Z bonem zdrowotnym do lekarza

Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia chce zmienić system finansowania lecznictwa. Bon zdrowotny to rozwiązanie nowatorskie, niespotykane nigdzie w Europie. Warunkiem wprowadzenia bonu jest powstanie konkurencyjnych funduszy zdrowia.

Andrzej Sośnierz, obecny prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, jest zwolennikiem wprowadzenia tzw. bonu zdrowotnego. Głównym twórcą tego pomysłu jest dr Wojciech Misiński, ekspert medyczny Centrum im. Adama Smitha. Pomysł podoba się również Krzysztofowi Bukielowi, przewodniczącemu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Bon zdrowotny, w koncepcji proponowanej przez polskich ekspertów medycznych, nie występuje w żadnym innym kraju europejskim.

Bon dla wszystkich

Bon zdrowotny to określona kwota pieniędzy, którą państwo oddawałoby do dyspozycji obywatela na ubezpieczenie jego zdrowia w wybranym funduszu. Wartość bonu byłaby jednakowa dla wszystkich obywateli. Dzięki temu zachowana zostałaby zasada solidaryzmu społecznego. Doktor Misiński szacuje, że w obecnych warunkach budżetowych bon opiewałby na kwotę 1 tys. zł. Dzięki niemu, jego posiadacz mógłby korzystać z podstawowych świadczeń zdrowotnych z listy świadczeń refundowanych ze środków publicznych (tzw. koszyk gwarantowanych świadczeń zdrowotnych). Na wszystkie pozostałe posiadacz bonu musiałby wykupić dodatkowa polisę ubezpieczeniową.

Jak podkreśla dr Misiński, wprowadzenie bonu zdrowotnego spowodowałoby, że każdy obywatel miałby do niego prawo, czyli nikt nie pozostawałby poza ubezpieczeniem. Ponadto dzięki równej wartości bonu jego posiadacz byłby tak samo atrakcyjny dla ubezpieczyciela.

Koszty leczenia

Wprowadzenie bonu nie oznaczałoby, że społeczeństwo nie ponosiłoby stałych kosztów na leczenie. Nie byłoby składki zdrowotnej w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Środki na bon pochodziłyby jednak dokładnie z tego samego źródła co składka, czyli z podatku dochodowego, który płaci praktycznie każda osoba posiadająca dochód. Jednak, jak podkreśla Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL, uproszczona zostałaby droga przekazywania tych środków.

Obecnie pieniądze ze składki zdrowotnej odprowadzane są przez pracodawców do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Tam są liczone i dzielone. Dopiero potem trafiają do Narodowego Funduszu Zdrowia. Zdaniem Wojciecha Misińskiego oznacza to, że obciążenia podatkowe będą takie same dla obywateli, ale system przekazywania tych pieniędzy będzie bardziej przejrzysty, bo będą one trafiać bezpośrednio do budżetu.

Dzięki temu nie byłoby dodatkowych kosztów obsługi przepływu środków, z których finansowany byłby bon zdrowotny. To natomiast - zdaniem doktora Misińskiego - zredukowałoby koszty poboru i przekazywania pieniędzy, które obecnie wynoszą nawet kilkadziesiąt milionów złotych.

Bon zdrowotny to określona kwota pieniędzy, którą państwo oddawałoby do dyspozycji obywatela na ubezpieczenie jego zdrowia w wybranym funduszu

Nie ma bonu bez koszyka

Wprowadzenie bonu zdrowotnego wiąże się z koniecznością przeprowadzenia głębokich reform w systemie ochrony zdrowia. Przede wszystkim niezbędne byłoby określenie listy świadczeń opłacanych ze środków publicznych. Jak na razie resort zdrowia i Agencja Oceny Technologii Medycznych pracują nad wyselekcjonowaniem takich procedur. Jak powiedział Waldemar Wierzba, dyrektor agencji, pierwszy projekt ustawy o koszyku gwarantowanych świadczeń zdrowotnych powstanie być może już na początku stycznia 2007 r.

Zastąpienie składki zdrowotnej przez bon wymaga również wprowadzenia dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. Obecnie, zgodnie z zapewnieniami Zbigniewa Religi, ministra zdrowia, jest tworzony zespół, który ma pracować nad ustawą o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych. Ponadto bon zdrowotny nie może być wprowadzony w sytuacji, jeżeli na rynku działa jeden fundusz zdrowia, jakim jest NFZ.

Zdaniem Adama Kozierkiewicza z Instytutu Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie wprowadzanie bonu, gdy na rynku jest jeden płatnik, jest pozbawione sensu. Jego idea ma sens tylko wtedy, gdy posiadacz bonu może wybrać, któremu z funduszy zdrowia (publicznemu lub prywatnemu) chce powierzyć pieniądze na swoje leczenie.

Zdrowi warci więcej

Adam Kozierkiewicz uważa, że niewłaściwe jest również założenie, że bon zdrowotny ma mieć jednakową wartość dla każdego obywatela. Ubezpieczyciele w takiej sytuacji mogą bowiem starać się o pozyskanie tylko i wyłącznie młodych i zdrowotnych klientów, a unikać osób starszych, które ze względu na wiek częściej korzystają ze świadczeń zdrowotnych.

Eksperci medyczni wskazują również na zagrożenie wynikające z budżetowego finansowania bonu zdrowotnego. Co roku bowiem jest tworzona nowa ustawa budżetowa. W sytuacji gdy np. dochody państwa byłyby niższe, środki zarezerwowane na sfinansowanie bonu byłyby również mniejsze. Mogłoby to np. spowodować obniżenie jego wartości w roku następnym. Doktor Misiński zastrzega jednak, że aby do takiej sytuacji nie doszło, należałoby wprowadzić przepis, który gwarantowałby, że wartość bonu nie może być niższa niż w poprzednim roku kalendarzowym.

Jak na razie bon zdrowotny to tylko pomysł. Ale ma wpływowych zwolenników. Prezes Sośnierz w wywiadzie dla GP powiedział, że będzie szukał poparcie dla tej idei. Pomysł bonu nie jest również obcy dla Bolesława Piechy, wiceministra zdrowia. Nie wyklucza publicznej debaty na ten temat.

- Bon zdrowotny to jedna z omawianych koncepcji zmiany zasad finansowania systemu ochrony zdrowia - dodaje wiceminister Piecha.

Reklama

Dominika Sikora

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: zdrowie | składki | lekarza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »