Polskie firmy musiały płacić na Janukowycza
Banki wstrzymały kredyty, hrywna szaleje, krążą plotki o blokadach na drogach. A przed wyborami ukraiński fiskus urządził zbiórkę na kampanię Wiktora Janukowycza.
Jest piątkowe popołudnie. Pomarańczowi manifestanci na Ukrainie skandują opozycyjne hasła. Ponad 500 tys. ludzi na kijowskim Placu Niepodległości wyczekuje na wieści o unieważnieniu wyborów prezydenckich. Przed Ambasadą Ukrainy w Warszawie polscy i ukraińscy studenci stawiają namiot, ubrany w pomarańczowe wstążki.
Maciej Bossowski, dyrektor Baumy Ukraina, spółki zależnej giełdowej Baumy, właśnie przyleciał do Warszawy z Kijowa. Nie jest dobrze. Są problemy na granicy, na Ukrainie nikt nie myśli teraz o biznesie. Wszyscy czekają na rozwój wydarzeń.
Na rynku cisza
Działająca w branży budowlanej Bauma Ukraina przed wyborami zawarła dwa duże kontrakty. Produkcja w Polsce już ruszyła, ale pieniądze od odbiorców nie wpłynęły jeszcze na konto spółki.
- To jeden problem. Drugim jest rosnący kurs euro, które według Narodowego Banku Ukrainy kosztuje obecnie ponad 7 UAH (hrywien). Jeśli cena jeszcze się podniesie, niewykluczone, że będę musiał renegocjować kontrakty - martwi się Maciej Bossowski.
Paweł Bazylko, dyrektor wykonawczy Cekol Ukraina, spółki córki gdańskiego producenta zapraw chemii budowlanej Cedatu, wrócił do Polski kilka dni temu. Teraz siedzi jak na szpilkach, chce jak najszybciej wrócić do Charkowa, do ukraińskiego Cekolu. Na razie trwa gorąca linia telefoniczna między Gdańskiem, a Kijowem, Lwowem i Łuckiem. W tych miastach Cekol Ukraina ma dystrybutorów i partnerów handlowych.
- Nasza sprzedaż na Ukrainie zamarła. Odbiorcy zastygli w oczekiwaniu na rozwój wypadków. Projekty, których realizację przewidywaliśmy na grudzień, musimy odłożyć - mówi Paweł Bazylko.
Cekol prawie w 100 procentach sprzedaje towar na przedpłatę. Tymczasem banki zaniepokojone niepewną sytuacją polityczną odmawiają udzielania kredytów.
Tomasz Adrian, właściciel dwóch firm Invest Ukraina i Invest Adam w małym miasteczku pod Żytomierzem, również jest zaniepokojony.
- Wszystko stoi. Nie ma zamówień, milczą telefony. Jeśli ta sytuacja się szybko nie rozwiąże, będę miał straty - mówi Tomasz Adrian.
Na drogach blokady
Paweł Bazylko obawiał się związanego z wyborami chaosu na drogach. Towar z Polski do charkowskiego magazynu Cekolu przewiózł jeszcze przed wyborami. Teraz jednak nie ma go kto rozwozić po kraju. Firmy transportowe odrzucają zlecenia.
- Przewoźnicy boją się i nic dziwnego. Doszły mnie słuchy, że pod koła samochodów jadących z towarem rozsypywane były "kolczatki" w celu przebijania opon, a samochody z zachodnimi rejestracjami były zatrzymywane przy wjeździe do miast - opowiada Paweł Bazylko.
Na granicy stanęły dwa tiry suwalskiego producenta mebli metalowych - spółek Litpol i Malow. Henryk Owsiejew, szef spółek w piątkowe popołudnie nic więcej nie potrafił powiedzieć - stracił kontakt z przewoźnikami.
Anna Skowrońska-Łuczyńska minister, radca handlowy Ambasady Polski w Kijowie w czwartek spotkała się z polskimi przedsiębiorcami. Jeden z uczestników donosił o zamknięciu odprawy towarowej na ukraińskiej granicy. To jednak były niepotwierdzone informacje.
