Sąd najwyższy: Kwestia frankowiczów nie została rozstrzygnięta. Pytania do TSUE

Sąd Najwyższy 2 września 2021 r. na posiedzeniu niejawnym w składzie całej Izby Cywilnej, rozpoznając wniosek Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego o rozstrzygnięcie zagadnień prawnych dotyczących tematyki kredytów denominowanych i indeksowanych w walutach obcych, postanowił na podstawie artykułu 267 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej zwrócić się do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z trzema pytaniami prejudycjalnymi dotyczącymi problematyki powoływania sędziów w Rzeczpospolitej Polskiej.

W posiedzeniu brało udział 21 sędziów. Postanowienie zapadło większością głosów przy czym ośmiu sędziów złożyło zdanie odrębne. Jednocześnie, pozostający w mniejszości sędziowie złożyli oświadczenie, w którym krótko odnieśli się do zaistniałej sytuacji.

Dzisiaj informowaliśmy: Kredyty frankowe i Sąd Najwyższy. Kolejne podejście

Ciche oczekiwania wśród prawników i bankowców są takie, że góra urodzi mysz. Wielokrotnie przekładane, zwołane na czwartek posiedzenie Sądu Najwyższego nie przyniesie zasadniczych rozstrzygnięć i nie stworzy wykładni prawa, która mogłaby być stosowana przez sądy do orzeczeń w sprawach pozwów frankowiczów przeciw bankom.

Reklama

Dziś Izba Cywilna Sądu Najwyższego ma rozpoznać sześć pytań, których autorką jest Pierwsza Prezes SN. Efektem ma być uchwała wskazująca jak orzekać w sprawach kredytów frankowych (denominowanych i indeksowanych w walutach obcych). Pytania zostały zadane w styczniu, a od tego czasu SN dwa razy odkładał moment wydania uchwały - najpierw z 25 marca na 11 maja, a potem właśnie na 2 września. W maju Sąd zwrócił się jeszcze do prezesa NBP, Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Finansowego o przedstawienie swoich stanowisk w sprawie pytań zadanych SN.

Czemu stworzenie takiej "wykładni prawnej" jest tak ważne? Według danych Związku Banków Polskich do końca I półrocza przed sądami toczyło się ponad 58 tys. spraw z powództwa frankowiczów przeciwko bankom. Frankowicze wykładają na prawników bardzo duże pieniądze, być może nawet znowu się zadłużają, a sukces wcale nie jest pewny. Mimo to w ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku przybyło prawie 20 tys. pozwów.

A równocześnie banki tworzą coraz wyższe rezerwy, co zjada ich zyski lub pochłania kapitał. W ubiegłym roku na skutki sporów z frankowiczami banki utworzyły 10,9 mld zł odpisów.  PKO BP utworzył w IV kwartale zeszłego roku rezerwę w wysokości 6,5 mld zł na ryzyko prawne związane z frankowymi kredytami i zaraportował stratę w wysokości 2,6 mld zł w 2020 roku. A w tym roku, w miarę jak napływają pozwy, banki muszą tworzyć kolejne odpisy.

Kancelarie prawne twierdzą, że w sądach frankowicze wygrywają 90 proc. spraw, ZBP - że ok. 70 proc. Ale kiedy frankowicz wygra, może sobie taki wyrok co najwyżej oprawić w ramki. Sprawy się ciągną, a do II instancji trafiło zaledwie 6 proc. spraw. Ale trudno liczyć na to, że spory zakończą się w II instancji. A to podnosi koszty dla obu stron.

Dlaczego? Przypomnijmy trochę historię. Prawdziwa lawina pozwów ze strony frankowiczów ruszyła jesienią 2019 roku, po tym jak Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że gdy sąd dostrzeże w umowach o kredyty we frankach niedozwolone zapisy może taką umowę unieważnić w całości. Nie powiedział, że ma unieważnić, czy też, że powinien. I nie powiedział ani słowa - co dalej. Bo też nikt go o to nie pytał.

Ale orzeczenie TSUE zachęciło polskie sądy powszechne do unieważniania umów. I oczywiście same nie wiedzą co z taką unieważnioną umowa robić. A w dodatku TSUE orzekł, że sądy same nie mogą abuzywnej klauzuli zastąpić swoim rozstrzygnięciem. Mogłyby natomiast ją zastąpić przepisami obowiązującego prawa.

