Co tragedia w Nowym Jorku ma wspólnego z "Samoobroną"

Analitycy sztabów wyborczych zapewne jeszcze odpoczywają. Jedni po świętowaniu euforii zwycięstwa, drudzy po topieniu goryczy porażki. Tych drugich jest tym razem znacznie więcej, więc i kac jest bardziej bolesny.

Analitycy sztabów wyborczych zapewne jeszcze odpoczywają. Jedni po świętowaniu euforii zwycięstwa, drudzy po topieniu goryczy porażki. Tych drugich jest tym razem znacznie więcej, więc i kac jest bardziej bolesny.

Tych drugich jest tym razem znacznie więcej, więc i kac jest bardziej bolesny. Mimo niekwestionowanego zwycięstwa koalicji SLD-UP, które część mediów określiła nawet triumfem, niezależnie od tego czy będzie ona w stanie samodzielnie stworzyć rząd czy nie, trudno było znaleźć w sztabach wyborczych ludzi prawdziwie zadowolonych. Nie mówiąc już o nastroju euforii - poza "Samoobroną" oczywiście. Liderzy i sympatycy poszczególnych ugrupowań inne mieli natomiast zmartwienia. Jedni martwili się gdzie teraz przyjdzie im znaleźć pracę, kiedy skończyły się sejmowe posadki i zabrakło dla nich foteli, inni myśleli o tym, jak przyjdzie im rządzić, czy nawet tylko współpracować, z tym - nie ma co ukrywać - dosyć egzotycznym parlamentem, jaki nam się wyłonił po wyborach.

Reklama

Z pewnością największą sensacją jest wynik wyborczy "Samoobrony". Prawie 10 proc. poparcie zdumiało jednych, wprawiło w prawdziwe zakłopotanie drugich, a najbardziej zaskoczyło, by nie powiedzieć zszokowało i przestraszyło najbardziej zainteresowanych, czyli działaczy tego ugrupowania. Poza samym liderem, Andrzejem Lepperem, który również po ogłoszeniu wyników ani myślał zmieniać swojej ludyczno - populistycznej retoryki. Chyba jeszcze do niego nie dotarło w jakiej roli, nagle i niespodziewanie, przyszło mu występować. Ta przemiana, która musi się w nim dokonać będzie prawdziwą drogą przez mękę. Ale tego typu rozważania i analizy zostawmy socjologom i politologom, a sami spróbujmy się przez chwile zastanowić co się stało i co z tego wynika.

W zwycięstwo koalicji SLD-UP od wielu miesięcy nikt już nie wątpił. Nieznane były jedynie jego rozmiary. Im bliżej do wyborów, tym to zwycięstwo jawiło się jako bardziej okazałe. Zastanówmy się bowiem co by się działo gdyby, zgodnie z wieloma sugestiami, wybory parlamentarne odbyły się wiosną tego roku. W parlamencie mielibyśmy i silniejszą Platformę Obywatelska, zasiedli by posłowie reprezentujący AWS-P, być może nawet parlamentarzyści ze znakiem słoneczka znaleźliby swoje miejsce w ławach. Z pewnością natomiast nie byłoby na Wiejskiej drużyny Leppera ani Ligi Polskich Rodzin.

Ale stało się jak się stało i koalicja SLD-UP, w ostatnich dniach, postanowiła zagrać "va bank". Temu, by po wyborach, móc samodzielnie sprawować władzę, służyło przedstawienie kluczowych postaci nowego rządu na trzy dni przed wyborami. Zabieg ryzykowny, ale miał wszelkie szanse powodzenia. Była to nowoczesna odmiana słynnego "Pomożecie?" - "Pomożemy", i mogła przynieść równie pozytywne, dla proszącego, rezultaty. Gdyby? Gdyby na przedstawieniu szkieletu rządu poprzestać. Niestety profesor Marek Belka, kandydat na wicepremiera i ministra finansów, jak to naukowiec, nie wytrzymał i wdał się w dyskusję z radykałami, populistami i trupami politycznymi. O ile jednak wszyscy oni, tak naprawdę nie mają nic do stracenia i powiedzieć mogą dowolną bzdurę, byleby dobrze brzmiała - o tyle prof. Belka, występujący już nawet nie jako ekspert, ale członek nowego rządu, mówiący w jego imieniu, ponosi odpowiedzialność ogromną. No i zaczęło się analizowanie "co autor miał na myśli", rozbieranie jego wypowiedzi na elementy pierwsze - a wiadomo, że podwyżek uposażeń i świadczeń to on obiecać nie mógł.

Gdy zaczęło być groźnie, z pomocą ruszył prezydent: tuż przed ciszą wyborczą namalował w swoim wystąpieniu taki obraz naszej młodej demokracji, że telewidzom i słuchaczom nie pozostawało nic innego jak tylko pójść do komisji wyborczej i oddać głos na SLD-UP. I pewnie tak by się stało, gdyby... Gdyby nie to, że nie dalej jak 13 dni przed wyborami miała miejsce tragedia w Nowym Jorku. Niewyobrażalna hekatomba jaką współczesnemu światu zgotowali terroryści zszokowała świat, w tym oczywiście i nas. Ponieważ przekraczała wyobrażenia wszystkich, u wielu naszych rodaków spowodowała reakcję obronną, w myśl słów mistrza Wyspiańskiego: "... niech na całym świecie wojna, byle Polska wieś spokojna...". A od tego tylko krok do nasilenia się nastrojów izolacjonistycznych i nacjonalistycznych. Na to zapotrzebowanie, zupełnie przypadkiem, doskonale odpowiedziały właśnie dwa ugrupowania, które w ostatnich tygodniach zrobiły oszałamiającą karierę: "Samoobrona" i Liga Polskich Rodzin. Stąd sukces i qui pro quo.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Razem | tragedia | SLD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »