Jak odradzają się firmy
W 2004 i 2005 roku wnikliwy obserwator, pasjonat i kolekcjoner papierów wartościowych mógł znaleźć ogłoszenia o zwołaniu walnych zgromadzeń przedwojennych, niefunkcjonujących od lat spółek akcyjnych. Być może niektóre wracają do życia, aby prowadzić działalność. Jednak - jak wynika z informacji "Parkietu" - większość wskrzeszana jest z myślą o odszkodowaniu od polskiego państwa.
Łódzkie Towarzystwo Elektryczne, Jaworznickie Komunalne Kopalnie Węgla i Zjednoczone Fabryki Maszyn, Kotłów i Wagonów L. Zieleniewski to tylko niektóre przykłady wskrzeszanych firm. Ogłoszenia o ich walnych zgromadzeniach można było znaleźć w Monitorze Sądowym i Gospodarczym. Tymczasem, według specjalistów, trwa reaktywacja około 50 spółek. Nie mają majątku, bo został znacjonalizowany. Mają niewielu akcjonariuszy, bo od lat ich papiery przedstawiały sobą wartość głównie kolekcjonerską. Przez lata przechodziły z rąk do rąk. Tylko niewielki ich procent ciągle należy do pierwotnych właścicieli. Największe pakiety zaginęły, uległy zniszczeniu bądź zapomnieniu na strychach.
Główny problem to kapitał
Aby reaktywować przedwojenną, znacjonalizowaną firmę, trzeba być pewnym jednego: że nadal figuruje w rejestrze handlowym. Trzeba też posiadać jej akcje. Potem wystarczy złożyć w sądzie wniosek o ustanowienie kuratora nad spółką. Ten zwoła walne zgromadzenie akcjonariuszy, którego uczestnicy wybiorą radę nadzorczą, a ta z kolei zarząd. Jedyny problem może stanowić kapitał spółki. Zgodnie z obecnym prawem, kapitał spółki akcyjnej musi wynosić 500 tys. zł, może się więc okazać, że kapitały przedwojennego przedsiębiorstwa mogą wymagać uzupełnienia.
Czas na ustawowe odszkodowanie
Po co to wszystko? Przez pewien czas w szufladzie ministra skarbu leżał projekt ustawy reprywatyzacyjnej z lutego 2005 roku (Ustawa o rekompensatach za przejęte przez państwo nieruchomości oraz niektóre składniki mienia). Autorzy ustawy przewidują w niej, że spółki, których majątek znacjonalizowano w latach 1944-1962 ubiegłego wieku, a nie dostały wówczas odszkodowań (niewiele je otrzymało) - dostaną je teraz w formie pieniężnej. Ale muszą istnieć. Ustawa mówi, że osoby uprawnione do odszkodowania to albo właściciele mienia, albo spółki prawa handlowego. W tym ostatnim przypadku, zgodnie z ustawą, rekompensata ma trafić właśnie do firmy, a nie do jej właścicieli. W ten sposób - ostrzegają prawnicy - miliony złotych może otrzymać firma, kontrolowana przez posiadacza zaledwie kilku akcji. Ustawa przewiduje, że odszkodowanie może wynieść 15% wartości utraconego mienia.
Konieczna modyfikacja
Jak mówi Leszek Koziorowski, prawnik w kancelarii Gessel, a zarazem kolekcjoner papierów wartościowych, aby ustawa leżąca w szufladzie ministra nie dawała pola do nadużyć, należałoby ją zmodyfikować tak, aby nie naruszać praw dawnych właścicieli firm. Według niego, odszkodowanie powinno trafiać nie do spółki, ale właśnie do jej akcjonariuszy, w proporcji zależnej od tego, ile papierów posiadają. Uważa też, że istnieje możliwość sprawdzenia, do kogo należały akcje, których nikt nie zarejestruje na walnym zgromadzeniu reaktywowanej firmy. - Ogromny depozyt akcji ma Narodowy Bank Polski. NBP dysponuje również danymi na temat źródła ich pochodzenia, a pochodziły one w dużej mierze ze skrytek banków komercyjnych. Wiele osób posiada potwierdzenia, gdzie trzymało papiery - tłumaczy prawnik.
Co dalej będzie się dziać z ustawą reprywatyzacyjną? Według MSP, teraz znajduje się w Sejmie. Ciągle przed pierwszym czytaniem.