Czas wrócić na ziemię, debiutanci z GPW

Dyskonto zamiast premii przy wycenie. I twarde, już wypracowane zyski, a nie wyłącznie obietnice - to sposób, by przy kiepskiej koniunkturze zwiększyć szanse na powodzenie emisji akcji i dać zarobić inwestorom.

Dopiero za jakiś czas będzie można stwierdzić, czy kiepski debiut Bomi i Quantum Software to wypadki przy pracy, które niewiele zmienią w zasadach rządzących rynkiem pierwotnym. A może przecena nowicjuszy już na premierowej sesji stanie się impulsem do większych zmian. Zmian, które w pierwszej kolejności zweryfikują wyceny, jakie dyktują zarządy i ich doradcy, a także spowodują większą selektywność w podejściu inwestorów do firm wchodzących na giełdę.

O ile Quantum Software można uznać za ofiarę kiepskich nastrojów na rynkach finansowych (spółka debiutowała w "czarny czwartek", kiedy WIG spadł o 6 proc.),

Reklama

o tyle Bomi warunki do wzrostu miało idealne. Po piątkowym udanym finiszu ceny akcji wyszły wysoko nad kreskę, a ponad 2-procentowe wzrosty indeksów za oceanem zapowiadały dobry początek tygodnia na giełdzie w Warszawie. Tak było, tymczasem pierwsze transakcje akcjami Bomi zawierano z ceną 18 proc. niższą od emisyjnej. Dlaczego?

Cena emisyjna (23 zł) już 43. tegorocznego debiutanta była po prostu zbyt wysoka w stosunku do zysków osiąganych i obiecywanych. Na dodatek wycofanie zapisu przez jednego z inwestorów instytucjonalnych mogło zostać źle odebrane przez pozostałych graczy. Zadziałał tu ten sam mechanizm, który w czerwcu skutecznie powstrzymał inwestorów przed windowaniem cen akcji LC Corp i GF Premium. Obie spółki przesadziły z oczekiwaniami, a część inwestorów (zwłaszcza indywidualnych) przeliczyła się, mając nadzieję, że firmy nie wyznaczą ceny emisyjnej w górnej granicy widełek.

Inaczej postąpiła Krakchemia, która ustaliła cenę na rozsądnym poziomie w stosunku do wyników. Podobnie niewygórowana wskaźnikowo wydaje się cena Arcusa (czytaj poniżej). Kij ma jednak dwa końce, bo korzyść dla krótkoterminowych inwestorów (relatywnie tańsze akcje kupione w IPO) nie zawsze musi oznaczać korzyść dla firmy i jej długoterminowych akcjonariuszy. Niższa cena emisyjna to automatycznie niższe wpływy ze sprzedaży akcji, co może się przełożyć na konieczność ograniczenia planów inwestycyjnych lub przynajmniej weryfikacji struktury ich finansowania (mniej z emisji, więcej z kredytu). A to w długim okresie wcale nie musi służyć pomnażaniu wartości firmy. Zarządy i ich doradcy muszą więc mocno się napracować, by wyśrodkować oczekiwania własne i inwestorów.

Im więcej będzie nieudanych debiutów, tym szybciej spadać będzie popyt na rynku pierwotnym. W którymś momencie doprowadzi to do niedomknięcia jednej z ofert.

Tymczasem po chwilowym zawahaniu spółki znów ławą idą na giełdę. Wczoraj prospekt emisyjny opublikował Arcus, dziś szczegóły oferty przedstawi Oponeo.pl, a jutro swoje plany ujawni Energoinstal. W Komisji Nadzoru Finansowego na zatwierdzenie czeka 37 prospektów emisyjnych nowych spółek, wciąż więc jest szansa na pobicie rekordu debiutów z 1997 r. (62).

Kamil Zatońsk

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Debiutanci | GPW | firmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »