Alfabet afer
Podobno pierwszy milion trzeba ukraść, żeby potem móc zabierać się za prowadzenie legalnych interesów. W Polsce tą dewizą kierowało się i nadal kieruje wielu adeptów biznesu. Z sukcesami.
Chociaż straszono ich, że zostaną puszczeni w skarpetkach, pogonieni siekierką, to większości z nich nie spadł włos z głowy. Aferzyści - negatywni bohaterowie transformacji ustrojowej lat 90.: drobni oszuści, zwykłe cwaniaczki, lecz także bywalcy salonów, blisko związani z kręgami władzy.
Przedstawiamy alfabetyczny spis afer III Rzeczpospolitej, ściągawkę dla posłów, którzy marzą o tym, żeby znaleźć się w jakiejś komisji śledczej. Niektóre przekręty zostały częściowo osądzone, ale inne wciąż czekają na wyjaśnienie. Dzisiaj pierwsza część afer - do litery D.
Afera alkoholowa
Pierwsza afera gospodarcza III Rzeczpospolitej, badana przez pierwszą speckomisję sejmową. Zaczęło się od niewinnej zmiany w przepisach, wprowadzonej za czasów ostatniego rządu komunistycznego M. F. Rakowskiego, która zezwalała na bezcłowy import do Polski alkoholu na własny użytek. Na efekty nie trzeba było długo czekać - Polskę zalała rzeka nieoclonej wódki.
Późniejsze ustalenia wykazały, że niektórzy wiedzieli o zmianie przepisów znacznie wcześniej niż reszta społeczeństwa i tuż przed godziną "zero" na granicy z Polską czekali w ciężarówkach-cysternach wyładowanych spirytualiami, przeznaczonymi do tzw. obrotu niehandlowego, czyli do prywatnej konsumpcji. Straty skarbu państwa liczyć trzeba w dziesiątki milionów złotych.
Afera zakończyła się pierwszym od 1926 r. wyrokiem Trybunału Stanu, który skazał byłego ministra współpracy gospodarczej z zagranicą oraz byłego szefa Głównego Urzędu Ceł na kary pozbawienia biernych praw wyborczych oraz zakaz piastowania funkcji publicznych przez pięć lat.
Art-B
Najpierw z podziwem później z przekąsem nazywano ich artystami biznesu. W 1990 r. lekarz Piotr Gąsiorowski i nauczyciel muzyki Bogusław Bagsik, założyli spółkę o kapitale wynoszącym równowartość 100 dzisiejszych złotych, która w ciągu dwóch lat rozrosła się w gigantyczny holding 200 powiązanych kapitałowo firm, zatrudniających łącznie 15 tys. osób.
Pomysł na biznes opierał się na tzw. oscylatorze, który mówiąc w skrócie polegał wykorzystywaniu nieruchawego systemu bankowego w Polsce. Panowie B. i G. otwierali w jednym banku rachunek, co uprawniało ich do wystawiania czeków. Następnie realizowali je w innym banku - na określony wysoki procent - i wystawiali kolejne czeki - już na większą kwotę. Scenariusz powtarzał się w następnym, kolejnym, dziesiątym i n-tym banku. W ten sposób właściciele z Art-B mnożyli pieniądze. Łącznie wprowadzili w obieg 6 200 wielokrotnie oprocentowanych czeków.
Zabawa w kotka i myszkę nawet w Polsce musiała się wreszcie skończyć. W połowie 1991 r. Bagsik i Gąsiorowski potajemnie z kraju wyjechali do Izraela. W lutym 1996 r. szwajcarska policja zatrzymała Bogusława Bagsika. Dwa lata później, po wpłaceniu 2 mln zł kaucji, wyszedł on z aresztu. W 2002 r. sąd skazał go na 9 lat więzienia. Upadek Art-B kosztował NBP, a więc państwo, 424 mln zł (z tytułu wprowadzenia w obieg czeków bez pokrycia).
Bezpieczna Kasa Oszczędności
Po pierwszym roku oszczędzania w BKO odsetki miały wynosić 180 proc., po dwóch latach - 300 proc.! Na wizję trzykrotnego zysku dało się nabrać 11 tys. osób, które zaufały Lechowi Grobelnemu, twórcy BKO. Właściciel Kasy zaczynał jako "konik", ale umiejętnie obracając walutą z czasem dorobił się sieci kantorów w całym kraju.
W 1989 r. założył Bezpieczną Kasę Oszczędności i w krótkim czasie zgromadził ponad 3,2 mln zł depozytów. Dopiero po dwóch latach wyszło na jaw, że BKO zbiera pieniądze nielegalnie, gdyż nie ma licencji bankowej. Kasa została zamknięta, a tysiące klientów straciło swoje oszczędności.
W 1993 r. niemiecka policja zatrzymała Grobelnego na podstawie międzynarodowego listu gończego i odstawiła do Polski w kajdankach. Prokuratura postawiła byłemu właścicielowi parabanku zarzut przywłaszczenia z kasy BKO 11 mld starych zł. Grobelny przesiedział w areszcie 5 lat. W 1996 r. został skazany na 12 lat więzienia i 800 tys. zł odszkodowania. Ze względu na uchybienia proceduralne, wyrok uchylono. Sprawa do dzisiaj jest w toku. Poszkodowani przez BKO odzyskali zaledwie 700 tys. zł.
Coloseum
30-letni Józef Jędruch był gwiazdą śląskiego biznesu. Dzisiaj siedzi w areszcie oskarżony o przywłaszczenie 345 mln zł. Karierę zaczął w 1996 r. od niewielkiej firmy handlującej długami hut i kopalni. Cztery lata później Coloseum było już wielkim holdingiem, do którego należały huty Pokój i Ferrum oraz pokaźny pakiet akcji Energomontażu Północ, a konsorcjum przymierzało się do kupna hut Sendzimira, Zawiercie i Buczek.
W 2001 r. Coloseum rozpoczęło ogromną akcję reklamową: w całym kraju pojawiły się bilboardy ze zdjęciem Józefa Jędrucha, który zapowiadał czas "kolosalnych zmian". Kilka miesięcy później został zatrzymany przez CBŚ. Do aresztu trafiło również czterech innych szefów konsorcjum. Dwóch z nich, w tym Jędrucha, katowicki sąd zwolnił za kaucją. Korzystając z tego szef Coloseum uciekł do w RPA, a następnie osiadł w Izraelu, gdzie złożył prośbę o przyznanie obywatelstwa. Bezskutecznie. W lipcu 2003 r. aresztowała go izraelska policja. Początkowo Jędruch za wszelką cenę próbował uniknąć deportacji, po czym niespodziewanie podjął decyzję o dobrowolnym powrocie do kraju.
Dochnal
Dandys, ulubienic prasy kolorowej, przyjaciel arystokratycznych domów Europy. Tydzień temu zamienił się adidasami ze swoim adwokatem, bo jego własne zamokły podobno podczas przechadzki na spacerniaku aresztu przy ul. Smutnej w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie czeka na proces. Aferzysta i łapówkarz, do niedawna lobbysta. Marek D. lobbował na rzecz przyspieszenia procesu prywatyzacji sektora energetycznego w Polsce, a dokładniej zabiegał o to, żeby grupę G8, skupiającą zakłady energetyczne, sprzedać Rosjanom. Pomagał mu w tym Mirosław Pęczak, poseł SLD, który później dał się poznać jako miłośnik samochodów marki mercedes z przyciemnianymi szybami.
O słabościach członka parlamentu dowiedzieliśmy się z zapisu rozmów telefonicznych, prowadzonych między obydwoma panami, które od dawna podsłuchiwała ABW. Wynika z nich, że Marek D. stosował jedną z najstarszych form lobbingu, której dewiza brzmi: "jak nie posmarujesz, nie pojedziesz". Jak już wspomniano, lobbysta przebywa obecnie w areszcie, za kratki trafił też jego pracownik, oraz amator mercedesów "full wypas" Mirosław Pęczak.
Ciąg dalszy już wkrótce...