Apteka dla aptekarza = wywłaszczenie i wzrost cen leków
Związek Pracodawców Aptecznych PharmaNET z zaskoczeniem i niepokojem przyjął zapowiedź wiceministra zdrowia Krzysztofa Łandy, dotyczącą planów resortu w zakresie wprowadzenia wymogu posiadania przynajmniej 51 procent udziałów w aptece przez osoby z tytułem magistra farmacji. Oznacza to odebranie polskim przedsiębiorcom majątku wartego 5 mld zł i przekazanie kontroli nad rynkiem leków korporacji zawodowej aptekarzy. W krótkim czasie doprowadzi to do wzrostu cen w aptekach.
"Uważam, że to jest dobre rozwiązanie. Rynek aptek jest specyficzny. Aspekty handlowe są mniej ważne niż aspekty zdrowotne. To nie jest miejsce na robienie zwykłego biznesu" - argumentował Krzysztof Łanda na łamach Rynku Aptek. Minister zakłada, że do końca lipca resort będzie gotowy, by omówić szczegóły rozwiązania. Całościowy projekt zmian miałby powstać na początku sierpnia a zmiany weszłyby w życie już od 2017 roku.
- Zapowiedz ministra Łandy przyjęliśmy z dużym zaskoczeniem i zaniepokojeniem. Wprowadzenie proponowanej przez niego regulacji oznaczałoby konieczność masowych wywłaszczeń, zwolnień i odszkodowań, dając ogromne przywileje korporacji zawodowej aptekarzy kosztem polskich przedsiębiorców oraz pacjentów - mówi Marcin Piskorski, prezes Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNET.
34 proc. ogólnej liczby aptek (czyli prawie 5 tysięcy placówek) w Polsce należy do sieci aptecznych. Aby wprowadzić w życie zapowiadaną przez ministra Łandę zasadę, trzeba będzie odebrać wszystkie te apteki ich właścicielom i przekazać w ręce członków korporacji zawodowej aptekarzy. Nawet przy ostrożnym założeniu, że wartość jednej placówki to około 1 mln zł, otrzymamy wartość majątku do przewłaszczenia na poziomie 5 mld zł.
Trudno też usprawiedliwić radykalny pomysł ministra Łandy koniecznością repolonizacji polskiego rynku aptecznego, lub jego zbytnią koncentracją. Zaledwie 5 proc. ogólnej liczby z niecałych 15 tys. aptek należy do firm z kapitałem zagranicznym. 95 proc. aptek jest w polskich rękach: indywidualnych aptekarzy (66 proc. - niecałe 10 tys. aptek) lub sieci aptecznych (34 proc., niecałe 5 tys. aptek). Apteki sieciowe to ponad 340, głównie małych i średnich polskich przedsiębiorstw o średnim udziale rynkowym poniżej 1 proc. Zaledwie trzy sieci w Polsce posiadają powyżej 1 proc. ogólnej liczby aptek (największa z nich 4 proc., kolejne dwie po ok. 2 proc.). Firmy te powstały zresztą przy aktywnym udziale państwa w procesie prywatyzacji Cefarmów. W rezultacie wprowadzenie zapowiedzi ministra Łandy uderzałoby przede wszystkim w małych i średnich polskich przedsiębiorców prowadzących placówki apteczne.
Autorem pomysłu wprowadzenia specjalnych przywilejów dla korporacji aptekarskiej nie jest Ministerstwo Zdrowia. Koncepcja ograniczenia prawa własności aptek jedynie dla farmaceutów to powtarzany od lat pomysł lobby aptekarskiego, które co pewien czas stara się przeforsować go wśród kolejnych gremiów decyzyjnych. Pierwszą próbę podjęto w 1992 roku, wprowadzając do ustawy o izbach aptekarskich zasadę "apteka dla farmaceuty". Przepis został zaskarżony przez Rzecznika Praw Obywatelskich i w efekcie uznany przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z Konstytucją. Kolejna próba miała miejsce w roku 2001. Wtedy skargę RPO poparł Prokurator Generalny, a przepis został uchylony przez Sejm, zanim Trybunał zajął się skargą Rzecznika.
Należy zwrócić także uwagę na skutki oddania pełni kontroli nad rynkiem aptecznym korporacji zawodowej aptekarzy. Decyzje UOKiK z ostatnich lat pokazują, że członkowie tej korporacji, często sami będący przedsiębiorcami prowadzącymi apteki, są zainteresowani nie tylko nadzorem nad wykonywaniem zawodu (do czego samorząd został powołany), ale także wywieraniem wpływu na procesy rynkowe. W tym kontekście warto przytoczyć decyzję UOKiK z 14 lipca 2000 r. (DDP-I-54/1/00/79/BM), w której nakazał on Naczelnej Izbie Aptekarskiej m. in. "zaniechanie stosowania praktyk monopolistycznych polegających na ustalaniu pośrednio zasad kształtowania cen płaconych przez konsumentów przy zakupie środków farmaceutycznych". Rozciągnięcie kontroli samorządu na wszystkich właścicieli aptek (do czego sprowadza się propozycja ministerstwa) spotęguje wpływ grupy właścicieli na rynek.
W krótkim czasie doprowadzi to do wzrostu cen oferty aptecznej. W dłuższej perspektywie - do powstania ośrodka presji na rząd w celu wymuszania kolejnych ustępstw w partykularnym interesie określonej grupy zawodowej i właścicielskiej.
Jak pokazują badania rynku farmaceutycznego, apteki sieciowe mają o 25 procent szerszy asortyment leków i kilkanaście, a niekiedy nawet kilkadziesiąt procent niższe ceny. Mają też niższe marże, co świadczy o tym, że chętniej dzielą się z pacjentami uzyskanym od producentów i hurtowników rabatem. Z tego powodu średni miesięczny obrót w aptece sieciowej jest o niemal 50 procent wyższy niż w aptece indywidualnej a liczba klientów wyższa o ponad 40 procent. Okazuje się, że sieci są bardziej przyjazne dla pacjentów i lepiej odpowiadają na ich potrzeby. Dlatego są chętniej przez nich wybierane. - Klienci nie dbają przecież o to, czy idą do apteki sieciowej, czy indywidualnej. Kierują się kryterium ceny, szerokości asortymentu, jakości obsługi, fachowością personelu czy elastycznością godzin otwarcia placówki - mówi Marcin Piskorski.
Nie jest jednocześnie prawdą, że apteki indywidualne nie mogą konkurować z sieciami, gdyż te z racji wielkości uzyskują lepsze warunki u producentów i hurtowników. Apteki indywidualne od lat działają bowiem w grupach zakupowych, tworząc różnego rodzaju sieci wirtualne, powiązania funkcjonalne i operacyjne (obecnie ponad połowa aptek indywidualnych działa w ten sposób). Część aptek indywidualnych nie chce jednak lub nie umie korzystać z nowoczesnych narzędzi dostępnych na rynku aptecznym.
Pomysł zamknięcia rynku farmaceutycznego dla nie-farmaceutów nawiązuje do rozwiązań obowiązujących w niektórych krajach europejskich. Aktualnie zasada "apteka dla aptekarza" w różnych formach występuje w 12 z 28 państw UE. Co ważne, w Europie przeważa trend do łagodzenia ograniczeń, szczególnie widoczny jest odwrót od zasady "apteki dla farmaceuty".
W ostatnich latach zrezygnowały z niego Holandia, Portugalia, Bułgaria, Litwa oraz Islandia i Norwegia. Aktualnie toczą się prace parlamentarne nad zniesieniem tej zasady we Włoszech. Systemy zamknięte są bowiem drogie dla płatnika publicznego i pacjenta. Zresztą, w obecnych czasach łączenie własności przedsiębiorstwa z wykonywaniem danej profesji jest anachronizmem. Idąc tokiem rozumowania lobby aptekarskiego, szpitale powinny należeć wyłącznie do lekarzy, linie lotnicze do pilotów, a gazety do dziennikarzy.
Jedynym państwem, które wprowadziło w ostatnim czasie zasadę "apteki dla aptekarza" są Węgry. Wymaga jednak podkreślenia, że węgierska reforma de-liberalizacyjna z 2010 roku miała charakter powrotu do systemu zamkniętego, który od lat obowiązywał w tym kraju (z wyłączeniem okresu 2007-2010). Jak wynika z treści raportu węgierskiego rządu nt. skutków reformy, w istocie poprawiła ona zyskowność aptek. Nie przyniosła jednak skutków dla pacjentów w postaci niższych cen czy większej dostępności.
Pomysł ministra Łandy nie znajduje także usprawiedliwienia w dbałości o zdrowie publiczne. Apteki prowadzone przez farmaceutów i nie-farmaceutów obowiązują te same regulacje, nie ma różnic między standardem świadczenia usług farmaceutycznych w zależności od tego, kto jest właścicielem apteki. W każdej aptece, bez względu na jej własność, musi być zatrudniony i stale obecny kierownik apteki, którym może zostać wyłącznie farmaceuta z odpowiednim stażem i kwalifikacjami. Standard świadczenia usług wyznacza i nadzoruje inspekcja farmaceutyczna. To od jej sprawności, a nie formy własności apteki, zależy jakość obsługi pacjenta. Inspekcje nadzoru farmaceutycznego prowadzone
w Polsce w ciągu szeregu lat nie pozwalają na wyprowadzenie wniosków o wpływie własności apteki na sposób jej działania - placówki sieciowe nie są nadreprezentowane wśród aptek karanych za różnego rodzaju nieprawidłowości.
Powyższe tezy potwierdzają przykłady ze świata. W krajach o najwyższym w Europie poziomie opieki zdrowotnej: Holandii, Wielkiej Brytanii, Szwecji czy Szwajcarii działają z powodzeniem sieci apteczne, obowiązują otwarte regulacje rynku aptecznego, nie obowiązuje natomiast zasada apteki dla aptekarza.
Należy zwrócić także uwagę na skutki zapowiadanej regulacji dla całego łańcucha dystrybucji farmaceutyków w Polsce. Obrót hurtowy w Polsce jest skonsolidowany, cztery główne podmioty posiadają ponad 70 proc. rynku. Koncentracja na rynku producenckim w zależności od grupy produktowej dochodzi do poziomu 25 proc. Apteki to tysiące małych i rozdrobnionych podmiotów, nie mających w pojedynkę szans na konkurowanie z dostawcami. To sieci apteczne stały się motorem realnej presji cenowej na hurtownie i producentów, co w konsekwencji przełożyło się na obniżki cen leków nierefundowanych dla pacjentów. Rozbicie sieci spowoduje zatem ponowne obniżenie siły zakupowej aptek, a więc zlikwiduje mechanizm obniżania cen leków dla pacjentów.
Sprawdź: PROGRAM PIT 2015