Danina na wybory
Maciej Bossowski, podobnie jak inni polscy przedsiębiorcy, wspomina przedwyborczy terror ukraińskiej policji skarbowej. Administracja państwowa dostała amoku, w pośpiechu ściągano pieniądze skąd tylko się dało. Firmy były nękane telefonami i niespodziewanymi wizytami fisuksa. A zasada jest prosta: jak przychodzi skarbówka zapłacić trzeba, bo będą wracać w nieskończoność. Sprawa Baumy z Urzędem Skarbowym zaczęła się od partnera handlowego, który zakończył działalność.
- Zrobił to niezgodnie z przepisami, a konsekwencje były takie, że nas i ich inne partnerskie firmy oskarżono o działalność przestępczą. Taka jest na Ukrainie logika fiskusa - mówi Maciej Bossowski.
Dyrektor Baumy nie miał wyjścia.
- Przyszła kontrola ze skarbówki. Niczego na nas nie znaleźli, ale zasądzili mandat 30 tys. USD. Wiedziałem też, że mogą zablokować pracę firmy, zamknąć firmowe konta. To by nas za dużo kosztowało, taniej było zapłacić daninę - opowiada Maciej Bossowski.
Na tym się jednak nie skończyło. Po I turze wyborów prezydenckich w biurze Macieja Bossowskiego znów zadzwonił telefon. Zdziwił się, jak usłyszał "znajomych" z urzędu.
- Kazali mi złożyć na piśmie wyjaśnienie dlaczego dochód firmy w stosunku do obrotu nie przekracza 1 procenta. Napisałem. W odpowiedzi włączyli Baumę w tzw. ponadplanową kontrolę - opowiada Maciej Bossowski.
Jak podkreśla na Ukrainie są pieniądze, biznes się kręci, ale trzeba się przyzwyczaić do tego, że reguły gry nie są czyste. Przedwyborcza zbiórka pieniędzy to tylko wierzchołek góry lodowej.
Dyrektorowi Baumy wtóruje Tomasz Adrian. W małym ośmiotysięcznym miasteczku jest trzecim stałym płatnikiem podatków.
- Od kogo skarbówka ma ściągać daniny, jak nie ode mnie? Raz zapłaciłem od jednej spółki. Z 12 tys. USD udało mi się wytargować na 2 tys. Potem przyszli jeszcze raz, zażądali opłaty od drugiej firmy. Podałem ich do sądu.
Co za dużo, to niezdrowo - opowiada Tomasz Adrian.
Do Anny Skowrońskiej-Łuczyńskiej wieści o wzmożonych kontrolach skarbowych zaczęły dochodzić na pół roku przed wyborami.
- Delikatnie mówiąc przestrzeganie przepisów prawa na Ukrainie nie przyjęło się. Na przykład o zwrocie VAT można raczej zapomnieć. Upominanie się skutkuje nadprogramowymi wizytami fisuksa - mówi Anna Skowrońska-Łuczyńska.
Tomasz Adrian zaobserwował co działo się w Urzędzie Skarbowym w Równie.
- Powymieniali urzędników. Nowi przyszli z ramienia władzy z prikazem: zebrać jak najwięcej na kampanię Janukowicza - opowiada Tomasz Adrian.
Wolna Ukraina
Tomasz Adrian i Maciej Bossowski nie kryją się z opozycyjnymi sympatiami. Ten drugi jest członkiem Stowarzyszenia Polskich Przedsiębiorców na Ukrainie. Gdy zaczęły się manifestacje, wspomina, że jako pierwszy zatknął polską flagę na kijowskim Placu Niepodległości.
- Ukraina przemówiła, podniosła głowę. Tych zmian nie da się odwrócić. Juszczenko będzie prezydentem, jestem pewien - mówi z przekonaniem dyrektor Bauma Ukraina.
Tomasz Adrian chwali swoich współmieszkańców.
- Moje maleńkie, prowincjonalne miasteczko całe jest pomarańczowe. Trwają demonstracje - dodaje Maciej Bossowski wierzy, że niedługo na Ukrainie będzie inna rzeczywistość. Taka, w której firmy może wreszcie będą mogły rozwinąć skrzydła, a po dochód nie będzie wyciągał się las urzędniczych rąk.
Boją się
Do grona zwolenników wolnego rynku i demokracji nie może na razie przyłączyć się dyrektor dużej fabryki spod Doniecka. Tam za słowo Juszczenko można doznać uszczerbku na zdrowiu.
- Czy mogę być zwolniony z odpowiedzi? To nie żarty, tu na ustach ludzi nie ma hasła Wolna Ukraina - mówi.
Marta Biernacka