Koronawirus: "Zmień lub zgiń" nowym mottem dla biznesu?
Przedsiębiorcy na całym świecie zadają sobie teraz trzy podstawowe pytania związane z pandemią koronawirusa. Jak głęboki jest kryzys i ograniczenie popytu na ich produkty bądź usługi? Jak długo potrwają zakłócenia? Jaki kształt przybierze "nowa normalność"? Niektórzy już teraz próbują się uporać z kryzysem i zmienić model prowadzenia biznesu. A gdyby tak potraktować światową pandemię jako szansę?
- Wiele firm walczy o przetrwanie. Według naszych badań większość przedsiębiorców spodziewa się dynamicznych zmian społecznych i nowych trendów konsumenckich. Przetrwają te firmy, które w czasie transformacji wykażą się pro aktywną postawą i elastycznością. To nie tylko czas trudnych, ale i szybkich decyzji - mówi Marcin Mystkowski, prezes w BERRY Kolektyw Kreatywny. I dodaje: - "Zmień lub zgiń" brzmi dramatycznie, ale dla wielu branż to musi być tymczasowe motto. Ekspert obserwuje także dużo większą skłonność do ryzyka wśród przedsiębiorców. - Wielu z nas ma świadomość, że w dzisiejszych czasach trzeba postawić na kreatywność, rozumianą poprzez twórcze dostosowanie się nowych warunków rynkowych - podkreśla Mystkowski.
Firmy w obliczu kryzysu uszeregowały się w cztery kategorie. Pierwsza z nich to "boom" - należą do niej przedsiębiorstwa, które teraz przeżywają hossę i nie prowadzą cięć. - Tu mowa w szczególności o takich segmentach gospodarki, jak sklepy internetowe z artykułami spożywczymi i pierwszej potrzeby lub telemedycyna - wyjaśnia Interii Mystkowski.
Druga kategoria dotyczy firm, które przeżywają "zawał" i tną koszty na wszelkie możliwe sposoby. - Takie przedsiębiorstwa z racji kryzysu zostały pozbawione głównego źródła przychodu i z dnia na dzień ich model biznesowy przestał funkcjonować. Tacy gracze wprowadzają totalne cięcia, przeprowadzając masowe zwolnienia, wypowiadając umowy, a w perspektywie przyszłości możliwa jest likwidacja biznesu - mówi ekspert. Do tej grupy należą na przykład restauracje, niektóre kategorie firm transportowych czy hotele.
Trzeci koszyk to firmy "pragmatyczne", czyli takie, które jeszcze nie tracą przychodów, ale spodziewają się spadków. W związku z tym wprowadzają selektywne i prewencyjne cięcia kosztów.
Ostatnia kategoria to firmy "progresywne", które właśnie teraz szukają możliwości przemodelowania biznesu i przygotowują się na rzeczywistość po koronawirusie.
Do nowych warunków próbują szybko zaadaptować się firmy o najprostszych modelach biznesowych. - Lokalne warzywniaki wprowadzają zamówienia on-line, albo proponują w mediach społecznościowych dowóz skrzynek z warzywami i owocami pod drzwi. Restauracje, które dotąd nie oferowały możliwości dostawy, szybko poddają się cyfryzacji w związku z boomem na zamawianie jedzenia do domu - wylicza przykłady Mystkowski.
Do internetu próbuje przejść także część przedszkoli, które proponują rodzicom zajęcia dla dzieci on-line. Powstają wypożyczalnie pracowników. - W czasie przestoju niektóre firmy nie mogą pracować normalnie. W tym okresie mogą wypożyczyć sobie pracowników, lub przekierować ich do innych prac - wyjaśnia Mystkowski. Sposobu na zmianę modelu szukają również salony fryzjerskie. To click and collect fryzjerski. - Klientki zamawiają on-line farbę ze swojego ulubionego salonu wraz z instrukcją, jak odświeżyć swój kolor samodzielnie. Tu zawsze jest jednak potencjalne ryzyko, bo co jeżeli przyzwyczaimy klientów do takich rozwiązań i nie będą do nas wracać po kryzysie? - zauważa ekspert.
Co z firmami o bardziej złożonych modelach działalności, których byt uzależniony jest od wielu czynników? Eksperci McKinsey zaproponowali poruszanie się w obszarze pięciu horyzontów działań, które mogą doprowadzić biznes do bezpiecznego lądowania w erze po koronawirusie. Kluczowe wydaje się uporządkowanie procesu decyzyjnego i planowanie.
Pierwsza wskazówka: zdecyduj. Wiąże się z tym potrzeba określenia skali, tempa i głębokości potrzebnych działań. Na początku przedsiębiorca powinien zająć się bezpośrednimi problemami, które COVID-19 generuje dla pracowników firmy, jej klientów i partnerów biznesowych oraz podjąć podstawowe kroki w celu ochrony płynności. W takiej sytuacji warto zadać sobie pytania: czy polityka firmy dotycząca produktywności i bezpieczeństwa pracowników działa? Jak firma zaadaptowała się do nowych wydarzeń? Jak zrewidować planowanie popytu na podstawie danych o rozwoju epidemii? Czy wreszcie: w jaki sposób firma może utrzymać kontakt z klientami lub konsumentami, kiedy chwilowo nie potrzebują oni jej produktów lub usług?
Przykładowe działania w ramach kroku pierwszego nakreślone przez autorów raportu to przeprowadzenie stres-testu finansowego na wypadek konieczności wstrzymania działalności na okres dłuższy niż dwa tygodnie, czy nakreślenie odmiennych scenariuszy, żeby zobaczyć, jak zmienia się bufor zapasów firmy w zależności od różnych predykcji rozwoju epidemii. Między pierwszym a czwartym tygodniem przedsiębiorca powinien oszacować, w jaki sposób ewoluuje popyt wśród konsumentów i jakie będą możliwości podażowe firmy. Priorytetem powinno być także zapewnienie bezpieczeństwa pracownikom. W tym łagodzenie napięć, które mogą u nich wystąpić, na przykład w związku z obawami związanymi z wychodzeniem do pracy w czasie epidemii i na odwrót - w związku z obowiązkiem pracy zdalnej.
Drugi horyzont działania wiąże się z koniecznością rozwiązania problemów z zarządzaniem gotówką w perspektywie krótkoterminowej i próbą zapewnienia stabilności finansowej firmie. Przedsiębiorca musi zidentyfikować kluczowe ryzyka, kontynuować prowadzenie stres-testów finansowych i dokładnie opracować sposób zarządzania gotówką, przy jednoczesnym zwiększeniu kontroli nad wydatkami.
Trzeci krok dotyczy powrotu do rzeczywistości po wirusie. Tutaj także wszystko opiera się na dobrym planie, który firma powinna nakreślić, żeby szybko wrócić do prowadzenia biznesu na dużą skalę. To z kolei oznacza trud włożony w odpowiednie przygotowanie łańcucha dostaw (w tym alternatywnych źródeł surowców), uporządkowanie wiedzy o regionach, które są rynkami zbytu dla firmy, tak żeby zaplanować powrót w zależności od sytuacji na danym obszarze, czy wreszcie zaplanowanie ponownego zatrudnienia i szkolenia kadr, tak aby mogły sprostać wymaganiom w "nowej normalności". Z horyzontem powrotu bezpośrednio wiążą się dwa ostatnie kroki: konieczność wyobrażenia sobie na nowo rzeczywistości po pandemii i przeprowadzenia reform, z uwzględnieniem wszystkich czynników zewnętrznych i wewnętrznych.
- Firmy, które znalazły się trudnej sytuacji muszą działać szybko, przede wszystkim dlatego, że nikt nie wie kiedy powróci normalność, i jaka ona będzie. Na rynku dużo mówi się o "nowej normalności", ponieważ z czasów kwarantanny wyjdziemy z pewnością z nowymi doświadczeniami i potrzebami. Kto nie spróbuje dostosować się do nowych czasów, w najlepszym razie przegapi swoją szansę na skok - mówi Mystkowski.
Jak zauważa z kolei Piotr Piasecki, ekspert zarządzania i przywództwa oraz trener biznesu, sytuacje kryzysowe, bez względu na ich charakter, wywołują duże zmiany w biznesie: w strategiach firm, w modelach biznesowych i zmuszają do pewnej refleksji. Na skutek epidemii firmy z wielu branż (np. szkoleniowo-doradczej) zrozumiały, że żeby przetrwać, muszą się zdigitalizować i przystosować do świadczenia usług zdalnie, traktując to jako alternatywę dla tradycyjnych usług. - To pierwszy krok. Drugim krokiem będzie zmiana, która czeka praktycznie każdą branżę. Firmy zaczną szukać nowych rozwiązań, aby nie tylko dopasowywać się do tego co jest, ale żeby stworzyć nowe strategie rozwoje, które uwzględnią zmiany na rynku - dodaje.
Trend cyfryzacji potwierdzają analizy przeprowadzone na potrzebę raportu "#POSTCOVID, czyli jak będzie wyglądał świat i biznes za 12 miesięcy?". - Badania #postcovid sugerują, że firmy będą obecnie inwestować w rozwój nowych produktów i usług z obszarze on-line. Dotyczy to zarówno małych, lokalnych biznesów jak i rynkowych potentatów. W zasadzie każdy uczestnik rynku zastanawia się obecnie jak włączyć się w tę przyśpieszoną cyfrową rewolucję - mówi autor raportu, Marcin Mystkowski.
Jak wyjaśnia Piasecki, epidemia koronawirusa wywołuje też zmiany społeczne, które nie pozostaną bez wpływu na biznes. Zmienia się myślenie ludzi, o tym, co jest ważne. A gwałtowna zmiana potrzeb może wpłynąć na rozwój nowych biznesów. "Nowa normalność" odciśnie zresztą piętno na wszystkich obszarach prowadzenia biznesu. - Zmodyfikują się role zawodowe i rynek pracy. Menedżerowie, którzy do tej pory pracowali przy biurkach i zarządzali zespołem "na żywo", robią to teraz zdalnie. Pojawia się pytanie, czy ten sam lider, który potrafi fizycznie kierować zespołem, może robić to zdalnie w równie skuteczny sposób. Czy może uwidocznią się luki kompetencyjne. Oznacza to także zmianę modelu przywództwa - kontynuuje Piotr Piasecki.
Wszelkie modyfikacje modelu działania firmy przeprowadzane w czasie epidemii, powinny zwiększyć gotowość do działania po kryzysie. W taki sposób już teraz działa wiele firm, które miały "zapasy" przed nadejściem koronawirusa.
Ale co to oznacza w praktyce? - Jeżeli ciąć koszty to tak, żeby odchudzenie przyczyniło się do zwiększenia sprawności po epidemii. To bardzo wyważone i precyzyjne decyzje, które opierają się na dokładnym przeglądzie funkcjonowania struktury kosztów. Modelem zmiany dla niektórych może być na przykład automatyzacja, a więc uniezależnienie się od pracy rąk ludzkich, tam gdzie nie jest ona potrzebna - mówi Piotr Piasecki. Jak jednak podkreśla, nie jest to od razu zagrożenie dla miejsc pracy, a raczej przesuwanie ludzi do bardziej zaawansowanych zadań, w tym takich które można wykonywać zdalnie. Istnieją dowody, że w branżach zaawansowanych, gdzie automatyzacja równoważy likwidację miejsc pracy, z czasem pojawia się zapotrzebowanie na nowe role zawodowe ludzi.
Przy tej okazji pojawia się także dylemat, czy cięcie kosztów powinno oznaczać redukcję etatów. I czy to dobre rozwiązanie w perspektywie "nowej normalności", która kiedyś w końcu nastanie. Nie ma jednej odpowiedzi na tak postawione pytania. Jak wyjaśnia Piasecki, strategia w tym zakresie zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od tego, czy w ogóle jest alternatywa. Jeżeli przedsiębiorca znalazł się pod ścianą i musi zawiesić działalność, ten dylemat znika. W takiej sytuacji może on dbać o swoich pracowników do ostatniego dnia i nawiązać takie relacje, które pozwolą na odbudowanie zespołu, kiedy firma znowu ruszy, bo ci ludzie do niego wrócą.
Kiedy sytuacja nie jest tak drastyczna, trzeba postawić sobie pytanie: na czym firma buduje swoją wartość dla klienta? - Jeżeli tą wartością jest kapitał ludzki, to zwalnianie pracowników jest samobójcze, bo firma pozbywa się tym samym swoich aktywów. Takich pracowników nie możemy traktować jako typowy koszt firmy, ale raczej jako element tzw. aktywów niematerialnych, np. tkwiących w kreatywności ludzi, czy w dobrze zbudowanym zespole. Niektóre firmy generują obroty w miliardach, a wartość aktywów materialnych jest znikoma. Dotyczy to wszystkich usług zaawansowanych, na przykład usług IT, doradczych, rozwojowych, czy części mediów - tłumaczy Piasecki.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Jak wskazują eksperci, w kontekście epidemii pojawia się problem solidarności środowisk - tych rządowych, pozarządowych i biznesowych.
- W pierwszej kolejności rozmawiamy o tym, w jaki sposób nasze biznesy i aktywność zawodowa "tąpnęła". Nikt nie rozmawia na razie jak człowiek z człowiekiem, o tym czy masz jeszcze na rachunki, czy jesteś już na minusie. A taki moment może nadejść. Nasza gospodarka nie jest zasobna, a Polacy - w porównaniu z Zachodem - są jeszcze na dorobku. Nie zdążyli wybudować zasobności i aktywów w łańcuchu wielopokoleniowym. Rolą społeczeństwa jest teraz myślenie w kategoriach wspólnoty ekonomicznej - twierdzi Piotr Piasecki.
Na razie w środowisku przedsiębiorców widać pierwsze jaskółki takiego podejścia. - Właściciele firm mają skłonność do dzielenia się obserwacjami, wskazówkami, czy wewnętrznymi opiniami prawnymi. Grupy skupiające przedsiębiorców na portalach społecznościowych wrą od dyskusji, a niektórzy oferują bezpłatnie swoją pomoc innym przedsiębiorcom, na przykład w formie webinarów i konsultacji - mówi Marcin Mystkowski. Jak dodaje, to dobrze rokuje, ale prawdziwy test tej solidarności będziemy obserwować przy terminach zapłaty faktur. - Jeżeli dojdzie do zatorów płatniczych, to sytuacja na rynku stanie się dramatyczna. A jeżeli wszyscy będą solidarnie płacić, to jest szansa dla tych firm, które nie mają rezerw kapitałowych - podsumowuje.
Dominika Pietrzyk