Giełdy. Bessa na GPW i na Wall Street może potrwać jeszcze kilka miesięcy
WIG20 jest najsłabszy od marca 2020 roku, a S&P500 - od prawie dwóch lat. Wielu ekonomistów prognozuje, że kryzys na giełdach nie zakończy się przed zimą. Wygląda na to, że bessę, rozpędzoną za sprawą serii podwyżek stóp procentowych, nie jest łatwo zatrzymać - ani w Warszawie, ani w Nowym Jorku.
- Historia uczy, że na GPW złe trendy odwracały się dopiero, gdy RPP zaczynała wycofywać się z podwyżek stóp - tymczasem cykl zacieśniania polityki pieniężnej w Polsce nie musi się szybko skończyć
- Michael Wilson, główny strateg Morgan Stanley, twierdzi, że bessa na Wall Street zakończy się dopiero wtedy, gdy indeks S&P500 osiągnie docelowy zakres 3000 do 3400 punktów (teraz jest to 3640)
- Ekonomiści HSBC uważają, że najgorszym miejscem do inwestowania jest teraz Europa z powodu kryzysu gazowego i energetycznego
WIG20 wczoraj był najsłabszym wskaźnikiem giełdowym w Europie. Spadł o 3,8 proc. do 1380 punktów, a to oznacza, że przegrał "bitwę pod Grunwaldem" - nie obronił poziomu 1410 punktów. Licząc od początku roku WIG20 cofnął się już o 40 proc. i lokuje się najniżej od 18 marca 2020 roku, gdy rynki popadały w covidowy kryzys.
Najważniejsze europejskie akcje też pogłębiły w czwartek wyprzedaż. Niemiecki DAX i francuski CAC40 zamknęły się na prawie dwuletnich minimach, spadając odpowiednio o 1,7 i 1,5 proc. Obu tym rynkom nie pomaga prognoza, że przy najbliższej okazji Europejski Bank Centralny wybierze radykalny wariant polityki monetarnej, gdyż inflacja w Niemczech wzrosła we wrześniu do 10 proc.
Wyceny akcji notowanych w Warszawie mają już skrajnie niskie wartości. Szacuje się, że wskaźnik ceny do prognozowanych zysków (C/Z) polskich spółek nie osiąga nawet poziomu 6,0, co jest wartością niższą od notowanej jesienią 2008 roku po upadku Lehman Brothers.
Teoretycznie przy takim poziomie C/Z inwestorzy już nie powinni pozbywać się akcji. Jednak wielu ekspertów prognozuje, że na apogeum strachu i pesymizmu na GPW będziemy musieli poczekać do czwartego kwartału tego roku albo nawet do początku 2023 roku.
Wrześniowemu trendowi spadkowemu na polskiej giełdzie towarzyszy bowiem widmo nadchodzącej recesji i groźna perspektywa rozregulowania gospodarki na skutek dużego wzrostu cen nośników energii. Nie jest wykluczone, że Rada Polityki Pieniężnej będzie musiała nadal podnosić stopy procentowe, mimo że robi to regularnie od prawie roku.
Analitycy iWealth Management przypominają, że - historycznie rzecz biorąc - na giełdzie w Warszawie odwrócenie złego trendu zaczynało się zazwyczaj jakiś czas po zainicjowaniu przez RPP złagodzonej polityki pieniężnej. Żaden z głębokich trendów spadkowych na GPW - czy to w latach 2018-20, czy w 2008-09, czy w 2000-01 - nie osiągnął twardego dna, gdy RPP dopiero zaczynała obniżać stopy procentowe. A w dwóch z tych przypadków WIG przestał spadać dopiero po 3-4 cięciach stóp. Wygląda na to, że bessę, rozpędzoną za sprawą serii podwyżek stóp, nie jest łatwo zatrzymać.
W Nowym Jorku indeks S&P500 odnotował wczoraj najmocniejszy spadek od ponad dwóch tygodni (2-procentowy) i zakończył dzień na najniższym poziomie w tym roku (3640 punktów). To najsłabszy kurs zamknięcia od listopada 2020 roku.
Wall Street bardzo nerwowo reaguje na politykę podwyżek stóp procentowych prowadzoną lub zapowiadaną w USA, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i strefie euro. W dodatku, analitycy z wielu renomowanych ośrodków obniżają prognozy zysków, które amerykańskie spółki mogłyby osiągnąć w 2023 roku.
Negatywny, wrześniowy trend na giełdzie w Nowym Jorku zaskoczył wielu analityków. Całkiem niedawno eksperci Goldman Sachs, powołując się na "dramatyczną" zmianę na ścieżce wyższych stóp procentowych w USA, obniżyli swój cel dla S&P500 na koniec roku z 4300 do 3600 punktów. Tymczasem już dziś S&P500 jest na poziomie 3640 punktów.
Główny strateg Morgan Stanley, Michael Wilson, twierdzi, że bessa na rynku akcji zakończy się dopiero wtedy, gdy indeks S&P500 osiągnie docelowy zakres 3000 do 3400 punktów. W jego ocenie, nastąpi to jeszcze tej jesieni lub na początku przyszłego roku.
Ekonomiści Citigroup też przewidują, że indeksy na Wall Street nie podniosą się do końca roku, gdyż wyniki finansowe osiągane przez amerykańskie spółki nie są wystarczająco dobre. - Biorąc pod uwagę fakt, że zwrot w polityce monetarnej Fed na razie nie wchodzi w rachubę, niektórzy widzą szansę dla akcji w lepszych wynikach sezonowych spółek na przełomie listopada i grudnia. Wątpimy w to - oznajmił zespół kierowany przez stratega Dirka Willera w notatce dla klientów Citigroup.
Znany inwestor Ray Dalio twierdzi, że amerykańska giełda ma jeszcze do przebycia długą drogę "na południe" (czyli, będzie spadać), a potem w gospodarkę USA uderzy recesja. - Podwyżki stóp procentowych już znacznie spowolniły amerykański wzrost gospodarczy. Zaczynam widzieć wszystkie typowe wczesne oznaki recesji. To przede wszystkim kurczenie się sektorów mieszkaniowego i motoryzacyjnego, czyli branż, które nie są odporne na wyższe stopy Fed. Jesteśmy w tej chwili bardzo blisko zerowego wzrostu - podsumował Ray Dalio.
Goldman Sachs też zapowiada recesję. - Większość inwestorów kapitałowych przyjęła pogląd, że scenariusz twardego lądowania jest nieunikniony. Ich uwaga skupia się na terminie, wielkości i czasie trwania potencjalnej recesji oraz strategiach inwestycyjnych dotyczących tej perspektywy. Większość zarządzających portfelami uważa, że w celu opanowania inflacji Fed będzie musiał podnieść stopy na tyle wysoko, że spowoduje to recesję w USA w którymś momencie w 2023 roku - napisał analityk Goldman Sachs, David Kostin.
Dla ekonomistów HSBC, Stany Zjednoczone są jednak i tak lepszym miejscem do inwestowania niż Europa. - Przed Europejczykami ciężka zima, ponieważ wysokie ceny gazu i energii sprawiają, że cała gospodarka Starego Kontynentu staje się mniej konkurencyjna - czytamy w opracowaniu analityków banku. Ich zdaniem, perspektywy makroekonomiczne dla Europy są ponure. Zakłócenia w dostawach towarów i wpływ wojny na ceny energii i żywności będą przyczyniać się do wzrostu inflacji i zmuszą banki centralne do agresywnego zacieśniania polityki pieniężnej.
- Należy unikać alokacji w Europie w poszukiwaniu wartościowych akcji, ponieważ kryzys energetyczny na tym kontynencie oznacza, że stosunek potencjalnego zysku do ryzyka jest zdecydowanie za mały. Klienci i inwestorzy powinni kierować się perspektywami gospodarczymi i zyskami, dlatego przestrzegałbym przed kupowaniem europejskich aktywów tylko ze względu na tańsze wyceny i niższe stopy procentowe - konkluduje Willem Sels z HSBC.
Jacek Brzeski