Jeśli Trump wygra wyścig do Białego Domu, giełdy w USA, Europie oraz Azji zareagują wstrząsem
Kandydatka Demokratów zagraża amerykańskim bankom i firmom farmaceutycznym, notowanym na Wall Street. Rynki finansowe wolą jednak, by to ona została nowym prezydentem USA. Hillary Clinton gwarantuje bowiem stabilność gospodarki, inaczej niż nieprzewidywalny Donald Trump. Jego wygrana uderzyłaby w giełdy na całym świecie.
Amerykańska gospodarka jest największą na świecie, dlatego wybór nowego przywódcy USA będzie miał duży wpływ na międzynarodowe rynki. Jak tłumaczy Przemysław Kwiecień´z domu maklerskiego X-Trade Brokers, spodziewane wyniki powodują zwykle łagodne reakcje na giełdach, trwające np. jeden dzień. Tak też miało być w przypadku zwycięstwa Hillary Clinton, która do niedawna powszechnie była uważana za faworytkę kampanii prezydenckiej. Kandydatka wciąż utrzymuje wysokie poparcie wśród wyborców, ale Donald Trump coraz bardziej zyskuje w sondażach. Rośnie więc niepewność na rynkach giełdowych.
- Ewentualne zwycięstwo Donalda Trumpa wywołałoby większy wstrząs na rynkach niż wygrana Hillary Clinton. W przypadku jego sukcesu przewidywałbym bardzo negatywne reakcje indeksów giełdowych, przynajmniej w pierwszych dniach po ogłoszeniu wyników, i to nie tylko w USA. Oczywiście takie wydarzenie najsilniej wpłynęłoby na amerykańskie parkiety. Ale światowe giełdy są ze sobą tak mocno powiązane, że spodziewałbym się wyraźnego oddźwięku również w Azji i Europie. Dlatego, GPW też może być zagrożona, mimo że zazwyczaj najbardziej wpływają na nią czynniki krajowe - mówi Kwiecień.
Wyniki wyborów poznamy nad ranem, 9 listopada. Decydująca faza nastąpi pomiędzy godziną 01:00 a 02:00 w nocy naszego czasu. Wówczas zakończy się głosowanie w kluczowych stanach na wschodnim wybrzeżu. Jak wyjaśnia ekspert, międzynarodowe rynki będą natychmiast reagowały na bieżące doniesienia płynące z tamtej części Stanów Zjednoczonych. W przypadku rosnącego poparcia dla Donalda Trumpa, nerwowość może pojawić się w pierwszej kolejności na parkietach w Azji, gdzie wówczas, o poranku, maklerzy będą rozpoczynali pracę na giełdach.
- Rynki akcji tradycyjnie wolałyby na stanowisku prezydenta USA kandydata Republikanów, ponieważ z reguły im sprzyja. Jednak teraz, wyjątkowo, liczą na wygraną Hillary Clinton. Ona zapewnia bowiem gwarancję, że nie nastąpią żadne zaskakujące zmiany gospodarcze czy polityczne. Demokratka naturalnie powinna kontynuować działania dotychczasowego lidera jej partii, Baracka Obamy, który rządzi już od 8 lat. Na Wall Street wielu przedsiębiorców może się obawiać byłej pierwszej damy po tym, jak przedstawiła niekorzystne propozycje dla niektórych gałęzi biznesu. Ale jej przewidywalność sprawia, że parkiety zareagowałyby pozytywnie, gdyby wygrała - tłumaczy Kwiecień.
Hillary Clinton chce podnieść opodatkowanie największych, amerykańskich banków, których aktywa wynoszą powyżej 50 miliardów dolarów. W przypadku jej zwycięstwa ten sektor musiałby więc dostosować się do nowych, trudnych warunków rynkowych. Podobne zagrożenie dotknęłoby firmy farmaceutyczne, które w ostatnich latach bardzo dobrze radziły sobie na Wall Street. Przedstawicielka Partii Demokratycznej zapowiedziała bowiem większą regulację polityki cenowej w Stanach Zjednoczonych. Oznacza to, że najdroższe leki musiałyby stać się sporo tańsze. Tymczasem ich koszt wynika m.in. z wysokich nakładów finansowych ponoszonych zarówno na etapie testów, jak również z procesu produkcji. To oczywiście byłoby niekorzystne dla całego sektora biotechnologicznego.
- Trudno przewidywać, jakie decyzje podjąłby Donald Trump, gdyby faktycznie zdobył fotel prezydenta USA. To, co zapowiadał w trakcie kampanii wyborczej, ma charakter populistyczny i nie układa się w jeden, spójny plan. Dlatego, nie można wierzyć, że spełni swoje obietnice po ewentualnej wygranej. Wiadomo jednak, że chciałby wzmacniać branżę energetyczną. Na jego zwycięstwie mogłyby zyskać spółki związane z wydobyciem węgla, ale straciłyby prawdopodobnie firmy działające w sektorze odnawialnych źródeł energii - ocenia Kwiecień.
Zdaniem eksperta, kierunek polityki zagranicznej, który mógłby obrać Donald Trump jako potencjalny prezydent USA, również jest dość niepewny. Podczas całej kampanii kandydat zgłaszał różne pomysły. Jeden z nich dotyczył zniesienia amerykańskich wiz dla Polaków. Ale, w ocenie Przemysława Kwietnia, był to jedynie gest wykonany na potrzeby uzyskania poparcia Polonii. Hipotetyczna wygrana lidera Republikanów nie wpłynęłaby też w istotny sposób na polską gospodarkę, podobnie jak ewentualne zwycięstwo Hillary Clinton.