Eksperci: Dalsze niepłacenie składek do ZUS-u byłoby najlepsze dla firm, ale tragiczne dla budżetu
ZUS uzyskał w tym roku ponad 92 mld zł ze składek i ocenia swoją kondycję jako dobrą. Natomiast eksperci przekonują, że już od dawna nie wystarcza na wypłatę emerytur i rent, a dziury są łatane z budżetu państwa. I przewidują, że rząd nie zaakceptuje zwolnienia firm z opłacania składek na dłuższy okres niż trzy miesiące.
Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019
Bardziej realne jest odraczanie płatności w związku z trudną sytuacją, wywołaną pandemią. Z jednej strony warto dawać zachęty do utrzymania zatrudnienia, ale to może oznaczać pogorszenie się stanu finansów państwa.
Przedsiębiorcy wciąż mogą złożyć do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wniosek o zwolnienie z opłacania składek za okres od marca do maja 2020 roku. Natomiast w przestrzeni publicznej już pojawiają się pytania o dalsze ułatwienia w tym zakresie.
Pomimo obecnej sytuacji, Zakład jest nadal w dobrej kondycji finansowej, o czym przekonuje rzecznik ZUS-u, Paweł Żebrowski. Od początku roku uzyskano ponad 92 mld zł ze składek. To o ok. 35 mln zł więcej niż w analogicznym okresie zeszłego roku. W kwietniu br. pobrano na wszystkie fundusze ok. 19,5 mld zł. To o 4,6 mld zł niższa kwota niż 12 miesięcy wcześniej, a także mniejsza o 6,4 mld zł w porównaniu z marcem br.
- Od dawna ZUS korzysta z dopłat z budżetu, ponieważ nie wystarcza mu środków na renty i emerytury. To nie jest tak, że te świadczenia są zagrożone, bo państwo zawsze jest ostatecznym gwarantem. Jednak w tej chwili mamy dylemat, czy ratować życie czy budżet. Priorytet powinien być dla ludzi. I to nawet kosztem powiększania długu publicznego, którego udział w PKB jest prawie 2 razy niższy w Polsce niż w UE. Przestrzeń do zadłużania się jest szacowana na około 300 mld złotych - komentuje prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
W kwietniu br. na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych pobrano ok. 13 mld zł. To o 3,2 mld zł mniej niż rok wcześniej, o czym informuje Paweł Żebrowski. Z danych za styczeń i luty wynika, że w funduszu emerytalnym zanotowano deficyt 6,8 mld (wpływy ze składki - 21,9 mld zł, wydatki - 28,7 mld zł). Z kolei na funduszu rentowym była nadwyżka 1 mld zł (odpowiednio 8,9 mld zł i 7,9 mld zł). Natomiast 1,5 mld zł na minusie był fundusz chorobowy (2,7 mld zł i 4,2 mld zł), a 0,6 mld na plusie wypadkowy (1,4 mld zł i 0,8 mld zł).
- Prezydent zaproponował rozszerzenie tego programu. Przedsiębiorcy również tego oczekują. Problem jednak polega w tym, że składki emerytalne to więcej niż dochody VAT, ponad 200 mld zł. Wydaje się też, że rząd po prostu nie będzie skłonny zaakceptować takiego totalnego zwolnienia np. do końca roku. Najkorzystniejsze dla budżetu państwa jest odroczenie płatności. Ale to też rozwiązanie, które najmniej interesuje firmy - mówi prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów.
Z punktu widzenia firm najlepsze byłoby niepłacenie składek przez wiele miesięcy, co podkreśla - prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce. Ale dodaje, że to rozwiązanie byłoby dramatyczne z punktu widzenia finansów publicznych. Trwa odmrażanie gospodarki, więc pewna grupa przedsiębiorców będzie w stanie za 3 miesiące płacić składki. Nawet jeśli nie tyle, co dzisiaj, to przynajmniej część zobowiązań. Zdaniem eksperta, trzeba więc znaleźć rozsądny kompromis. Rząd powinien oczywiście zaniechać poboru, ale z możliwością częściowego ściągnięcia tych pieniędzy później, kiedy kryzys złagodnieje.
