Kryzys energetyczny. Ceny prądu porażają. Panika wśród sklepów detalicznych!
Czy w 2023 roku czeka nas fala likwidacji sklepów - zastanawia się portal wiadomoscihandlowe.pl. Gigantyczne podwyżki cen energii już teraz spychają firm na granicę opłacalności, a proponowane na przyszły rok taryfy jeżą włos na głowie niejednemu właścicielowi.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
W środowisku polskich kupców zapanowała prawdziwa panika. Detaliści ze wszystkich regionów kraju z przerażeniem oglądają bieżące faktury za energię elektryczną, a propozycje taryf na przyszły rok czytają jak wyroki biznesowej śmierci. Takiego wzrostu kosztów nie da się w żaden sposób skompensować.
Aż 93 proc. przedsiębiorstw z sektora handlu detalicznego przepytanych w lipcu przez GUS wskazało, że to wzrosty ceny energii i paliw będą czynnikiem, który w największym stopniu wpłynie na koszty funkcjonowania firmy w okresie najbliższego kwartału. W badaniu 74 proc. respondentów wskazało wzrost kosztów zatrudnienia, 69 proc. zaznaczyło wzrost cen komponentów i usług, a po 61 proc. wybrało wzrost cen komponentów i usług oraz wzrost kosztów finansowania.
Gdyby badanie przeprowadzono w październiku i obejmowało ono perspektywę przyszłego roku, można przypuszczać, że wzrost kosztów energii wskazaliby wszyscy respondenci, a inne elementy kosztowe zostałyby zbagatelizowane jako marginalne.
Przykładowe dane przekazane przez detalistów z Elity Kupców:
- październik 2021 - 340 zł MWh - październik 2022 - 1584,87 zł (wzrost o 256 proc.);
- lipiec - sierpień 2021 - rachunek na 21 tys. zł netto - lipiec-sierpień 2022 - rachunek 34 tys. zł (wzrost o 62 proc.);
- aktualnie 400 zł MWh - propozycja na 2023 rok 1900 zł MWh (wzrost o 475 proc.);
- aktualnie 549 zł MWh - propozycja na 2023 rok 2056 zł MWh (wzrost o 375 proc.);
- aktualnie 340 zł MWh - cena giełdowa około 2000 zł MWh (wzrost o 588 proc.).
- W ciągu roku faktury za prąd wzrosły mi o ponad 60 proc. Propozycji taryf na przyszły rok jeszcze nie otrzymałem, czekam na ten dzień jak na egzekucję. W ostatnich miesiącach ciąłem zużycie prądu na wszelkie sposoby. Wymieniłem całe oświetlenie na LED i zmniejszyłem liczbę punktów świetlnych. Zamiast neonu powiesiłem zwykły szyld i nie podświetlam go wieczorem. Wyrzuciłem wszystkie lodówki producentów, zostawiłem tylko własne, ale chłodzę wyłącznie nabiał i wędliny, regały chłodnicze z napojami są wyłączone. Co jeszcze mogę wyłączyć? Zamrażarkę? Kasę fiskalną? Jeśli okaże się, że ceny prądu wzrosną mi o kilkaset procent, to kabel elektryczny będzie jak stryczek na mojej szyi - obawia się detalista z Pomorza.
Sytuację niektórych sklepów chwilowo ratują umowy z dostawcami energii elektrycznej. Tyle że w przypadku drobnej przedsiębiorczości takie umowy zwykle zawierane są na rok, góra dwa. Wiele z nich wkrótce wygaśnie, a wtedy przyjdą nowe cenniki.
- Nieliczni szczęściarze, tacy jak ja, mają podpisane umowy na dostawę energii. Moja umowa kończy się w połowie przyszłego roku. Żyję nadzieją, że do tego czasu ceny prądu spadną na tyle, by rachunki za energię nie zamordowały mojego biznesu. Jest też szansa, że do tego czasu wszystkie sklepy - także wielkie sieci handlowe - będą zmuszone podnieść marże i przerzucić koszty energii na konsumentów. Tylko ile wtedy wyniosłaby inflacja cen żywności? 100 proc., 300 proc.? Kto to wytrzyma? - niepokoi się właściciel dwóch sklepów na jednym z łódzkich osiedli mieszkaniowych.
Wielu detalistów obawia się, że skokowe wzrosty cen energii wymuszą błyskawiczną "konsolidację" handlu spożywczego.
- Wielkie sieci już od dawna inwestują w energię odnawialną. Biorą tanie pożyczki z EBOR czy innych źródeł i szybko zmierzają w stronę samowystarczalności. A co ja mam zrobić? Nawet gdybym znalazł pieniądze na inwestycję w panele, to gdzie je zainstaluję? Przy takich kosztach prądu, jakie czekają mnie od przyszłego roku - faktury wzrosną mi mniej więcej trzykrotnie - będę musiał podwyższyć marże, żeby chociaż wyjść na zero. A wtedy klienci uciekną do dyskontów i marketów, a ja splajtuję. Nie wiem, co robić, myślę o zawieszeniu biznesu. Pół roku czy rok dam radę się utrzymać z oszczędności, może do tego czasu coś się mieni - zastanawia się kupiec z Opola.
Nieco więcej nadziei zachował właściciel sporego marketu z okolic Piotrkowa Trybunalskiego.
- Na razie jakoś się trzymam, na szczęście ogrzewanie mam z sieci osiedlowej, więc w moim przypadku koszty energii elektrycznej to tylko kilka procent łącznych kosztów działalności. Z drugiej strony, efektywna marża netto oscyluje wokół jednego procenta. Dotychczasowe podwyżki cen prądu bardzo mnie nie "skaleczyły". Nowych taryf na przyszły rok jeszcze nie znam, ale jeśli będzie tak, jak słyszę - kilkaset procent, to będę musiał podnieść ceny, żeby nie spaść "pod kreskę" - martwi się detalista z Aleksandrowa Łódzkiego.
Więcej zmartwień ma przedsiębiorca z małej miejscowości w pobliżu Pabianic.
- Budynek ogrzewany jest z kotłowni. To pierwsze zmartwienie - ceny węgla zwariowały, a poza tym nie można go kupić. Zapasy mają na kilka tygodni, na razie nie grzeją, ale jak zrobi się zimno, a węgla na składach nie będzie, to czym będą ogrzewać obiekt? A teraz ten prąd - cena giełdowa na przyszły rok to jakieś dwa tysiące, więc dogrzewanie elektryczne nie wchodzi w grę. Całe szczęście, że w miasteczku nie ma żadnych marketów, zatem mogę spróbować trochę podnieść ceny. Niedawno otworzyła się Żabka, klientów nie brakuje, więc może konsumenci wytrzymają ceny "żabkowe". Tyle że teraz jeszcze trwa sezon działkowy, jest sporo przyjezdnych z miasta, a co będzie, jak zostaną sami miejscowi? Wiele osób pracuje w Pabianicach albo Bełchatowie, będą robili zakupy w mieście - martwi się detalista.
Właściciele małych sklepów często prowadzą swoje biznesy od dekad, przetrwali wiele różnych zawirowań na rynku i za darmo skóry nie oddadzą.
- To jest mój dorobek życia, jedyne źródło utrzymania całej rodziny, nie poddaję się. Pożyczyłem od znajomej firmy agregat prądotwórczy, w przyszłym tygodniu robię testy. Jeśli patent się sprawdzi, kupuję własne urządzenie. Ze wstępnych szacunków wynika, że przy wdrożeniu drastycznych oszczędności zużycia prądu w sklepie koszty powinny mi się "spiąć". W każdym razie będą o niebo niższe niż faktury z elektrowni - ma nadzieję właściciel sporego marketu z okolic Tomaszowa Mazowieckiego.
Co więcej, pomysłowy przedsiębiorca może wrzucić zakup w koszty. Jak relacjonowała "Rzeczpospolita" w lipcu tego roku, pewien przedsiębiorca wystąpił do organów podatkowych z wnioskiem o interpretację, czy zakup agregatu prądotwórczego, który będzie wykorzystywany wyłącznie w ramach działalności gospodarczej, można rozliczyć w kosztach podatkowych. Skarbówka orzekła, że wydatek spełnia wymagane warunki, można więc zaliczyć go do podatkowych kosztów.
Konrad Kaszuba
(śródtytuły pochodzą od redakcji)
Zobacz również: