Poradnik dla zadłużonych (odc. 18): Frankowiczu, czekają na ciebie setki darmowych obiadków. Grzech nie skorzystać!
Banki mające w swoim portfelu kredyty nibyfrankowe same się proszą o to, aby nie spłacać tych zobowiązań. Poniżej opisuję nową akcję banków, którą ostatnio dość często spotykam w swojej praktyce. Akcję tę poznałem z relacji wielu frankowiczów, którzy zwracają się do mnie po pomoc, gdyż bank odmówił im restrukturyzacji.
Cytuję fragmenty jednej z odpowiedzi kredytodawcy na wniosek klienta o obniżenie rat:
"Przykro nam, Pana prośba została rozpatrzona negatywnie. Możemy zaproponować złożenie wniosku o udzielenie wsparcia dla kredytobiorcy z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców".
W ten oto sposób ustawa z dnia 9 października 2015 r. o wsparciu kredytobiorców znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy, okazała się dla frankowiczów klasyczną niedźwiedzią przysługą. Jak brakuje ci do raty, idź po ustawową pomoc i powiększ swoje zadłużenie. Takie to mądre rady otrzymują dziś ze strony niektórych banków klienci mający problem z obsługą wciąż rosnących kosztów spłaty toksycznego kredytu.
Wbrew pozorom odmowa restrukturyzacji kredytu we frankach może wyjść jedynie na dobre części klientom. Szczególnie w sytuacji, kiedy wartość nieruchomości jest niższa od kwoty zobowiązania, co zgodnie z trzeźwą oceną sytuacji przeczy sensowi dalszej spłaty takiego kredytu. Bowiem to tak jakbyśmy kupowali od banku nasze mieszkanie (lub dom) za kwotę znacznie powyżej jego ceny rynkowej i jeszcze płacili z tego tytułu odsetki. Jeśli frankowicz znalazł się pod ścianą, a bank nie wyraził zgody na obniżenie rat, mamy wtedy dwa wyjścia.
Czyli: poddaję się bez walki. Próbuję pisać do banku kolejne, błagalne pisma, wpłacam wszystko co mam na poczet kredytu, zwykle mniej niż wynosi rata. W końcu zaprzestaję spłaty, bowiem nie mam już na to środków. Co dalej? Czekam biernie z przerażeniem na kolejne ruchy (czytaj: ciosy) banku (czytaj: oprawcy). Będą to: wypowiedzenie umowy, pozew o zapłatę, skierowanie sprawy do komornika, licytacja nieruchomości, eksmisja.
Możemy trochę sytuację swoją poprawić przez ogłoszenie upadłości konsumenckiej, ale także w tym wypadku mamy pełne poczucie przegranej.
Czyż nie lepiej wygląda druga metoda działania? Frankowiczom polecam.
Bank nie chce od ciebie pieniędzy? Nie to - nie! Masz więc świetną wymówkę, aby nie zapłacić "bankdytom" ani złotówki. Drogę działania kredytobiorcy opisywałem po części także w poprzednich odcinkach poradnika, dziś krótkie przypomnienie jakie rodzą się możliwości obrony.
Sposób działania zależy także od bieżącej sytuacji finansowej frankowicza. Albo stać cię na prowadzenie walki w sądzie, albo nie będziesz posiadać na to odpowiednich pieniędzy. Ale nawet w tym drugim wariancie istnieją szanse na wygraną. Poniżej przedstawiam ten wariant.
Tu istnieje możliwość oddania sprawy w ręce prawników, którzy wezmą na siebie ryzyko prowadzenia procesu na własny koszt. Taką właśnie drogę wybiera część moich klientów. Jak to działa? W uzgodnieniu z kancelarią należy w stosownym momencie przenieść własność nieruchomości na wskazany podmiot i czekamy na pozew. Liczymy oczywiście na pełną wygraną (trudno jest z góry ocenić szanse), czyli, że uda się kancelarii udowodnić bezzasadność pozwu. Co oznacza, że dług znika. Jeśli tak, nieruchomość zostaje "odzyskana" bez żadnych obciążeń, po czym zostaje sprzedana. Zwykle kredytobiorca może uzyskać z kwoty sprzedaży określoną część ceny, to już kwestia ustaleń z kancelarią. Ale osoba ta jednocześnie pozbywa się długu! Przypomnę, że przed wejściem w spór z bankiem, wartość nieruchomości była ujemna: mówimy bowiem o sytuacji, kiedy kwota kredytu była wyższa od ceny ewentualnej sprzedaży przedmiotu zabezpieczenia.
W tej dziedzinie specjalizuje się już kilka kancelarii. Coraz więcej wygranych pozwów przez frankowiczów w tego typu sprawach daje nadzieję, że i twój proces zakończy się porażką banku. Jakie będą tego efekty? Kredytodawca musi raz jeszcze dokonać przeliczenia kredytu, przy założeniu, że nigdy nie istniała w rozliczeniach z bankiem inna waluta niż złotówka. Czyli wszystkie wpłaty, które dokonywałeś na spłatę kredytu niby-frankowego, będą traktowane podobnie, jakbyś od początku miał kredyt w krajowej walucie. Sądzę, że każdorazowo będą to mocno skomplikowane wyliczenia, ale per saldo Twoje zadłużenie wobec banku może zmniejszyć się o 50, 60, czy nawet o 70 proc. Wszystko zależy kiedy uzyskałeś kredyt, jakich do tej pory dokonałeś wpłat na poczet spłaty zadłużenia oraz jaki system rozliczenia kredytu zostanie uznany przez sąd za prawidłowy. Jakie mogą być koszty takiego postępowania? W zależności od tego, czy będzie to jedna, czy dwie instancje, koszty po stronie kredytobiorcy będą się wahać od 10 do około 20 tysięcy złotych. W wielu przypadkach pewnie dojdzie jeszcze wynagrodzenie kancelarii za sukces, ale oczywiście premia ta będzie należna wyłącznie w przypadku wygranej sprawy.
To najciekawszy sposób obrony i oczywiście - najbardziej optymistyczny dla ucha frankowicza. Pod warunkiem, że faktycznie pozew banku o zapłatę zostanie całkowicie oddalony. Jest to całkiem "świeży" wynalazek, nie jest wiadome jak sądy będą reagować na prowadzenie sprawy w tenże sposób. Powyższa metoda działania doskonale się sprawdza przy walce z nakazami zapłaty, które do sądu składają firmy windykacyjne, tj. po nabyciu danej wierzytelności od banku. Takie pozwy, specjaliści, z którymi pracuję wygrywają w 8 na 10 przypadków. Podobna forma walki w sądzie kontra pozwom dotyczącym kredytom frankowym, jeszcze na dziś nie jest dokładnie rozpoznana. Ale są już pierwsze sukcesy, oto fragment niedawno otrzymanego maila od naszych speców od "znikających długów":
"Wygraliśmy z bankiem pierwszą sprawę hipoteki w CHF - powództwo oddalone w całości. Sąd tak pięknie uzasadnił oddalenie pozwu, że nawet się apelacji nie spodziewamy. A jak będzie apelacja - to sobie z nią poradzimy z dużym prawdopodobieństwem."
Dodam, że sprawa ta dotyczy kredytu w kwocie blisko 300 tys. zł. Pewnie zapytasz dłużniku, jakie są koszty takiej formy obrony? Wyjściowa stawka za pozew, jest wyższa niż w Wariancie 1. Poza tym, jak się łatwo domyśleć, im wyższa kwota kredytu oraz im bardziej skomplikowany przypadek - kwota stanowiąca wynagrodzenie kancelarii może w sposób istotny wzrosnąć. Jest to jednak zawsze kwestią uzgodnień stron. Gdyby jednak okazało się, że uznasz taką drogę walki za zbyt kosztowną (w szczególności, że wyroki sądów są niezbadane), możesz wybrać tańszy Wariant 2. Lub też walczyć bezkosztowo, czyli skorzystać z Wariantu 1.
Podjęcie walki z bankiem z udziałem profesjonalistów ma też inny wielki plus. Otóż podczas całego okresu postępowania, nie płacisz na poczet spłaty kredytu nic a nic, a czerpiesz korzyści z nieruchomości. Czyli: albo w niej mieszkasz, albo wynajmujesz. Ostatnio trafiły do mnie dwie podobne sprawy, gdzie nieruchomość jest wynajęta i daje to przychód w kwocie na poziomie 4 tys. zł. miesięcznie, przy czym rata kredytu przekracza 5 tys. zł. Bilans roczny zaprzestania spłaty takiego zobowiązania to 60 tys. zł! Tych kredytobiorców nie musiałem długo namawiać, aby sobie odpuścili spłatę; zresztą jak do mnie trafili, de facto - już nie mieli z czego dokładać do kolejnych rat.
Z przykrością muszę stwierdzić, że nie każda sprawa w sądzie zakończy się wygraną frankowicza. Także w sytuacji, kiedy do walki z bankiem wynajmiemy najlepszych specjalistów. I co wtedy? Czy przegrana oznacza sromotną porażkę kredytobiorcy? Nic z tych rzeczy! Dochodzi wtedy jeszcze jedna możliwość (poza ewentualnością ubiegania się o upadłość konsumencką). Jest to metoda działania, w której się specjalizuję.
Jak to działa? Opiszę to na przykładzie sprawy, którą zamknąłem we wrześniu br. Bank posiadał wierzytelność (wypowiedziany kredyt hipoteczny, także w CHF) na kwotę ok. 1,1 mln zł. Zabezpieczeniem było mieszkanie o wartości ok. 700 tys. zł. Szans na odzyskanie długu w inny sposób niż egzekucja komornicza nie było, więc udało mi się przekonać bank, aby sprzedał wierzytelność - wskazanemu przeze mnie podmiotowi - za kwotę 450 tys. zł. I jednocześnie zwolnił nieruchomość z zabezpieczenia kredytu.
W tej sytuacji, istnieje także szansa, że i kredytobiorca finalnie na takim "wyjściu z franków" coś zarobi.
Niby proste, ale takie transakcje zwykle trwają nie mniej niż kilka miesięcy. Finalnie kredytobiorca zostaje w tym wariancie bez długu. Dodatkowo, zanim nastąpi zamknięcie całej transakcji - może to trwać nawet kilka lat - może ów dłużnik korzystać z darmowych obiadków.
Jak widzisz frankowiczu, twoje możliwości działania przeciwko bankowym oprawcom są naprawdę szerokie. Pod warunkiem, że do tej walki mężnie staniesz. Ale, my Polacy, wszak walkę z teoretycznie silniejszym wrogiem mamy we krwi. Patrz: liczne zrywy narodowe. Z tą jednak różnicą, że niemal we wszystkich powstaniach ponosiliśmy zwykle sromotną porażkę, a w tej walce możemy wroga pokonać!
Czas na dzisiejszą sondę. Jeśli nie jesteś frankowiczem, wczuj się w jego sytuację. Jeśli uważasz, że trzeba podjąć walkę - naciśnij zieloną rączkę. Jeśli odpuszczasz, nie wierząc w sukces - wybierz rączkę po prawej stronie.
PS. Szanowni internauci. Następne odcinki poradnika będą efektem Państwa licznych pytań, które dostajemy drogą mailową. Najbliższa odsłona będzie poświęcona zagadnieniu upadłości konsumenckiej. I ty, czytelniku możesz zadać pytanie w interesującej cię kwestii. Jeśli jesteś tym zainteresowany, wyślij treść pytania na poniższy adres: pytanie@krzysztofoppenheim.pl
------
Krzysztof Oppenheim - ekspert finansowy od kredytów hipotecznych, restrukturyzacji i konsolidacji zobowiązań, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się także w upadłości konsumenckiej oraz w doradztwie przy oddłużaniu. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika "Dłużnik też Człowiek". Obecnie także Prezes Zarządu "Nieruchomości Boża Krówka"
Kolejne odcinki "Poradnika dla zadłużonych", autorstwa Krzysztofa Oppenheim, będą się ukazywać w Interii w każdy piątek. Zapraszamy do lektury!