- Do tej pory działania rządu są reaktywne i spóźnione wobec tego, co dzieje się w przedsiębiorstwach. Dopiero po długich dyskusjach zrozumiano, że skoro firma nie ma dziś środków na zapłacenie składek, to nie będzie miała ich również za 3 miesiące i to w wysokości za cały kwartał. W procesach gospodarczych krytyczne znaczenie ma czas, a jego nie można kupić, nawet za dodrukowane pieniądze - stwierdza Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Według prof. Mączyńskiej, polityka antykryzysowa musi być intensywna, żeby nie dopuścić do likwidacji czy bankructw przedsiębiorstw. Firmy, które obecnie są w trudnej sytuacji, muszą dostać pomoc. I dlatego rząd powinien sygnalizować te możliwości wsparcia. Działania powinny być dostosowane do rozwoju sytuacji. Jeżeli jesienią nasili się atak wirusa, to wtedy ulgi, miałyby uzasadnienie. Natomiast jeżeli koniunktura zacznie się poprawiać, to takie rozwiązania powinny być stopniowo wygaszane.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
- Dziś mamy zapaść, która przy braku mądrych decyzji może przerodzić się w głęboki i długotrwały kryzys. Skoro świadczenie po 500 zł na dziecko obywatele dostają bez żadnych podatków, to wynagrodzenie za pracę też można wypłacać bez obciążeń ZUS itp. daninami. Gospodarka i przedsiębiorcy nie podniosą się przy dotychczasowych ciężarach opodatkowania pracy. Uwolnienie musi być proste, jednokryteriowe i powszechne - przekonuje Andrzej Sadowski.
Jak zaznacza prof. Orłowski, istnieją firmy, które jeszcze długo nie będą miały możliwości prowadzenia normalnej działalności. Jednak przesadne jest zakładanie, że np. za pół roku żaden przedsiębiorca nie będzie mógł płacić składek. Wiele sektorów zacznie względnie normalnie funkcjonować, choć w warunkach recesyjnych. Z kolei według prof. Gomułki, jednym z rozwiązań mogłoby być zwolnienie z obowiązku płacenia składek tylko w 2020 roku i jedynie przez przedsiębiorstwa, które odczuwają spore spadki dochodów i ubiegają się o pomoc finansową.
- Jest potrzeba zachęcenia przedsiębiorców do utrzymania firm i zatrudnienia. I czymś takim jest rozwiązanie ze składkami ZUS. Z drugiej strony, rząd musi się liczyć jednak z tym, ile to kosztuje i jak bardzo wzrośnie dług publiczny. To nie jest tak, że państwo nie chce przeznaczyć wielkiego wsparcia. Mówimy o kwotach, które mogą zachwiać w ogóle finansami publicznymi - analizuje prof. Orłowski.
Jak zauważa prof. Stanisław Gomułka, jest niemal pewne, że w tym roku dług publiczny liczony wg metodologii unijnej przekroczy 55 proc. PKB. Ale przy dużym spadku i bardzo dużym wzroście transferów, ten wynik może być większy niż 60 proc. Na razie jeszcze to nie jest sytuacja kryzysowa, jak kiedyś w Grecji czy Argentynie. Pierwsze z tych państw otrzymało ogromne wsparcie ze strony innych krajów i banku centralnego strefy euro. Jednak Polska nie mogłaby liczyć na tego typu pomoc.
Tym bardziej potrzebne jest wycofanie się z dodatkowych świadczeń emerytalnych (trzynasta i czternasta emerytura) i z podwyższenia płacy minimalnej. Ponadto należy już w tym roku wykorzystać niezagospodarowane w ubiegłych latach, całkiem duże środki UE, zgodnie z ofertą Komisji Europejskiej.
- Zapaść sprawia, że wybór jest prosty. Rząd nie jest i nie powinien być konkurującą z obywatelami. Czerpie zyski z naszej pracy, których w czasie zapaści nie otrzymuje i nie otrzyma, bo za chwilę po wielu pracodawcach może nie być śladu. Nie da się utrzymać poprzedniego stanu opodatkowania pracy i przedsiębiorczości, jeżeli władza uczciwie chce, aby gospodarka szybko wyszła z kryzysu, a nie wyczołgiwała się z niego latami. Mniej szkodliwe jest zwiększenie długu publicznego i finansowanie długiem zobowiązań wobec ZUS-u niż utrzymanie obciążeń podatkowych, zwłaszcza pracy w dotychczasowej wysokości - dodaje prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Jak podsumowuje prof. Mączyńska, jeżeli zaniedbamy pomoc, to może zwiększyć się ryzyko śmierci ludzi, a także stracimy przedsiębiorstwa. Natomiast w przypadku, gdy dojdzie do zwiększenia długu publicznego, ale uratowane zostaną ludzkie istnienia i firmy, to jest szansa na szybsze odbicie w przyszłości. Wówczas do budżetu wpłyną środki z podatków, a pracownicy i pracodawcy wniosą składki zusowskie. Takie zadłużanie się państwa jest usprawiedliwione wyłącznie nadzwyczajną sytuacją.