Jak oznaczać terminy w umowach?
Strony większości czynności prawnych - w tym umów - mogą same określać sposób obliczania interesujących je terminów. Jeśli tego nie uczynią, zastosowanie mają przepisy kodeksu cywilnego.
Wyznaczanie granic czynnościom prawnym powoduje potrzebę jednolitego i niebudzącego wątpliwości sposobu oznaczania terminów. Na gruncie prawa cywilnego termin jest określany jako zdarzenie przyszłe pewne (w odróżnieniu od warunku - zdarzenia przyszłego niepewnego).
Początkowe i końcowe
Terminy mogą być początkowe lub końcowe (art. 116 kodeksu cywilnego). Gdy mamy do czynienia z początkowym, skutek prawny czynności powstaje z chwilą nadejścia terminu. Jeśli zaś chodzi o termin końcowy, to skutek prawny ustaje wraz z jego nadejściem.
PRZYKŁAD Iksiński zabiera się do uruchomienia od nowego roku firmy, więc wcześniej zawiera część umów - np. już w październiku wynajmie pomieszczenia biurowe. Terminem początkowym tej umowy będzie 1 stycznia 2005 r.
PRZYKŁAD Igrekowski wydzierżawił maszyny do końca 2004 r. Jeśli będzie chciał je używać dalej, będzie musiał zawrzeć kolejną umowę.
Nie ma też przeszkód, by wykorzystywać oba rodzaje terminów w jednej umowie. Panowie Igrekowski i Zetowski zawiązali właśnie spółkę jawną do końca 2006 r.; jej terminem początkowym będzie data wpisu do rejestru przedsiębiorców, ponieważ wtedy właśnie powstaje zgodnie z art. 251 par. 1 kodeksu spółek handlowych spółka jawna.
Reguły indywidualne
Jeśli termin nie zostanie określony jako konkretna data lub nawet godzina, to trzeba określić sposób jego obliczenia. I tu nierzadko pojawia się problem. Otóż trzeba wiedzieć, czy owej metody nie określa ustawa szczególna, orzeczenie sądu albo decyzja administracyjna. Kiedy nic takiego nie ma miejsca, to np. strony umowy mogą na użytek konkretnego stosunku prawnego poczynić własne ustalenia dotyczące liczenia terminu. W razie braku indywidualnie obranych reguł, w grę wchodzą przepisy kodeksu cywilnego (art. 110 k.c.).
W ostateczności kodeks
Zgodnie z kodeksem cywilnym, najkrótszą jednostką, którą można brać pod uwagę, jest doba. Termin oznaczony w dniach kończy się z upływem ostatniego dnia, czyli z wybiciem północy (art. 111 par. 1 k.c.). Gdy początkiem terminu oznaczonego w dniach jest jakieś zdarzenie, to w obliczeniach nie uwzględnia się daty, w której ono nastąpiło (art. 111 par. 2 k.c.). Tak właśnie trzeba postąpić, kiedy liczy się np. czas na odpowiedź na list (jeśli są to trzy dni od doręczenia, które nastąpiło w poniedziałek, to trzeba wysłać swoje pismo do północy oddzielającej czwartek od piątku). Nie ma jednak obowiązku wyznaczania terminów w dniach. Można to uczynić w tygodniach, miesiącach, a nawet latach. Wówczas czas na wykonanie czegoś, na co umówiły się strony, upływa z końcem dnia, który nazwą lub datą odpowiada początkowemu dniowi terminu. Gdyby takiego dnia w ostatnim miesiącu nie było (np. 29 lutego), termin kończy się z ostatnim dniem tego miesiąca (np. 28 lutego). Tak stanowi art. 112 k.c. Wyjątkiem jest wiek człowieka. Lat nam przybywa zawsze z początkiem ostatniego dnia (art. 112 zd. drugie k.c.). Tak więc ktoś, kto urodził się 18 stycznia, staje się o rok starszy już o północy z 17 na 18 stycznia.
WARTO WIEDZIEĆW ściśle określonych sytuacjach zastrzeżenie terminu (podobnie jak i warunku) jest niedopuszczalne (dotyczy to np. przeniesienia własności nieruchomości, zawarcia małżeństwa czy ustanowienia w testamencie spadkobiercy).
Jak uprościć obliczanie
Istnieje jeszcze inna możliwość, uproszczonego poniekąd liczenia terminów oznaczonych w miesiącach lub latach, ale tylko wtedy, gdy nie jest wymagana ciągłość.
PRZYKŁAD Rodzice zezwalają na korzystanie z domu pod miastem przez dwóch synów; każdy ma prawo do sześciu miesięcy; jak się podzielą czasem, zależy wyłącznie od nich.
W takich sytuacjach miesiąc odpowiada trzydziestu dniom, natomiast rok liczy się za trzysta sześćdziesiąt pięć dni (art. 114 k.c.). Przy tej metodzie kwartał ma za dziewięćdziesiąt dni, a tydzień za siedem dni. Ponieważ przy tej metodzie dłuższe terminy są de facto liczone w dniach, to należy pamiętać o zasadzie wspomnianej wyżej: termin oznaczony w dniach kończy się z upływem ostatniego dnia; biorąc zaś pod uwagę jakieś zdarzenie jako początek terminu, pomija się dzień, w którym ono nastąpiło (art. 111 par. 1 i 2 k.c.).
Kolejna kodeksowa zasada polega na tym, że jeśli termin zostanie oznaczony opisowo, na początek, na środek lub na koniec miesiąca, to należy przez to rozumieć pierwszy, piętnasty albo ostatni dzień miesiąca (art. 113 par. 1 k.c.), i to bez względu na to, ile ma on dni. Tak samo będzie zarówno w styczniu, jak i w lutym. Termin półmiesięczny jest równy piętnastu dniom (art. 113 par. 2 k.c.). Trzeba tylko pamiętać, że w razie wyznaczenia terminu półtoramiesięcznego, najpierw trzeba ustalić, kiedy upływa jeden miesiąc, a dopiero potem dodać piętnaście dni.
W praktyce łatwo jest się pogubić, gdy koniec terminu przypada na dzień wolny od pracy. Tymczasem nic prostszego - jeśli jest on ustawowo świąteczny, to termin upływa dnia następnego.
PRZYKŁAD Iksiński miał zwrócić dług 5 września 2004 r.; tym samym miał czas do północy między 6 a 7 września). Strony mogą też postanowić inaczej - w tym wypadku - że dług zostanie zwrócony nawet w niedzielę. Jednak gdyby się okazało, że oddanie umówionej kwoty do rąk wierzyciela lub przelew na jego rachunek były niemożliwe, Iksiński miałby czas do końca poniedziałku. Tak jak przewiduje kodeks.
Zasady uniwersalne
Warto zwrócić uwagę na fakt, że kodeksowe sposoby obliczania terminów mają znaczenie nie tylko dla prawa cywilnego, lecz także dla całego systemu. Będą więc stosowane i przy ocenie umów, i przy wyrokowaniu w sprawach karnych, i przy wydawaniu decyzji administracyjnych.
Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk