Chińskie bajki o juanie nie uśpiły niedźwiedzi
Poprawa nastrojów związana z deklaracjami chińskich władz w kwestii większej elastyczności kursu juana przetrwała zaledwie jeden dzień. Dziś już czynnik ten przestał działać. Być może inwestorzy dopatrzyli się jakichś zagrożeń związanych z ewentualnym umocnieniem się chińskiej waluty. Innych powodów do spadków nie było widać. A jednak nastroje na giełdach były minorowe. Niedawna chęć do wzrostów wyraźnie przygasła.
Byki na warszawskim parkiecie dość skutecznie broniły swoich poniedziałkowych zdobyczy. Indeks największych spółek tracił na otwarciu zaledwie 0,5 proc., a wskaźnik szerokiego rynku zniżkował o 0,3 proc., mWIG40 trzymał się blisko nich, a sWIG80 nawet nieznacznie zwyżkował. Pierwsza godzina handlu stała pod znakiem odrabiania porannych strat. Głównym indeksom udało się tego dokonać w okolicach godziny 10.00.
Pomagał im wyraźnie niemiecki DAX, który również wyszedł w tym czasie nieznacznie nad kreskę. W pierwszych minutach sesji liderem spadków były akcje Polskiej Grupy Energetycznej, tracące prawie 1,5 proc. oraz PZU, które po ustanowieniu w poniedziałek rekordu notowań, zniżkowały dziś o 1 proc. Popyt radził sobie jednak w ciągu dnia nie najlepiej. WIG20 tylko przez moment przekroczył poziom 2400 punktów. W samo południe znalazł się ponad 30 punktów niżej, tracąc 1,1 proc.
W dół ciągnęły go spadające o ponad 2 proc. papiery KGHM. Do spadkowiczów dołączyły też walory PKN Orlen i Telekomunikacji Polskiej. Ostatecznie indeks największych spółek stracił 0,66 proc., wskaźnik szerokiego rynku zniżkował 0,53 proc., a mWIG40 i sWIG80 zmniejszyły swoją wartość o 0,3 proc. Obroty wyniosły 1,3 mld zł.
Inwestorom na Wall Street nie starczyło wczoraj na długo chińskiego dopingu po zapowiedzi uelastycznienia kursu juana. Pozytywna reakcja trwała jedynie przez pierwszą godzinę notowań. W ciągu dnia indeksy osuwały się, by w końcówce spaść pod kreskę. S&P500 dotarł do 1131 punktów, a skończył na poziomie 1113 punktów, o prawie 0,4 proc. poniżej piątkowego zamknięcia. Zbyt dobrze to nie wygląda.
Po pierwsze, informacja uznana za bardzo optymistyczną nie spowodowała wielkiej euforii, co kłóci się nieco ze scenariuszem skwapliwego wykorzystywania wszystkich impulsów do wzrostu indeksów. Po drugie, nastąpiła szybka weryfikacja "optymistyczności" informacji z Chin, skutkująca spadkiem indeksów. A więc rynek już nie dąży do wzrostów za wszelką cenę i pod każdym pretekstem. Po trzecie wreszcie, niedawna fala zwyżkowa wytraciła zupełnie impet i od czterech sesji mamy typowy ruch w bok. Wyjście w górę zakończyło się wczoraj kontrą niedźwiedzi i jedynym pocieszeniem może być utrzymanie się S&P500 nieznacznie powyżej 200-sesyjnej średniej.
Na giełdach azjatyckich chiński impuls także okazał się niezbyt trwałym katalizatorem wzrostów. Dziś indeksy w Szanghaju zwyżkowały jedynie o 0,1-0,4 proc. Nikkei spadł aż o 1,2 proc, na pozostałych parkietach dominowały spadki, choć ich skala nie przekraczała 0,6 proc. Inwestorzy w Europie również szybko zweryfikowali poniedziałkowy optymizm, ale byki nie dawały się zbyt łatwo zepchnąć ze swej ścieżki. Paryski CAC40 zaczął od spadku o 0,9 proc., jednak szybko zmniejszył skalę spadków o połowę.
FTSE w pierwszych kilkudziesięciu minutach handlu zniżkował o 0,6 proc. Nadający europejskiej stawce DAX tracił 0,4 proc., lecz starał się odrabiać straty. Spośród giełd naszego regionu najgorzej radziły sobie Bukareszt i Budapeszt, gdzie indeksy spadały rano po około 1 proc. W Moskwie wskaźnik tracił 0,5 proc., a w Sofii zyskiwał 0,2 proc. Na godzinę przed zakończeniem notowań paryski CAC40 zniżkował o 1,2 proc., londyński FTSE o prawie 1 proc., a DAX tracił 0,6 proc.
Chińskie deklaracje dotyczące juana nie przysłużyły się wspólnej walucie. Jej kurs, rosnący w poniedziałek początkowo aż do 1,246 dolara, wieczorem znalazł się w okolicach 1,23 dolara. Dziś rano ulegał niewielkim wahaniom wokół tego poziomu, wskazując raczej na słabość niż na możliwość odrabiania strat i kontynuowania trwającej od początku czerwca aprecjacji. Większy ruch zaczął się około południa, gdy najpierw doszło do większego osłabienia euro, a po nim kontra zwolenników wspólnej waluty.
Umacnianie się dolara na rynku światowym spowodowało dynamiczny wzrost jego kursu wobec złotego. Jeszcze w poniedziałek rano "zielonego" na rynku międzybankowym można było kupić po niecałe 3,22 zł. Wieczorem był już o prawie 6 groszy droższy. Dziś przed południem nasza waluta jeszcze minimalnie traciła na wartości. W stosunku do euro osłabiła się znacznie mniej. Wobec poniedziałkowego dołka na poziomie 4,01 zł wspólna waluta drożała o 3-4 grosze. Dość mocno w górę poszedł natomiast kurs franka. Rano trzeba było płacić za niego 2,95-2,97 zł.
Poniedziałkowy wzrost indeksów na naszym rynku, inspirowany zmianami na giełdach światowych, nie miał dziś szans na kontynuację. Jedynym osiągnięciem wtorkowej sesji było to, że trzymaliśmy się środka europejskiej stawki, nie tracąc zbyt wiele, ale i nie starając się minimalizować skali spadku. W efekcie kontynuujemy ruch w bok, czekając, co przyniesie przyszłość. W związku ze zbliżającym się zakończeniem półrocza, można spodziewać się prób podtrzymywania indeksów na obecnym poziomie lub lekkiego ich podciągania. Ale na dłuższą metę wielkich szans takiemu scenariuszowi przypisać nie można.
Roman Przasnyski
Główny Analityk