wspomniany asesor, aby najpierw spróbować załatwić sprawę polubownie. Ale gdy wyartykułował swoje oczekiwania, został z siedziby komornika wyrzucony.
Potem wniósł przeciwko komornikowi sprawę do sądu, ale obieg dokumentacji pomiędzy sądami łódzkim, piotrkowskim i radomszczańskim (poszukiwano właściwości terenowej) był tak długi, że nie zdążyły one trafić na czas i sprawa wniesiona przez Turlejskiego utknęła. Jak się skończy? Trudno ocenić, ponieważ polska Temida nigdy się nie spieszy...
Drugi przypadek zasługujący na uwagę, jaki miał miejsce z udziałem łódzkiego asesora, to sprawa Katarzyny Walkowskiej z Sieradza, która (podobnie jak Turlejski) również jest przedsiębiorcą. Łódzki komornik dokonał prawdziwego nalotu na jej firmę, strasząc ją i w konsekwencji zabierając jej prywatne auto i trzy samochody firmowe, w poczet rzekomych długów, jakie według urzędnika miała mieć firma należąca do Walkowskiej. Łączna wartość zabranych przez komornika samochodów wynosiła co najmniej 130 tys. zł. Również i w tym wypadku zarekwirowane samochody zostały prawie natychmiast sprzedane w tym samym komisie.
Problem był tylko taki, że egzekucja komornicza dotyczyła firmy, która wcześniej zajmowała pomieszczenia, w których urzęduje obecnie firma Walkowskiej. Łódzki asesor i w tym wypadku nie chciał słyszeć żadnych wyjaśnień. Ale na tym nie skończył się dramat poszkodowanej. W czasie całej akcji łódzkiego komornika na jej firmę była w zaawansowanej ciąży. Wskutek ciężkich przeżyć, związanych z zaistniałą sytuacją, poroniła. Jak dzisiaj podkreśla, doprowadziły do tego groźby i napiętnowania, jakie pod jej adresem kierował łódzki asesor i jego ludzie.
Opisane przypadki nie są jedynymi, jakie ma na koncie wspomniany asesor komorniczy z Łodzi. Poszkodowanych w wyniku jego działalności jest znacznie więcej. Ilu dokładnie? Tego też nie wiemy.
Czy działalność ta była efektem zwykłego niechlujstwa tego komornika w wykonywaniu swoich służbowych zadań? Mało prawdopodobne! Wiele wskazuje na to, że łódzki komornik stworzył wokół siebie swoisty układ przestępczy, który czerpał korzyści finansowe ze skutków przeprowadzanych przez niego akcji komorniczych. Takie przekonanie wyraził również poszkodowany w wyniku jego działań Radosław Turlejski, który przeprowadził prywatne śledztwo w tej sprawie, wskazując m.in. na fakt, że jego samochód nie był - jak było to zapisane w dokumentacji komornika - sprzedany na licytacji. Ta w ogóle się nie odbyła. Samochód został bardzo szybko upłynniony w znajomym komisie samochodowym.
Niewykluczone, że także inne samochody były upłynniane w tym samym komisie. Taka sytuacja wskazywałaby na zmowę pomiędzy komornikiem a właścicielem wspomnianego komisu. To zapewne będzie również przedmiotem ustaleń Prokuratury Rejonowej w Mławie, która wszczęła właśnie śledztwo w sprawie bezprawnego przejęcia ciągnika należącego do Radosława Zaremby. W ramach śledztwa prokuratura ma również zbadać sprawy Turlejskiego i Walkowskiej.
Cała sprawa ma też szerszy wymiar, odnoszący się do funkcjonowania wszystkich kancelarii komorniczych w Polsce. Warto zwrócić uwagę na kilka elementów, jakie występują w przypadku komornika z Łodzi. Po pierwsze działalność łódzkiego asesora odbywała się za wiedzą i akceptacją szefów kancelarii komorniczej, w której był zatrudniony.
Asesor cieszył się też ich całkowitym zaufaniem. Był w końcu jednym z najskuteczniejszych łódzkich komorników. O jego "nadzwyczajnej skuteczności" dobrze wiedziała również łódzka Izba Komornicza i jej szefowie. Nigdy nie przyjrzała się jednak jego pracy i jej ponadprzeciętnym rezultatom. Tak naprawdę szefowie łódzkiej Izby Komorniczej wycofali się z obrony asesora dopiero wówczas, gdy o jego najnowszym wyczynie zrobiło się głośno w całej Polsce.
Krótko mówiąc, działania asesora nie były chyba czymś wyjątkowym, jeśli chodzi o praktykę działania łódzkich komorników, skoro nie zgłaszano do jego pracy żadnych zastrzeżeń, nawet wtedy, gdy pojawiały się sygnały, że coś jest nie tak. Zapewne też działania łódzkiego asesora nie odstawały specjalnie od praktyk komorników w całej Polsce.
A jak one wyglądają? O tym, że pozostawiają wiele do życzenia, możemy się przekonać, czytając zamieszczone przez polskich użytkowników internetu relacje o swoich doświadczeniach z komornikami. Z bardzo wielu z nich wyłania się obraz absolutnego bezprawia, które w praktyce wiąże się z szantażem, groźbami i pospolitą kradzieżą mienia przez naszych komorników. A co gorsze, dzieje się to przy aprobacie nie tylko całej korporacji komorniczej, lecz przede wszystkim polskich sądów i prokuratury, które pozostają głuche na ludzką krzywdę i podejmują działania dopiero wówczas, gdy o sprawie zrobi się głośno w całym kraju.
Niedawno pisaliśmy o marnej jakości polskiego wymiaru sprawiedliwości, analizując jego choroby i ich źródła. Wskazywaliśmy również na to, że bez gruntownej sanacji wymiaru sprawiedliwości nasze państwo nigdy nie będzie normalnie funkcjonowało. Będzie po prostu państwem bezprawia, w którym obywatele nie będą mogli liczyć nie tylko na sprawiedliwość, lecz także na to, aby ich prawa nie były nagminnie deptane.
Komornik jest częścią naszego wymiaru sprawiedliwości, a jego działania są ważnym elementem egzekwowania w naszym kraju prawa. Jest to zresztą zapisane w Ustawie o komornikach sądowych i egzekucji. Działania komorników reguluje również Kodeks postępowania cywilnego. Cała działalność powinna odbywać się pod nadzorem właściwego miejscowo sądu rejonowego. Ale to, o czym piszemy powyżej, jest tylko czystą teorią. Jak pokazuje praktyka, działania polskich komorników są nie tylko obszarem nadużyć, lecz także nader licznych przestępstw, których ofiarami jesteśmy my wszyscy - niewinni obywatele.
Pewne jest jedno: musimy podjąć wreszcie walkę z państwem bezprawia, w którym sprawcami, jak się okazuje, są również polscy komornicy.
dr Leszek Pietrzak
-----
Autor jest historykiem, przez wiele lat pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, następnie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Był również członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI.