Weterani w korpusie menedżerów
W żaden sposób nie identyfikuję się z poglądami narodowymi prawicowych partii politycznych, ale gdy patrzę na sposób prywatyzacji polskiego sektora bankowego, to przychodzi mi na myśl, że w zasadzie tylko my i Kredyt Bank Stanisława Pacuka pozostaliśmy takimi samotnymi żaglami - bankami zachowującymi niezależność - tak dwa lata temu mówił mi Bogusław Kott, szef BIG Banku Gdańskiego. Wtedy też o dużej niezależności mógł jeszcze mówić Cezary Stypułkowski, szef Banku Handlowego, który działał w porozumieniu ze stosunkowo mało zaangażowanymi inwestorami portfelowymi.
Wspomnianymi trzema bankami zarządzali więc przede wszystkim prezesi. Te czasy jednak się skończyły, kiedy w sposób wymuszony (BIG i Handlowy) czy też prawie dobrowolnie (Kredyt Bank) banki te związały się z portugalską, amerykańską i belgijską grupami finansowymi. Chociaż więc wszyscy trzej zarządzający pozostali prawdziwymi weteranami w korpusie menedżerów, przetrwali w swoich fotelach całą dekadę, to w końcu musieli oddać część swojej niezależności. Każdy jednak w innym stopniu.
Żeniaczka z rozsądku
Najlepszą pozycję zachował Stanisław Pacuk. To jest facet, który wykazał się prawdziwym instynktem samozachowawczym - tak posunięcia szefa Kredyt Banku komentuje jeden z jego kolegów.
Sandy Weil na rynkach lokalnych nie stawia więc na artystów, ale raczej na dobrych rzemieślników biznesu bankowego.
O dobrym odnalezieniu się w nowej rzeczywistości świadczy przede wszystkim fakt, iż Stanisław Pacuk w pełni dobrowolnie porozumiał się z partnerem strategicznym - belgijskim KBC Bank - któremu ułatwił stosunkowo niedrogie przejęcie poważnego krajowego banku (KBC nie płacił za akcje więcej niż 20 zł, podczas gdy ich obecna wycena wynosi 17,5 zł).
Dziś - co jest rzadkością - w zarządzie Kredyt Banku zasiada więc tylko jeden obcokrajowiec, przedstawiciel KBC.
Stosunkowo nieźle radzi sobie również Cezary Stypułkowski, który naraził się wielu politykom, budując kilka lat temu i propagując ideę Banku Handlowego jako banku narodowego. Potem chciał się związać z BRE, lecz został jednak zmuszony do zaprzyjaźnienia się z Citibankiem, co było zaprzeczeniem idei głoszonej przez niego kilka lat temu. Wybitnie globalna Citigroup nie obraziła się jednak na niego z powodu jego wcześniejszych, nieco antyglobalistycznych poglądów i - jak wiadomo ze źródeł nieoficjalnych - prezes Stypułkowski zawarł korzystny, długoterminowy kontrakt z amerykańskim bankiem. Z kooperacji z Cezarym Stypułkowskim zadowoleni są podobno również jego nowi zagraniczni koledzy z zarządu. Odrębną kwestią jest oczywiście specyfika grupy Citibanku, która jako instytucja globalna zarządzana jest w mocno wystandaryzowany sposób - szef grupy, Sandy Weil na rynkach lokalnych nie stawia więc na artystów, ale raczej na dobrych rzemieślników biznesu bankowego.
Znacznie trudniejsza okazała się rzeczywistość dla Bogusława Kotta, który najpierw przez długie miesiące w dramatycznych okolicznościach bronił się przed atakami Deutsche Banku, ale gdy wygrał tę wojnę, okazała się ona pyrrusową, bo został gładko przejęty przez grupę Banco Comercial Portugues.
Bank skarbonka
Stało się tak m.in. dlatego, że bank, któremu Bogusław Kott przewodzi już od prawie 12 lat, wydaje się być w nie najlepszej kondycji. W ostatnich 4 kwartałach BIG BG dopracował się straty brutto na poziomie 218 mln złotych, a jego wartość księgowa na 1 akcję w analogicznym okresie spadła z 4,3 do 3,18 zł (co więcej, w pierwszych 6 miesiącach tego roku o prawie 60 proc. zmniejszył się również wynik na działalności bankowej). Słabe wyniki zarząd tłumaczy przede wszystkim koniecznością tworzenia dużej ilości rezerw, a to ma wynikać z przyjęcia znacznie bardziej konserwatywnych standardów wyceny zabezpieczeń. Faktem jednak pozostaje, iż w ciągu minionych 18 miesięcy różnica wartości rezerw i aktualizacji, którą musiał pokryć bank, a co za tym idzie przede wszystkim jego główny udziałowiec, wynosiła 340 mln zł, co nie jest jeszcze kwotą ostateczną. Okazuje się bowiem, że bank, w celu wyczyszczenia swojego bilansu, planuje utworzenie specjalnego Funduszu Rozwoju i Ryzyka i zasilenie go kwotą 740 mln zł. Pieniądze te będą pochodzić z nowej emisji, którą de facto w znacznej części obejmie grupa BCP. Wychodzi więc na to, iż Portugalczycy na cały proces przejęcia BIG BG wydali nie tylko 3 mld zł przy przejmowaniu akcji (głównie kupując je od Deutsche Banku), ale dodatkowo muszą dołożyć kolejny 1 mld na sfinansowanie jego restrukturyzacji. Za BIG BG płacą więc prawie tyle, ile UniCredito za większościowy pakiet akcji kilka razy większego Peako SA.
Jak nóż bezlitosny
W tej sytuacji trudno się dziwić podkopaniu pozycji długo walczącego o niezależność Bogusława Kotta. Zaraz po wygraniu z DB Portugalczycy obsadzili kluczowe pozycje w zarządzie własnymi ludźmi. I tak klientów korporacyjnych przejął Joao Manuel Manso Neto, a bankowość detaliczną, która w całości zostanie wtłoczona w Millennium, Pedro Alvares Ribeiro. Co więcej, Bogusław Kott otrzymał swojego alter ego i anioła stróża, którego sam prezes określa mianem kogoś w rodzaju Chief Operating Officer, a jest nim członek zarządu BCP, Francisco de Lacerda (w polskich bankach podobna funkcja została wcześniej stworzona w Peako SA i również objął ją tam Paolo Fiorentino, przedstawiciel inwestora strategicznego).
Jak sugeruje wielu bankowców zaznajomionych z sytuacją w banku, kolejnym posunięciem Portugalczyków może być ostateczne pozbycie się prezesa zarządu. Dni rządów Bogusława Kotta są już policzone i to na jego własne życzenie - mówi chcący zachować anonimowość bankowiec, zaangażowany niegdyś w walkę o BIG BG. Prezes Kott otrzymał bowiem dwa lata temu propozycję połączenia się z BRE Bankiem na podobnych warunkach, na jakich czynił to później Bank Handlowy. Krzysztof Szwarc i Wojciech Kostrzewa oferowali mu wtedy ponoć prezesurę w połączonym banku, ale Bogusław Kott z tamtej propozycji nie skorzystał. I wkrótce może tego żałować.