Upał kosztowny dla pracodawców
Z powodu wysokich temperatur firmy mogły już stracić miliardy złotych. Zmęczony upałem pracownik jest rozkojarzony i rozdrażniony, pracuje wolniej.
Kilka dni temu we Wrocławiu padł rekord ciepła. Temperatura w cieniu wyniosła 39,8 stopni C. W Katowicach Ikea zamknęła sklep, a centra biurowe otrzymały ostrzeżenie o ewentualnej konieczności wyłączenia klimatyzacji. Powód: wprowadzenie 20 stopnia zasilania i ograniczenie dostaw prądu z powodu braku możliwości wykorzystania pełnych mocy elektrowni. Skoro maszyny nie mogą pracować na 100 proc. swoich możliwości, to na ile wydajnie może pracować w wysokiej temperaturze człowiek?
Badania przeprowadzone przez naukowców Technicznego Uniwersytetu Helsińskiego i Lawrence Berkeley National Laboratory dowiodły, że wydajność pracowników biurowych jest najwyższa w temperaturze 21-22 stopni Celsjusza. Spada już powyżej 23-24 stopni. O ile? Relatywnie niewiele - wzrost temperatury o jeden stopień oznacza spadek wydajności o mniej więcej 2 proc. Oznacza to, że przy 30 stopniach C pracownik wykona zadania o blisko 10 proc. wolniej niż w temperaturze 22 stopni.
Nieco bardziej sceptyczna jest firma Captivate Network, która przepytała ponad 600 pracowników biurowych w 14 miastach USA i Kanady. Jej zdaniem produktywność w czasie upałów spada o około 20 proc., a pracownicy są aż o 45 proc. bardziej rozdrażnieni. Fala wysokich temperatur wpływa też na o 19 proc. niższą frekwencję w pracy. Jeśli doliczymy do tego częstsze przerwy w pracy - z badań przeprowadzonych przez firmę Sedlak & Sedlak wynika, że aż 69 proc. pracowników korzysta z internetu w celach prywatnych i to przynajmniej godzinę dziennie - to okaże się, że pracownik poświęca na efektywną pracę nieco ponad 2/3 swojego czasu. W skali tygodnia traci cały dzień roboczy. Nietrudno policzyć, że w przypadku firmy zatrudniającej 100 pracowników na darmo pójdą 3 etaty, a i to przy założeniu, że efektywność załogi spadnie zaledwie o 10 proc. W praktyce może być znacznie wyższa. - Produktywność w Polsce w ogóle jest dość niska, bo wiele osób jest niedopasowanych do swojego stanowiska. Jasno pokazują to badania. Wykonujemy zadania niedostosowane do swoich umiejętności i kwalifikacji, pracujemy więc mniej wydajnie. Nieprzypadkowo jesteśmy jednym z najciężej pracujących społeczeństw Europy - tłumaczy Anna Węgrzyn, wieloletni praktyk HR i kierownik projektu mHR w firmie BPSC. - Upał dodatkowo zwiększa straty pracodawców związane z niższą efektywnością - dodaje.
W skali kraju daje to gigantyczne straty. Policzmy: według GUS-u, w miastach pracuje blisko 10 mln osób. Przychody firm zatrudniających powyżej 10 pracowników wyniosły w ubiegłym roku 2 920 069 mln zł. Gdyby przyjąć, że efektywność pracowników spadła o 10 proc. w ciągu ostatnich dwóch tygodni, to okaże się, że straty z tego tytułu mogą już przekroczyć ponad 7 mld zł. I to nie uwzględniając mikrofirm. Jeśli nawet przyjmiemy, że problem upału w pracy dotyczy zaledwie miliona pracowników w Polsce, to i tak wysokość strat robi wrażenie.
Wielu pracodawców próbuje temu przeciwdziałać, choćby wprowadzając w czasie upałów bardziej liberalny dress code. Dotyczy to jednak przede wszystkim małych firm. - Możemy przychodzić do pracy w krótkich spodenkach, sandałach i japonkach. Jeśli nie ma spotkań z partnerami czy klientami, przymknęlibyśmy oko nawet na strój kąpielowy. Mamy pracownika, który chodzi na bosaka nawet w zimie. Bardzo sobie to cenię, pracując w dużym telekomie nie mogłam sobie na to pozwolić - opowiada Marta Kruszyńska, HR Manager z warszawskiej firmy Cloud Technologies zajmującej się analizą danych.
Pracownicy większych firm mają jednak zwykle mniej szczęścia. Administracja publiczna, duże korporacje pozostają często niewzruszone i zakazują przychodzenia do pracy w nieformalnym stroju. Nie tak dawno jeden z wydawców medialnych przygotował dla pracowników instrukcję, według której kobiety mają nakaz pracy w rajstopach, a mężczyźni długich spodniach i zakrytych butach. Niezależnie od pogody.
Zdaniem Anny Węgrzyn z BPSC zmiana dress code to tylko półśrodek. W polskich firmach potrzebna jest fundamentalna zmiana podejścia do wykonywania pracy, a obecne upały dobitnie to pokazują. Pracodawcy powinni mieć możliwość rozliczania pracowników w inny sposób niż jedynie w oparciu o czas pracy, wprowadzając m.in. możliwość wykonywania pracy poza biurem. Te same zadania pracownik może wykonać lepiej i szybciej o godzinie 19:00, w domu, gdy robi się chłodniej, a nie w gorące południe, gdy ma problem z koncentracją.
- Pracując przed dwie godziny z pełną efektywnością pracownik może zrobić więcej niż przez kilka godzin pracując w mało sprzyjających warunkach. Firmy, które zaczęły rozliczać pracowników z zadań, zanotowały wzrost wydajności i poczucia zadowolenia z pracy. - przekonuje Anna Węgrzyn, która doradzała w tym zakresie kilkunastu dużym firmom. - Do tego potrzeba jednak odwagi, a w niektórych przypadkach także wsparcia w postaci narzędzi informatycznych wspierających zarządzanie pracownikami. W dużej firmie nie posiadającej systemu IT wprowadzenie nowych zasad stanowi spore ryzyko, choćby ze względu na liczbę danych, które trzeba przeanalizować - dodaje.
Konieczność zwiększenia wydajności to duży, globalny problem, a wysokie temperatury są dobrą okazją do tego, by o tym przypomnieć. Analitycy firmy doradczej McKinsey mówią wprost: na przestrzeni ostatnich 50 lat gospodarka rozwijała się w bardzo szybkim tempie dzięki przyrostowi naturalnemu i rosnącej wydajności. Problem polega na tym, że pracowników zaczyna brakować. Jeden z filarów rozwoju gospodarczego słabnie. Aby zrekompensować spadek zatrudnienia, wydajność pracy musi rosnąć o 80 proc. szybciej niż w ostatnim półwieczu. To trochę tak, jakbyśmy zostali zmuszeni do tego, by na jednej nodze skakać prawie dwa razy szybciej. Tylko jak to zrobić w upale?