Umowę można unieważnić, ale nie zmienia to faktu, że kredyt dalej jest. Jedna strona jest winna drugiej jakieś pieniądze. Tylko, że zupełnie nie wiadomo jakie. Nie wiadomo czy w złotych, czy we frankach. Czy oprocentowany na stawce WIBOR czy LIBOR? Jaką ten kredyt miał faktycznie wartość, kiedy został zaciągnięty, a jaką wartość miały spłaty, których frankowicz dokonywał niekiedy przez wiele lat? Czy któreś z roszczeń - banku wobec klienta lub klienta wobec banku - przedawniło się, czy też nie? Czy wzajemne rozliczenia lub roszczenia (jeśli takie są) należy potraktować łącznie, czy każde z nich osobno?

Za odpowiedzią na każde z tych pytań stoją ogromne pieniądze, które albo frankowicze oddadzą bankom wraz z kolejnymi spłatami kredytów, albo banki będą musiały oddać frankowiczom. Komisja Nadzoru Finansowego policzyła, że gdyby odpowiedzi na te pytania  były dla banków skrajnie niekorzystne, poniosłyby one koszty 234 mld zł, a więc porównywalne z tym, ile mają kapitału wszystkie instytucje kredytowe w Polsce. A to doprowadziłoby do upadku przynajmniej kilku wielkich polskich banków.

Sprawiedliwość sprawiedliwością, ale ekonomiści upominają, że na orzekających w sprawach frankowych sędziach ciąży wielka odpowiedzialność związana z innym dobrem. Gdyby poszli "na żywioł", a - jak widać z niektórych orzeczeń - miewają do tego skłonność, mogliby nam, czyli wszystkim Polakom, zafundować kryzys bankowy, a w następstwie tego kryzys finansowy, jakiego nie doświadczyliśmy nigdy.

"Ze względu na wielką wartość portfela kredytów denominowanych lub indeksowanych do walut obcych w polskim sektorze bankowym problemy z nimi związane mają charakter systemowy, a ich rozwiązanie wpłynie w istotny sposób na dobro publiczne jakim jest stabilność finansowa Polski" - napisali eksperci Europejskiego Kongresu Finansowego.

Po raz kolejny TSUE zajął się sprawą polskich kredytów we frankach w kwietniu tego roku, także odpowiadając na pytania jednego z polskich sądów. I z tego z kolei orzeczenia wynika, że unieważnienie umowy powinno być ostatecznością, kiedy faktycznie jest tak fatalna, iż nie da się jej uratować. Ale jeśli się da - to należy umowę jednak utrzymać w mocy.

Ponieważ klauzule uznane za abuzywne dotyczą przede wszystkim kursu walutowego, czyli przeliczenia franków na złote i odwrotnie, to zamiana takiej klauzuli i na przykład zastąpienie tego co w niej napisano kursem średnim NBP załatwiłoby sprawę. W tym duchu wypowiedział się także zresztą niedawno NBP twierdząc, że efekty niedozwolonych zapisów nie miały zasadniczego wpływu na obciążenia frankowiczów z tytułu spłat kredytów, a zastąpienie klauzuli przeliczeniowej kursem średnim uważa za sensowne.

Uznawanie przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, a także przez sądy wszystkich klauzul przeliczeniowych za abuzywne budzi natomiast sprzeciw bankowców. Bo rzeczywiście, niektóre z nich przyznają prawo do ustalania kursu arbitralnym decyzjom jednej strony umowy - bankowi. Ale niektóre nie. Niektóre spready były po prostu lichwiarskie. Ale w innych bankach -  nie.

Naganne było co innego. Paskudne praktyki sprzedażowe, zwłaszcza przez pośredników kredytowych. Wmawianie ludziom, że kurs złotego będzie rósł do nieba (choć w latach 2004 czy 2005 nie było to całkiem pozbawione racjonalnych przesłanek). Naciąganie aż do granicy pęknięcia (jak siłacz sprężyny w ekspanderze) zdolności kredytowej, czyli pożyczanie ludziom, których na spłatę kredytu po prostu nie stać. I taka gadka: "chce pan kupić tylko 50 metrów? Przecież możemy zrobić tak, że będzie pana stać na 60". A kto nie woli 60 metrów niż 50?

Gdyby zastąpić klauzule, uznane za abuzywne, "kursem średnim NBP" banki uratowałyby ogromne pieniądze. Frankowicze - trochę by dostali, ale znacznie poniżej ich apetytów. Problem w tym, że umowy o kredyt dalej byłyby we frankach. A gdyby frank znowu podrożał, i to sporo? Takiego scenariusza nikt rozsądny nie powinien wykluczać i lepiej nawet nie myśleć, co by się wtedy działo.

Przypomnijmy raz jeszcze co powiedział TSUE w orzeczeniu z października 2019 roku. Orzekł, że polski sąd może zastąpić niedozwolony zapis w umowie przepisem obowiązującego prawa. Sądy szukają takiego przepisu. I nie znajdują. Takie przepisy - rzecz jasna - mogłyby zostać uchwalone. Zwróciło na to uwagę w maju siedmiu sędziów Izby Cywilnej SN.

Ale ustawodawca się nie kwapi z rozwiązywaniem rzeczywistych konfliktów społecznych i ekonomicznych. Woli zamiatać je pod dywan lub spychać na innych. Sprawę frankowiczów zepchnięto zatem na Sąd Najwyższy.

Oczywiście - nie może stanowić prawa. Ale może zastosować pewien myk. Na podstawie istniejących przepisów może ogłosić tzw. obowiązującą wykładnię. Może więc powiedzieć - w takiej, a takiej sytuacji sąd powszechny powinien tak a tak orzec, bo są takie a takie podstawy prawne.

Ale czy może to zrobić? Tu już jest poważna wątpliwość. Bo w Izbie Cywilnej, właściwej dla spraw kredytów we frankach, zasiadają sędziowie powołani przez tzw. nową Krajową Radę Sądownictwa. A wiemy, że TSUE do powołania KRS, a w konsekwencji do jej nominatów miał poważne zastrzeżenia. Na dodatek krążą pogłoski, że wśród sędziów Izby Cywilnej są tacy, którzy sami mają kredyty we frankach. Czy w związku z tym nie powinni się wyłączyć z orzekania?

Pomimo tych wątpliwości jeszcze w styczniu Pierwsza Prezes SN Małgorzata Manowska zadała Izbie Cywilnej do rozstrzygnięcia kilka kluczowych pytań. Miedzy innymi właśnie o to co się dzieje dalej, kiedy klauzula abuzywna dotycząca przeliczania kursu zostaje z umowy kredytowej wykreślona, czy można w jakiś sposób taką klauzulę zastąpić, ewentualnie czym, i czy w takiej sytuacji umowa może dalej wiązać obie strony w pozostałym zakresie.

Małgorzata Manowska zapytała też SN o to, czy w razie unieważnienia umowy powstają dwa odrębne roszczenia czy też jedno, od kiedy powinno biec przedawnienie, i czy bank może żądać wynagrodzenia z tytułu korzystania przez kredytobiorcę z jego kapitału.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Odpowiedź TSUE na pytanie gdańskiego sądu z kwietnia, a potem orzeczenie siedmiu sędziów Izby Cywilnej z maja tego roku w związku z pytaniem Rzecznika Finansowego przechyliły szalę Temidy na korzyść banków. Sędziowie zajęli stanowisko w sprawie przedawnienia i uznali, że może biec ono dopiero od ostatecznego upadku umowy, a to znaczy, że nie od jej zawarcia. Zatem roszczenia banków wobec frankowiczów z tytułu używania przez nich kapitału tak szybko się nie przedawnią. To znaczy z kolei, że frankowicze nie mogą liczyć, iż dostaną mieszkanie za darmo, a bankom nie grożą straty rzędu 200 mld zł lub więcej.
Izba Cywilna miała już kilka razy odpowiedzieć na pytania Pierwszej Prezes, ale w maju postanowiła, że zapyta o opinię kilka instytucji publicznych, w tym odpowiedzialne za stabilność polskiego systemu bankowego KNF i NBP. Te frankowiczom wbiły nóż w plecy. Uznały - a po raz pierwszy taką opinię wygłosiły instytucje państwa - że rozwiązanie sporów zagrażające stabilności banków byłoby nie tylko nieuzasadnione ekonomicznie, ale też niesprawiedliwe. Bo frankowicze uzyskaliby wtedy korzyści kosztem całego społeczeństwa, które musiałoby system bankowy odbudować.

Jacek Ramotowski, INTERIA.PL


PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kredyty walutowe | bank
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »