Inwestorzy czekają na nowy parlament
Wątpliwe, aby posłowie przegłosowali dziś skrócenie kadencji Sejmu. Prawie cały SLD opowiada się za jesiennym terminem wyborów.
Premier Marek Belka ogłosił oficjalnie, że 8 maja będzie uczestnikiem pierwszego kongresu Partii Demokratycznej i stanie się tym samym jej członkiem-założycielem. Dla części działaczy SLD akces szefa rządu do tego ugrupowania jest niedopuszczalny. I ta właśnie "obrażona" część Sojuszu może poprzeć skrócenie kadencji Sejmu. Niewykluczone że właśnie z tego powodu prezydium klubu wprowadzi na dziś dyscyplinę w głosowaniu. - Zobaczymy jednak, co się stanie. Sama jeszcze nie wiem, co zdecyduję - powiedziała nam Katarzyna Piekarska, wiceprzewodnicząca SLD. Spekuluje się, że za samorozwiązaniem opowiedzieć się mogą minister spraw wewnętrznych i administracji Ryszard Kalisz oraz szef resortu gospodarki Jacek Piechota. Na pewno uczyni to marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz. - Nowemu rządowi trzeba dać swobodę w kształtowaniu budżetu - tłumaczy.
Inne przyczyny podaje opozycja. "SLD dostarczył licznych dowodów, że (...) nie jest zdolny do jakichkolwiek korekt skrajnie szkodliwej i antypaństwowej polityki" - czytamy we wniosku PiS. "Przyśpieszone wybory są zgodne z obietnicami rządzącej lewicy, opozycji i nastrojami społeczeństwa" - uważa z kolei LPR.
PO, PiS, Samoobrona, PSL i LPR zdają sobie jednak sprawę, że samymi słowami głosowania nie wygrają. Ściągają zatem posłów nawet ze szpitali, wprowadzają dyscyplinę. Potrzebują aż 307 głosów. Uwzględniając fakt, że Unia Pracy i Stronnictwo Gospodarcze zagłosują przeciwko samorozwiązaniu, z SLD "wyłamać" się musi ponad 30 parlamentarzystów. To mało prawdopodobne. - Zmiana stanowiska dużej części posłów SLD nie nastąpiła - przyznał wczoraj w Polskim Radiu W. Cimoszewicz.
Premier sam tymczasem namawia do samorozwiązania Sejmu. - Krótsza kampania może posłużyć Polsce - przekonuje. Wiadomo, że M. Belka 6 maja złoży dymisję na ręce prezydenta. Ten, jak już zapowiadał, nie przyjmie jej. Wtedy ruszy procedura trzykrotnego wyłaniania kolejnych kandydatów na premiera. W tym czasie rządziłby obecny szef rządu. Ekonomiści uważają, że zamieszanie z tym związane nie powinno mieć negatywnego wpływu na gospodarkę. - Scenariusz ten jest już uwzględniony w kursie złotego - uważa Jacek Wiśniewski, analityk Pekao. Jego zdaniem, inwestorów ucieszyłaby inna sytuacja - skrócenie kadencji parlamentu. - Sondaże pokazują teraz, że uda się stworzyć dwupartyjną koalicję, co jest korzystne dla gospodarki. Nie wiemy jednak, czy taki rozkład sił utrzyma się do jesieni. A to zwiększa niepewność na rynku - podkreśla J. Wiśniewski.