Roszada w PZU - kadrowe gry i zabawy

Jeden prezes PZU, i paru jego najbliższych współpracowników, siedzi, następni zapewne będą siedzieć, odchodzący prezes zdołał sobie zarobić na przydomek "killer ministrów" - atmosfera wokół PZU mało przypomina tę z reklam dla firmy ubezpieczeniowej, gdzie pewność i zaufanie to podstawa sukcesu.

Jeden prezes PZU, i paru jego najbliższych współpracowników, siedzi, następni zapewne będą siedzieć, odchodzący prezes zdołał sobie zarobić na przydomek "killer ministrów" - atmosfera wokół PZU mało przypomina tę z reklam dla firmy ubezpieczeniowej, gdzie pewność i zaufanie to podstawa sukcesu.

Prawdy i sentencje typu "Są rzeczy na ziemi i niebie, o których się filozofom nie śniło" są już tak "zgrane", że nawet twórcy filmowi gotowi są ich używać tylko w formie kontrapunktu. To znaczy w sytuacji, kiedy np. spożywającemu wino marki "Wino", w parku, przytrafia się cud jak w Kanie Galilejskiej i właśnie opróżniona flaszka przemienia się, za sprawą nieoczekiwanego (bo niby skąd) zastrzyku gotówki, lub niespodziewanego gościa, w pełną. Wtedy taka sentencja, w jego ustach, brzmi wystarczająco soczyście.

W polityce, a jeszcze bardziej na styku polityki i gospodarki, cuda jak w Kanie Galilejskiej zdarzają się tak często, że początkową sentencję można by wygłaszać niemalże codziennie. Tylko kto by to wytrzymał. Ot, chociażby ostatnie wydarzenie w postaci odwołania Zdzisława Montkiewicza z funkcji prezesa PZU S.A. i zastąpienie go Cezarym Stypułkowskim. Jedna decyzja, a ile skojarzeń, imponderabili i możliwych konsekwencji. Biznesowe drogi obu panów przecinały się już kilkakrotnie (mniej lub bardziej boleśnie) ale nigdy jeszcze aż tak.

Reklama

Prezes Stypułkowski, niezależnie od retoryki stosowanej przy tego typu powołaniach, że to wyzwanie, zaszczyt i że dołoży wszelkich starań, staje przed naprawdę trudnym zadaniem. Jeden prezes PZU, i paru jego najbliższych współpracowników, siedzi, następni zapewne będą siedzieć, odchodzący prezes zdołał sobie zarobić na przydomek "killer ministrów" - atmosfera wokół PZU mało przypomina tę z reklam dla firmy ubezpieczeniowej, gdzie pewność i zaufanie to podstawa sukcesu. A jest jeszcze przecież konflikt z Eureko, spadający udział państwowego giganta w naszym rynku ubezpieczeniowym, niepewna przyszłość.

Ale najbardziej interesująca jest zapomniana już nieco idea stworzenia ogromnej, jak na nasze warunki, grupy bankowo-ubezpieczeniowej w oparciu o PKO BP i PZU. Jeżeli jeszcze kołacze się ona po głowach politycznych dysydentów (a może decydentów? - sam już nie wiem), to z pewnością trudno znaleźć w Polsce lepszego człowieka do jej realizacji. To rzeczywiście byłoby prawdziwe wyzwanie, gdzie należałoby dołożyć należytych starań.

Na koniec przestroga dla kolegów dziennikarzy. Ja, na waszym miejscu, jeszcze tak tryumfalnie nie obwieszczałbym zatopiania kolejnego z niezatapialnych. Jeszcze nie wiadomo "na jakim odcinku" przyjdzie z nim współpracować. Przecież tekst "mój mąż jest z zawodu dyrektorem" nie stracił chyba jeszcze swojej aktualności, a przynajmniej nic na to nie wskazuje.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: PZU SA | zabawy | odchodzący | zaufanie | atmosfera | firmy | siedzieć
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »