Dolar zyskuje, giełdy mogą spadać
W poprzednią środę, gdy raport ADP poinformował o marcowym spadku zatrudnienia w amerykańskim sektorze prywatnym o 23 tys. (zamiast oczekiwanego wzrostu o 40 tys.), mogło się wydawać, że w najbliższym czasie strach przed przyszłymi podwyżkami stóp procentowych przez Fed, nie będzie w stanie wesprzeć dolara, obniżyć cen długu i zagrozić wzrostom na Wall Street. Sytuacja zmieniła się dwa dni później, gdy zostały opublikowane oficjalne dane z rynku pracy.
W odróżnieniu od raportu ADP, pokazały one wyraźną poprawę sytuacji. Poniedziałkowy, zaskakująco dobry odczyt indeksu ISM dla sektora usług w USA, idealnie się wkomponował w tę zmianę. Potwierdził ją natomiast skok rentowności 10-letnich amerykańskich obligacji powyżej poziomu 4 proc., czyli najwyżej od października 2008 roku.
W marcu stopa bezrobocia w USA, zgodnie z rynkowymi oczekiwaniami, pozostała na poziomie 9,7 proc. Zatrudnienie w sektorze pozarolniczym wzrosło natomiast o 162 tys., wobec spadku o 14 tys. w lutym. Był to najwyższy wzrost zatrudnienia od marca 2007 roku i trzeci dodatni wynik od momentu rozpoczęcia recesji w grudniu 2007 roku. Wprawdzie dane były gorsze od prognoz, które zakładały wzrost na poziomie 184 tys. (prognozy zebrane przez Bloomberg wahały się od 40 tys. do 350 tys.).
O ich pozytywnej interpretacji przesądził jednak fakt, że po wyłączeniu tymczasowo zatrudnionych na potrzeby odbywającego się w USA spisu, w sektorze pozarolniczym przybyło 114 tys. miejsc pracy. Podczas gdy oczekiwano, że będzie to pomiędzy 50 tys. a 100 tys.
Amerykańska giełda, która jako jedna z nielicznych pracowała wczoraj, zareagowała zwyżką na te dane. Indeks S&P500 wzrósł o 0,8 proc. do 1187,44 pkt., DJIA o 0,4 proc. do 10973,55 pkt., a Nasdaq Composite zyskał 1,1 proc. i zakończył dzień na poziomie 2429,53 pkt. Wszystkie trzy indeksy ustanowiły w poniedziałek nowe rekordy, tej trwającej już ponad rok, hossy. Wzrosty te być może byłby mniejsze, gdyby nie opublikowane w poniedziałek nowe dane z USA.
W marcu indeks ISM dla sektora usług wzrósł z 53 do 55,4, podczas gdy oczekiwano wzrostu do 54. Natomiast w lutym indeks podpisanych umów kupna domów zwyżkował aż o 8,2 proc. w relacji miesięcznej. Rynkowy konsensus ukształtował się natomiast na poziomie -0,1 proc.
Powyższy zestaw popytowych impulsów makroekonomicznych przełożył się nie tylko na wzrost rentowności amerykańskich obligacji powyżej 4 proc. i nowe rekordy hossy na Wall Street, ale także na umocnienie dolara. Zyskał on do głównych walut. Nie jest wykluczone, że kolejne dni przyniosą dalsze umocnienie.
Strach przed przyszłymi podwyżkami stóp procentowych przez Fed, wyprzedzającymi podobne decyzje Europejskiego Banku Centralnego, Banku Anglii, Narodowego Banku Szwajcarii i Banku Japonii, dodatkowo może wzmacniać dzisiejsza podwyżka kosztu pieniądza w Australii. Bank Rezerw Australii podwyższył stopy procentowe o 25 punktów bazowych, podnosząc główną stopę do poziomu 4,25 proc. Była to już piąta podwyżka w cyklu zaostrzania polityki monetarnej, który rozpoczął się w październiku 2009 roku. Inwestorzy oczekują, że do końca roku stopy w Australii wzrosną jeszcze przynajmniej o 50 punktów bazowych.
Dzisiejsza decyzja Banku Rezerw Australii, to nie jedyna taka decyzja, jaka zapadnie w tym tygodniu. O stopach będzie decydował jeszcze ECB, BoE i BoJ. Jednak to nie te posiedzenia, ani też publikacja protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC, czy też wystąpienia szefa Fed, będą głównymi wydarzeniami tego poświątecznego tygodnia na rynku finansowych.
Dużo ważniejsze będzie to, czy faktycznie ostatnie dobre dane ze Stanów Zjednoczonych, ze szczególnym uwzględnieniem danych z rynku pracy, na nowo otworzą debatę nt. ewentualnych podwyżek stóp procentowych przez Fed. Słaba kondycja rynku pracy była bowiem ostatnim poważnym argumentem przemawiającym przeciwko ich podnoszeniu. Jeżeli tak się stanie, to trzeba się liczyć z dalszym umocnieniem dolara, wzrostem rentowności amerykańskich obligacji oraz realizacją zysków na giełdach i surowcach.
Marcin R. Kiepas