Uczelnie bezprawnie żądają dodatkowych opłat
Uczelnie wynajmują firmy windykacyjne do ściągania wierzytelności od studentów. Szkoły wyższe wykorzystują nieznajomość przepisów przez studentów. Student, który ma dowody na to, że uczelnia łamie prawo, może zaskarżyć ją do sądu.
Czesne to tylko jeden rodzaj opłat, jakie zasilają konta uczelni, zarówno publicznych, jak i prywatnych. Studenci płacą również za ponowne wpisanie na listę studentów, warunkowe zaliczenie przedmiotu w następnym semestrze, nieobronienie pracy licencjackiej lub magisterskiej w terminie, a nawet za naukę na semestrze, na który nie powinni być wpisani, bo nie zaliczyli poprzedniego. Często zdarza się jednak, że szkoły wymuszają bezprawnie opłaty, wykorzystując niewiedzę studentów. Do rzecznika praw studenta trafia co miesiąc około 500 skarg na decyzje uczelni, z tego ponad 100 od studentów, którzy uważają, że szkoła chce od nich dodatkowych opłat.
Płać, choć nie studiujesz
Izabela Więckowska nie zaliczyła trzech przedmiotów na IV semestrze w Wyższej Szkole Rzemiosł Artystycznych w Warszawie. Była więc pewna, że została skreślona z listy studentów i nie uregulowała czesnego za V i VI semestr nauki. Uczelnia wpisała ją jednak na kolejny semestr i wystawiła rachunek na 9,5 tys. zł. Studentka go nie zapłaciła, a szkoła wynajęła firmę windykacyjną.
- Nękali mnie telefonami, twierdzili, że zgodnie z prawem muszę zapłacić - opowiada studentka.
O pomoc poprosiła rzecznika praw konsumenta. Ten stwierdził, że żądanie zapłaty czesnego jest bezpodstawne.
Zgodnie z regulaminem studiów tej uczelni, podstawą wpisu na kolejny semestr jest zaliczenie poprzedniego - argumentuje Małgorzata Rothert, miejski rzecznik praw konsumenta w Warszawie.
Firma windykacyjna po zapoznaniu się z opinią rzecznika konsumentów przestała zajmować się tą sprawą. Szkoła jednak wniosła pozew do sądu. Wyrok ma zapaść 21 listopada.
W podobnej sytuacji jest także Piotr Marecki, który nie chce upublicznić nazwy szkoły, licząc na pozytywne załatwienie sprawy. Piotr nie zaliczył II semestru i był pewien, że został skreślony z listy studentów. W maju otrzymał wezwanie do zapłaty za III semestr w wysokości 2,5 tys. zł. Ostatnio szkoła zaczęła go straszyć firmą windykacyjną.
Naciągani na warunek
Ze skarg wpływających do rzecznika praw studenta wynika, że sposobów na naciąganie studentów jest kilka.
Często zdarza się, że nie zalicza on egzaminu w pierwszym terminie i prosi o egzamin poprawkowy. Egzamin ten nie odbywa się z winy uczelni, np. z powodu nieobecności egzaminatora, a w efekcie student otrzymuje tzw. warunek, za który musi zapłacić.
- W dziekanacie poinformowano mnie, że jeśli nie podpiszę wniosku o reaktywację, grozi mi skreślenie z listy studentów - opowiada Danuta Miczoj. - Kiedy w końcu przeczytałam regulamin studiów, stwierdziłam, że nie było podstaw do skreślenia. Skoro jednak poprosiłam o reaktywację, musiałam za nią zapłacić 200 zł.
Robert Pawłowski tłumaczy, że studentka powinna otrzymać pisemną decyzję o skreśleniu, od której mogłaby się odwołać.
Marek Wiecek uzyskał absolutorium w czerwcu. Na jego prośbę termin obrony wyznaczono na październik, ponieważ wakacje chciał spędzić za granicą. Gdy wrócił do kraju, okazało się, że promotor jest na zwolnieniu lekarskim, a termin obrony przesunięto na koniec listopada, czyli już w kolejnym semestrze.
- W dziekanacie dowiedziałem się, że jeśli chcę się obronić, muszę zapłacić za dodatkowy semestr - mówi student.
Z pomocą windykatora
Studentów, którzy zalegają z różnymi opłatami, szkoły straszą windykatorami. Zwykle jednak kończy się na pogróżkach. Są jednak i takie uczelnie, które korzystają z usług specjalistycznych firm.
- Obsługujemy wierzytelności jednej wyższej uczelni prywatnej i jej ponad dwustu słuchaczy-dłużników - mówi Iwona Słomska, rzecznik prasowy firmy windykacyjnej Kruk.
W najbliższym czasie liczba uczelni współpracujących z firmami ściągającymi długi wzrośnie. Kilka szkół bowiem ogłosiło ostatnio przetargi na obsługę windykacyjną.
Resort chce pomóc studentom
Profesor Stefan Jurga, sekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, zapewnia, że resort stara się reagować na skargi studentów, a uczelniom, które rażąco naruszają prawo, cofa uprawnienia. Parlament Studentów twierdzi jednak, że ministerstwo działa zbyt opieszale.
W projekcie nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym zobowiązuje się uczelnie niepubliczne do utworzenia funduszu gwarancyjnego w wysokości co najmniej 2 mln zł.
- Ma to pozwolić m.in. na zwrot wpłaconych pieniędzy studentom w przypadku likwidacji kierunku czy szkoły - podkreśla wiceminister.
Dodaje jednak, że bardzo ważna jest postawa studentów i ich samorządów, które powinny kontrolować szkoły.
Leszek Cieśla, przewodniczący Parlamentu Studentów przyznaje, że nadużywaniu przepisów sprzyja niska świadomoś prawna młodych ludzi.
- Dodatkowo studenci uznają uczelnie za instytucję godną zaufania i w efekcie zbyt małe znaczenie przywiązują do gwarancji zawartych w umowie - podkreśla przewodniczący.
Tymczasem mając umowę, można zwrócić się do sądu o rozstrzygnięcie sporu.
Robert Pawłowski dodaje jednak, że student ma szansę wygrać z uczelnią tylko wtedy, gdy udokumentuje na piśmie historię swojego sporu. Dlatego z każdą sprawą musi występować na piśmie i potwierdzać jego odbiór.
Jolanta Góra
Opinia
Krzysztof Kęciak, Kancleria Prawna Pactum E. Bednarek
O konieczności wniesienia dodatkowych opłat studenci dowiadują się zwykle w sekretariacie dziekanatu. Każda opłata musi mieć jednak podstawę prawną lub faktyczną, np. przepis w umowie z uczelnią, regulamin studiów itp. Dlatego student powinien poprosić o jej wskazanie i przedstawienie na piśmie. Natomiast, gdy wezwanie do zapłaty wyśle już firma windykacyjna, należy przede wszystkim poprosić na piśmie o wskazanie podstawy dochodzonego roszczenia. Szanująca się firma nie prowadzi dzikiej windykacji, nieopartej na przesłankach prawnych. Jeśli okaże się, że roszczenie wynika z umowy lub regulaminu, będzie bezsporne. Gdy jednak firma nie wskaże podstawy, może okazać się, że sprawy nie ma.