Giełdy nerwowo czekają na piątkowe dane
Przez większą część dnia nastroje na europejskich parkietach nie były najlepsze, jednak byki podejmowały próby powstrzymania przeceny. Najgorzej szło to w Paryżu i Londynie. Warszawa, Budapeszt, Ateny i Madryt poradziły sobie całkiem nieźle.
Widać też było pewną odporność na gorsze, niż się spodziewano dane z amerykańskiego rynku pracy. Liczba planowanych zwolnień oraz wniosków o zasiłek dla bezrobotnych rozczarowały, ale nie doprowadziło to do poważniejszych konsekwencji.
Wygląda na to, że rozstrzygnięcie nastąpi w piątek po publikacji kluczowych danych o zmianie liczby etatów w sektorze pozarolniczym. W nich cała nadzieja byków, bo dzisiejsze informacje o spadku liczby umów kupna domów aż o 30 proc. oraz odczyt wskaźnika aktywności gospodarczej w przemyśle Stanów Zjednoczonych okazały się fatalne. Na tym tle niewielkim pocieszeniem okazał się mniejszy, niż oczekiwano spadek wydatków na inwestycje budowlane.
Czwartkowa sesja na warszawskim parkiecie zaczęła się niezbyt pomyślnie dla posiadaczy akcji, choć atmosfera była nieco lepsza niż na głównych giełdach europejskich. Indeks największych spółek tracił na otwarciu 0,9 proc., a wskaźnik szerokiego rynku zniżkował o 0,7 proc. O prawie 0,8 proc. spadał mWIG40, zaś sWIG80 zniżkował o 0,2 proc.
W pierwszych minutach handlu spadkowiczom w gronie największych firm przewodziły banki. Akcje BRE i BZ WBK traciły po 2 proc., zaś walory Pekao i PKO spadały po 1,2 proc. Byki jednak szybko wzięły się do roboty i indeksy systematycznie odrabiały straty. Tuż po południu WIG20 wyszedł nad kreskę. W tej fazie najlepiej zachowywały się papiery KGHM, PKN Orlen i PZU, zyskujące po około 1 proc. Zmniejszyła się także presja podażowa na walory banków. Nie zachwycały akcje Tauronu.
Sprawdź bieżące notowania GPW na naszych stronach
Ich notowania poruszały się w przedziale od 4,96 do 5,06 zł. Wciąż więc przynoszą ich posiadaczom niewielkie straty. Szanse na dobrą końcówkę notowań pogrzebały jednak kiepskie dane z amerykańskiej gospodarki. Ostatecznie WIG i WIG20 zakończyły dzień symbolicznymi spadkami, sięgającymi setnych części procenta.
Wskaźnik średnich spółek stracił 0,51 proc., zaś sWIG80 zwiększył swoją wartość o 0,11 proc. Obroty wyniosły 1,55 mld zł. Na końcowym fixingu akcje Tauronu kosztowały 5,05 zł, o 1,6 proc. mniej, niż wynosiła cena emisyjna.
Środowa sesja na Wall Street przyniosła kontynuację trwającej już od kilku dni fali spadków. Indeksy straciły po około 1 proc., choć początkowo wydawało się, że ta "czarna seria" ma szansę zostać powstrzymana. Przez większą część dnia wskaźniki lekko zwyżkowały, jednak byki nie miały siły, by poderwać je bardziej energicznie w górę. Nie miały wsparcia w publikowanych wczoraj danych makroekonomicznych, szczególnie tych dotyczących niewielkiego wzrostu liczby zatrudnionych w sektorze prywatnym.
Losy sesji rozstrzygnęły się na niekorzyść posiadaczy akcji w ostatniej godzinie handlu po tym, jak agencja Moody's ostrzegła przed możliwością obniżenia ratingu Hiszpanii. Sytuacja na amerykańskiej giełdzie nie wygląda więc najlepiej. S&P500 powiększył skalę spadków trwających od 21 czerwca do prawie 8 proc. i znalazł się na poziomie najniższym od października ubiegłego roku.
Sprawdź bieżące notowania indeksów światowych
W równie złej kondycji znajdują się parkiety azjatyckie. Dziś dominowały na nich pokaźne spadki. Nikkei zniżkował o 2 proc., od kilku dni pełniąc niezbyt zaszczytną rolę lidera pod względem skali strat. Shanghai Composite zmniejszył swoją wartość o 1 proc. Atmosferę na całym kontynencie popsuły informacje wskazujące na hamowanie tempa wzrostu chińskiej gospodarki, uznawanej do niedawna za lokomotywę globalnego ożywienia. Indeks aktywności tamtejszego przemysłu traci na wartości już drugi miesiąc z rzędu.
Na głównych giełdach europejskich od rana widoczna była zdecydowana przewaga niedźwiedzi. Indeksy traciły na otwarciu po około 1,3 proc. To po części efekt rozczarowującego zakończenia środowej sesji za oceanem, a po części informacji o możliwości obniżenia ratingu Hiszpanii. Skala spadków szybko się zwiększała. Wskaźniki w Paryżu i Londynie przez moment traciły nawet po ponad 2 proc. DAX zniżkował w najgorszym momencie przed południem o 1,6 proc.
Sytuacja poprawiła się nieco po publikacji wskaźników aktywności gospodarczej w strefie euro, które co prawda nieznacznie zmniejszyły swoją wartość, jednak nie odbiegały od oczekiwań. Nastroje wokół Hiszpanii uspokoiły się po udanej sprzedaży obligacji o wartości 3,5 mld euro. Przy rentowności tylko nieznacznie wyższej niż przed miesiącem.
Nie najlepiej radziły sobie także parkiety naszego regionu. Indeksy w Moskwie i Sofii zniżkowały po 1,3-1,6 proc. W Bratysławie spadek sięgał 2,5 proc. Wskaźniki w Budapeszcie i Pradze traciły po około 0,4-0,6 proc. W ciągu dnia presja podaży nieco się zmniejszała. Szczególną konsekwencję w tym zakresie przejawiał indeks we Frankfurcie. Nie udawało mu się jednak wyjść na plus. Gwiazdą był natomiast indeks w Atenach, który rósł o 1,9 proc. Nad kreską znalazły się także Budapeszt i Madryt.
Tuż po godzinie 16.00 indeks w Paryżu zniżkował o ponad 2.5 proc., FTSE tracił 1,5 proc., zaś DAX spadał o 1 proc. w reakcji na złe dane z rynku nieruchomości oraz na spadek wskaźnika aktywności gospodarczej w amerykańskim przemyśle.
Środowa informacja o zagrożeniu obniżeniem ratingu Hiszpanii jedynie na krótko zachwiała kursem euro. Spadł on wczoraj wieczorem do 1,22 dolara, a dziś rano jeszcze nieznacznie zniżkował. Z odsieczą przyszła wiadomość o udanej aukcji hiszpańskich obligacji.
Wspólna waluta zdrożała błyskawicznie z 1,2195 do 1,2336 dolara, ze sporą nawiązką odrabiając wcześniejsze straty. Choć nie widać zagrożenia powrotem do spadkowej tendencji kursu euro, nie oznacza to, że na światowym rynku walutowym zapanuje spokój. Inwestorzy, widocznie zmęczeni tą przepychanką i niedowierzający ani dolarowi, ani euro, nadal chętnie kupują franki i jeny. Jeszcze w ubiegły piątek za dolara trzeba było płacić nieco ponad 1,1 franka, dziś około południa już tylko niecałe 1,07 franka, czyli o prawie 3 proc. taniej.
Sprawdź bieżące notowania walut na naszych stronach
To niestety nie daje powodów do zadowolenia naszym posiadaczom kredytów we frankach. Dziś rano na rynku międzybankowym za "szwajcara" trzeba było płacić aż ponad 3,17 zł, najdrożej od marca ubiegłego roku. Na szczęście w następnych godzinach złoty odrobił nieco straty, docierając około południa do 3,14 zł. Zdecydowanie taniał także dolar.
Rano wyceniano go na 3,4 zł, w południe już o niemal 5 groszy mniej. Z euro nie szło już tak dobrze. Za wspólną walutę trzeba było płacić od niecałych 4,14 do ponad 4,16 zł.
Na naszej giełdowej huśtawce czwartkowa sesja należała do tych, które wyróżniały nas siłą. Inwestorów nie speszyło ani kiepskie zakończenie środowej sesji za oceanem, ani fatalny początek handlu na głównych parkietach europejskich. Byki tylko przez pierwszą godzinę nie kwapiły się do działania.
Po jej upływie konsekwentnie pchały indeks największych spółek w górę, by w końcu wywindować go nad kreskę. Wielkiego stylu w tym ruchu nie było widać, ale liczy się skutek. Podaż także była bardzo niemrawa, co pozwoliło na przyspieszenie zwyżki w końcówce sesji. Fatalne dane ze Stanów Zjednoczonych nie pozwoliły jej utrzymać.
WIG20 nie zdołał dotrzeć do 2300 punktów, ale grunt do ewentualnego ataku na ten poziom został przygotowany. Teraz wypada tylko czekać na piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy.
Roman Przasnyski