Giełda pokazuje, jak zmienia się gospodarka

PPK dały giełdzie to, czego brakowało jej przez ostatnie lata, czyli lokalnego profesjonalnego inwestora instytucjonalnego - mówi Marek Dietl, prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.

Stanisław Koczot, Gazeta Bankowa: Czy giełda nadal jest papierkiem lakmusowym gospodarki? Czy wyprzedza realne procesy gospodarcze? Taka opinia ma bardzo długą tradycję, ale czy sprawdza się ona teraz?

Marek Dietl: - Giełdy miały historycznie bardzo wysoki współczynnik korelacji między indeksami a PKB, posiadały rzeczywiście charakter wyprzedzający. Natomiast od czasu pandemii COVID-19 sytuacja się zmieniła: korelacja stała się ujemna, gospodarki kurczą się, a indeksy giełdowe rosną. Giełda dostarcza nam natomiast innej ciekawej informacji: pokazuje nam, jak gospodarka się zmienia. Z jednej strony widzimy więc postcovidowe odreagowanie, w kursach akcji dostrzegamy zapowiedź lepszego jutra. Z drugiej - dostrzegamy olbrzymią wiarę w postęp technologiczny, i w to, że spółki, które nie są ograniczone fizycznymi aktywami czy fizyczną dystrybucją swoich produktów, nie są zamknięte w granicach jakiejś strefy gospodarczej, rosną bardzo szybko. Na warszawskiej giełdzie dotyczy to spółek gamingowych czy biotechnologicznych. Giełda trochę inaczej niż byśmy to sobie wyobrażali parę lat temu, dużo mówi o tym, jak zmienia się gospodarka.

Reklama

Czy w związku z tą wiarą nie mamy do czynienia z ryzykiem pojawienia się baniek spekulacyjnych, być może nawet w tych segmentach rynku, o których Pan mówił, na przykład w nowych technologiach? Czy realna gospodarka nie za bardzo "rozjeżdża się" z oczekiwaniami inwestorów, które mogą być po prostu na wyrost? Czy nie widzi Pan takiego ryzyka, nie tylko na giełdach, ale generalnie na całym rynku kapitałowym?

- Wśród inwestorów funkcjonuje takie powiedzenie: na giełdzie nie trzeba mieć racji, trzeba umieć zarobić. Rzeczywiście, jeżeli są spółki, szczególnie amerykańskie, wyceniane na 1000 razy zysk, to trzeba bardzo dobrze się zastanowić, czy firma będzie w stanie rosnąć w takim tempie, by nie czekać stu lat na zwrot z inwestycji w postaci dywidend. Wyceny części spółek, zwłaszcza w USA i w Chinach, ocierają się o absurd. Należy też brać pod uwagę szerszy kontekst, czyli potęgę globalizacji. Z drugiej strony, wiara w to, że spółki nie ograniczone prawami fizyki będą mogły rosnąć, nie jest w pełni nieuzasadniona. Możemy porównać to z najbardziej znanymi piosenkarzami muzyki popularnej. Są tysiące mniej znanych piosenkarzy, którzy byliby gotowi dopłacić za występ na YouTube, i są tacy z milionem odsłon. Cały czas trwa poszukiwanie takich, którzy staną się globalnymi gwiazdami, najważniejszym "węzłem" dla sieci. Stąd tak duża premia za bycie liderem. Światowi cyfrowi liderzy dlatego mają tak wysokie wyceny, bo mają szanse stać się - stosując to porównanie - najpopularniejszymi piosenkarzami. Kolejna analogia: miliony ludzi na całym świecie gra w piłkę nożną, nawet profesjonalnie, a Robert Lewandowski jest tylko jeden. Ciągle szuka się takich "Robertów Lewandowskich" także wśród spółek giełdowych.

Często zapomina się, że giełda to nie tylko zyski i pieniądza, ale również emocje i wyobraźnia. Tego typu spółki działają na emocje.  Znaleźć się w takim giełdowym peletonie jest podwójnie korzystne...

- Dlatego tak ważne jest to, żebyśmy zapewniali spółkom z Polski dobry dostęp do kapitału. To, że w zeszłym roku obroty na naszej giełdzie wzrosły o ponad 50 proc., a pod względem współczynnika obrotowości portfeli znaleźliśmy się na drugim miejscu w Europie, po Deutsche Börse, pokazuje, że nawet giełda średniej wielkości, taka jak nasza, potrafi swoim gwiazdom udostępnić kapitał, który napłynie do potencjalnych zwycięzców. Pokazuje to także przeobrażenie naszej gospodarki, bo są sektory, takie jak gamedev, dzięki którym Polska w skali globalnej staje się znana. Koszt kapitału dla tych firm jest relatywnie niski.

Druga połowa zeszłego roku dla giełd światowych, także dla naszej giełdy, nie była zła pod względem debiutów. Oczywiście, były okresy znacznie lepsze, ale pojawiło się sporo ciekawych IPO. Perspektywy też są niezłe. Czego spółki szukają teraz na giełdzie? Wejście na ten rynek stało się teraz korzystne? Przecież pieniądz na rynku, dostępny dla firm chociażby w bankach, jest nadal stosunkowo tani.

- W roku 2020 byliśmy trzecią najbardziej aktywną giełdą pod względem debiutów. Jesteśmy w elicie, patrząc z perspektywy przyciągania spółek. Zasadnicze powody debiutów są trzy. Po pierwsze, w latach 2018 i 2019 było ich relatywnie mało, a przecież spółki w Polsce wciąż się rozwijają. W naturalny sposób, kiedy warunki się poprawiły i wyceny spółek wzrosły, ci, którzy chcieli w ostatnich latach wejście na giełdę, w 2020 zrealizowali swoje plany, i będą je realizować również w tym roku. Drugi powód to ogromny sukces wspierania branży venture capital przez polski rząd. W portfelach tego typu funduszy jest dużo ciekawych spółek, gotowych do wejścia na giełdę. A giełda jest dla funduszy VC atrakcyjnym sposobem wyjścia z inwestycji, szczególnie w przypadku większych firm, posiadających dostęp do globalnej płynności. Trzeci powód to dość duże zasoby pieniężne znajdujące się na rynku, cały czas uzupełniane przez banki centralne realizujące programy luzowania ilościowego. Zasadniczo nie przeradzają się one w inflację, a jeżeli tak to w minimalnym stopniu, natomiast powodują wzrost cen aktywów. Wielu przedsiębiorców ma teraz pokoleniową szansę, by na fali wzrostowej aktywów zbudować swoją prywatną zamożność. Stąd wejście na giełdę, sprzedaż pakietów akcji nie jest złym pomysłem.

Giełda stała się również rynkiem atrakcyjnym dla inwestorów indywidualnych, w zeszłym roku ich aktywność stała się znacznie większa. Z czego wynika zainteresowanie giełdą z ich strony?

- Główny katalizator zainteresowań to nowe spółki wzbudzające emocje. Są to silne marki konsumpcyjne. Inwestorzy chcą być częścią tej przygody. Kolejny element to polityka niskich stóp procentowych, która sprawia, że w Polsce mamy ujemną realną stopę procentową. Akcje stają się częściowym zabezpieczeniem przed ryzykiem inflacji. Trzeci powód to znana prawda, że płynność rodzi płynność. Bardzo duża obecność inwestorów zagranicznych poprawiła współczynnik obrotowości. Giełda stała się atrakcyjna, więc wchodzą na nią kolejni inwestorzy... Dla pojawienia się inwestorów zagranicznych nie bez znaczenia są Pracownicze Plany Kapitałowe. PPK dały giełdzie to, czego brakowało jej przez ostanie lata, czyli lokalnego profesjonalnego inwestora instytucjonalnego, który netto kupuje akcje. Wielu inwestorów zagranicznych pyta nas, w co na GPW inwestują zarządzający Pracowniczymi Planami Kapitałowymi? Możemy spojrzeć na ich portfele, widzimy co cieszy się ich zainteresowaniem. Ich strategie są częściowo lub całkowicie replikowane przez inwestorów z zagranicy.

W co w takim razie inwestują PPK? Teoretycznie powinny być to inwestycje bardzo zachowawcze...

- Inwestycje PPK uwzględniają horyzont inwestycyjny, są to fundusze zdefiniowanej daty. Ważniejsze jest to, że dla inwestorów, którzy dopiero zapoznają się z polskim rynkiem, głównie dla inwestorów azjatyckich, niezwykle istotne jest to, co kupują lokalni inwestorzy profesjonalni. Mając fundusze emerytalne, stajemy się dla zagranicy dużo bardziej atrakcyjnym rynkiem. PPK to aktywny nowy gracz posiadający świeże środki, które może lokować na GPW. Jest on dla nas bardzo ważny.

Rozmawiał Stanisław Koczot

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »