Superkontrola nad finansami
Karty zbliżeniowe są ostatnim krzykiem mody i technologii. Większość banków deklaruje, że od nowego roku swoim klientom będzie wręczać tylko karty z nadajnikiem. Bankowcy mają w tym swój interes - wyrugowanie gotówki to dla nich jeszcze więcej informacji o klientach pozyskiwanych jeszcze mniejszym kosztem.
Największą akcję wymiany kart na zbliżeniowe chce przeprowadzić detaliczne ramię BRE Banku, czyli MultiBank, który informuje klientów, że wszystkie karty debetowe, wszystkie kredytowe - bez względu na to, czy wystawia je VISA, czy MasterCard, bez względu na to, czy będą nowe, czy też będą to duplikaty - zostaną wyposażone w możliwość dokonywania bezstykowych płatności, co dla klientów oznacza ni mniej, ni więcej tylko możliwość płacenia kartą za super nowoczesny komputer i pudełko zapałek w kiosku na rogu ulicy. Do końca roku - zapewniają bankowcy z MultiBanku - liczba kart klientów banku ma zostać podwojona.
To oczywiście nie jedyny pomysł na wprowadzenie kart bezstykowych do polskiej bankowości. Niemal wszyscy gracze na rynku dwoją się i troją, żeby przekonać klientów do wymiany kart. Na te lepsze, wygodniejsze i bardziej praktyczne. Nie bez powodu - bankowcy wiedzą, w jaki sposób wykorzystać płatności kartami dokonywane przez ich klientów. Pozwalają im nie tylko na pozyskanie wiedzy jak często i z której stacji benzynowej korzystają, ale również na poznanie ich upodobań kulinarnych, częstotliwości wizyt w teatrze czy kinie oraz zainteresowań, które najlepiej widać w licznych w Polsce księgarniach. Jeżeli dodać do tego regularne wizyty np. w kwiaciarniach banki w prosty sposób mogą dowiedzieć się, kiedy bliscy klienta obchodzą swoje święta. Stąd już tylko mały krok do prawdziwych ofert "szytych na miarę", czym jeszcze niezupełnie słusznie chwalą się w reklamach nadwiślańskie banki.
Bo skąd pojawiają się bankowe propozycje ubezpieczenia auta u świeżych kierowców samochodów, czy motocykli? Właśnie z nieoczekiwanie powtarzających się zakupów na stacjach benzynowych. Coraz częściej banki zaczynają współpracować również z sieciowymi sprzedawcami towarów i usług. I wcale nie chodzi o co-brandowe karty, lecz o najzwyklejsze w świecie zniżki dla klientów tego, czy innego banku.
Co da bankowcom wiedza o czytanych o poranku gazetach, rodzaju kawy wypitym pospiesznie w kawiarni nieopodal biura, czy ulubionej marce papierosów (wciąż - mimo licznych zakazów duża część społeczeństwa to nałogowi bądź okazyjni palacze tytoniu)? Możliwość konstruowania ofert jeszcze bardziej spersonalizowanych, co z bankowego punktu widzenia ma znaczenie szczególnie w przypadku klientów zamożnych, którzy posiadają nadwyżki finansowe do zainwestowania w produkty bankowe i inwestycyjne.
Inna sprawa, że tak skrupulatna i niezauważalna kontrola bankowców nad klientami może się na dłuższą metę wydawać kłopotliwa. I nawet jeśli płatności bezstykowe będą wygodniejsze i szybsze - wszak nie wymagają wydawania reszty, klient jest proszony o wpisanie kodu PIN raz na kilkanaście, kilkadziesiąt transakcji a czas w krótszych niż dotychczas kolejkach mija zdecydowanie szybciej, nikt nie lubi pełnej kontroli wydatków i upodobań, trudnej do wyobrażenia nawet miłośnikom powieści Orwella.
Tyle, że polityka banków ma jeden słaby punkt - sprzedawcy detaliczni nie są zainteresowani takim rozwiązaniem. Nie dlatego, że są przeciwni superkontroli nad klientami, ani że chcą się opierać nowinkom technicznym. Po prostu żaden z banków, ani z wystawców kart nie przeszkolił ich i nie wyjaśnił czemu zastąpienie gotówki kartami miałoby być dla nich bardziej opłacalne. A to właśnie oni będą decydować o tym, jak szybko przyjmą się w Polsce najnowsze rozwiązania.
Paweł Pietkun