Koniunktura na giełdzie. WIG20 w pogoni za Wall Street
Główny indeks GPW na przedostatniej sesji przed trzydniową majówką osiągnął poziom notowany poprzednio na początku stycznia. Duży udział w osiągnięciu tak wysokiego pułapu miały mocno drożejące banki, gdyż inwestorzy uznali, że "frankowy" werdykt TSUE jest dla nich korzystny. Dalsze wzrosty na warszawskim parkiecie mogą być powodowane przez giełdową hossę w USA.
WIG20 o wartości 2050 punktów jest dobrym punktem wyjścia do dalszego marszu w górę. W środę główny wskaźnik na GPW wzrósł o 1,5 proc., a w czwartek o 1 proc., choć w środku dnia poprawiał się nawet o ponad 2 proc. Dla znawców analizy technicznej WIG20 po przełamaniu poziomu 2035 punktów ma szansę na ruch w stronę 2100 punktów.
Darmowy program - rozlicz PIT 2020
W ostatnich miesiącach, a nawet latach, liczni analitycy za słabą stronę WIG20 uznawali jego strukturę - zbyt duży udział spółek Skarbu Państwa reprezentujących przestarzałe sektory gospodarki, takie jak górnictwo, czy energetyka węglowa. Banki też nie były traktowane jak atut.
Wczoraj jednak największy wpływ na wyjątkowo dobry wynik WIG20 miały właśnie banki. O ponad 6 proc. podrożał PKO BP, a o ponad 5 proc. akcje Santandera, Aliora i mBanku (choć te dwa ostanie nie należą do WIG20). Indeks WIG-Banki poszedł w górę o 4,3 proc.
PKO BP przed sesją opublikował raport za 2020 rok, w którym pokazał prawie 2,6 miliarda złotych straty. Jej przyczyną było wcześniej zapowiadane utworzenia funduszu na ugody w sprawie kredytów frankowych. Jednak wczorajszy wyrok TSUE dotyczący frankowych umów kredytowych banków z klientami inwestorzy giełdowi uznali za "niezły dla banków".
Maciej Leściorz z CMC Markets podkreśla, że duże znaczenie dla poprawy nastrojów na warszawskiej giełdzie ma także zmiana nastawienia do spółek energetycznych, po tym jak tydzień temu rząd zapowiedział, że wydzielone zostaną z nich aktywa węglowe. Tylko wczoraj PGE podrożała o 6,2 proc., a Tauron o 3,3 proc.
WIG20 w ostatnim czasie zupełnie nie dotrzymywał kroku zachodnim indeksom, takim jak amerykański S&P500, czy niemiecki DAX. - To może się zmienić w najbliższym czasie. Maj na warszawskim parkiecie powinien być udany. Słabnący dolar będzie sprzyjał giełdom rynków wschodzących - prognozuje Maciej Leściorz z CMC Markets. Osłabienie amerykańskiej waluty jest następstwem konsekwentnego utrzymywania luźnej polityki pieniężnej przez Rezerwę Federalną.
Z kolei prezes Quercus TFI Sebastian Buczek, w rozmowie z Interią powiedział, że skoro giełda w Polsce nie miała tak udanych ostatnich lat jak rynek amerykański, to ma teraz duży potencjał. Jego zdaniem, akcje wielu solidnych firm notowanych na GPW mają atrakcyjne ceny, a indeksy mogą wkrótce zmierzyć się z rekordowymi poziomami z 2007 roku. Prognoza prezesa Qiuercus TFI jest odważna, bo na przykład WIG20 czternaście lat temu miał wartość niemal dwa razy większą niż teraz.
Odważne prognozy przedstawiają ostatnio także renomowane instytucje zachodnie, kiedy przewidują rozwój wydarzeń na Wall Street. Analitycy Goldmana Sachsa są zdania, że giełda nowojorska ma za sobą wyjątkowo silną, ale jednak dopiero początkową fazę zwyżek. I dodają, że w tej chwili rynek wchodzi w drugi - najdłuższy - etap hossy. Nie podzielają przy tym opinii, że jesteśmy świadkami bańki spekulacyjnej na Wall Street.
"Od dna załamania w marcu 2020 roku światowe rynki akcji notują dużo poważniejsze wzrosty, niż miało to miejsce w czasie przeciętnego ożywienia w ostatnich 50 latach. Najnowsze zwyżki są nawet silniejsze niż w czasie odbicia po kryzysie finansowym w 2008 roku. Jest to niezwykłe, zważywszy że wówczas skala wcześniejszego załamania sięgnęła 56 proc., a w czasie pandemii zaledwie 34 proc." czytamy w raporcie Goldman Sachs.
Autorzy raportu uważają, że gwarancją bezpieczeństwa dla inwestorów jest rychła perspektywa wejścia gospodarek w pierwszy od dwóch dekad dłuższy okres silnego i równomiernego wzrostu ekonomicznego. Dobrą, globalną koniunkturę wspierać powinny ujemne realne stopy procentowe oraz stymulacja fiskalna prowadzona przez poszczególne rządy.
Z kolei eksperci banku inwestycyjnego Citi Group są przekonani, że na rynkach kapitałowych awersja do ryzyka ciągle jest nieduża i dlatego wskaźniki giełdowe nadal mogą rosnąć. W USA niedźwiedź przegrywa z bykiem, także dlatego, że ekonomiści nie mają większych zastrzeżeń do forsowanego przez prezydenta Joe Bidena planu odbudowy gospodarki narodowej, którą demokratyczni kongresmeni nazywają “kompleksową i przemyślaną wizją, zapewniającą drogę do sukcesu ludziom w całym kraju."
O tym jak bardzo dobre nastroje panują wśród inwestorów świadczy fakt, że przez 100 dni prezydentury Joe Bidena wskaźniki giełdowe niezwykle się wzmocniły, choć lokator Białego Domu nie ukrywa, że jest zwolennikiem podniesienia podatków, także od dochodów kapitałowych. "Studniówka" Bidena poprawiła indeks S&P500 o ponad 10 proc., a Dow Jones o prawie 9,5 proc., co jest najlepszym rezultatem od 88 lat (od czasów Franklina D. Roosevelta).
Statystycy wyliczyli, że akcje mają tendencję do osiągania lepszych wyników w ciągu pierwszych kilku miesięcy każdej nowej kadencji, gdy w Gabinecie Owalnym zasiada prezydent z ramienia Demokratów, a nie Republikanów. Podczas gdy S&P500 poprawił się średnio o 3,2 proc. w ciągu pierwszych 100 dni każdej kadencji prezydenckiej, to po objęciu Białego Domu przez Demokratę wzrost wynosił przeciętnie 6,9 proc., natomiast za rządów Republikanina odnotowano średni spadek o 1,3 proc.
Jacek Brzeski